Byłem w Gruzji w czerwcu, ale Land Roverem.
Oczywiście jechaliśmy przez UA i RUS.
W stronę do. 1 mandat na UA (to było przed EURO) za.... za coś tam. Potem miła kontrola na ichniejszej autostradzie i ... szerokiej drogi. Na granicy UA z RUS - superrr. Zajęło nam trochę czasu wypełnienie (prawidłowo) ichniejszych papierów, ale poszło bez zaglądania do aut i ich wybebeszania.
Dwie kontrole po drodze i pijany gliniarz z kałachem przewieszonym przez ramię, ale pogadaliśmy, pooglądał oszpejowane auta i machnął ręką aby jechać.
Potem niemiła przygoda na tzw. granicy z Osetią. Skasowali nas na 3000 rubli, ale zaczęli od 100 euro od auta. Dalej spokój i cisza, choć nie zdążyliśmy dojechać do 19.00 na granicę z Gruzją (było przed sezonem), ale miły, poważnie, pogranicznik rosyjski nam powiedział co i jak i jeszcze wieczorkiem zajechał zapytać czy wszystko OK i nawet napić się nie chciał



.
Gruzja, już wielokrotnie opisywana, to istna bajka z policją. Nas patrol policji poprowadził 5 km za miasto, aby pokazać gdzie dobrą wodę nabrać, a drugi na sygnale w Kutaisi pod prąd pojechał eskortując nas, abyśmy dojechali do centrum miasta, zamiast włóczyć się obwodnicą. A tylko zapytaliśmy o drogę.
Powrót, to także małe przygody. Mineralne Wody. Łapali wszystkich z zagramanicznymi tablicami. Mi powiedzieli, że jestem pijany. Idę dmuchać. Koleś wyciąga jakiś śmieszny alkomat z marketu (choć siedzieli w nowych Mondeo), daje mi rurkę, jak do drinków i każe dmuchać. Dmucham i wyraźnie czuję alkohol w środku. Wychodzi 0.3 i chcą mi zabrać prawko i odholować auto.
Stres, adrenalina, ale olśnienie - chcę na badanie krwi, a oni, że u nich do "wracia nie lzia" i że policja może wszystko, a on kapitan i takie tam.
No to ja im, że dzwonimy do ambasady i w długą do auta po telefon, niestety papiery od auta u policmajstra.
Jakie zaskoczenie - w naszej ambasadzie nikt "nie rabotajet" po 16.00.
Wracamy do nich razem z kumplem, a on zabrał ze sobą swoją magiczną, jak się później okazało, niebieską aktówkę. Wsadził głowę przez okno do radiowozu i zapytał "No i kak budiet". Kapitan dał nam wykład, że w Rosji nie można jeździć po pijaku, że jest 0.0 i jak wypijesz nawet 1 piwo, to 2 dni nie możesz jechać, po czym oddał papiery i kazał "ujeżdżat"
Potem za jakieś 50 km dalej radar i na 100 metrach ograniczenie prędkości z 90 do 50 i 30 i oczywiście radar stał na 30-tce.
Znowu magiczna niebieska teczuszka poszła w ruch, trochę śmichów i gadki o Euro i .... bez konsekwencji pojechaliśmy dalej, dzięki koledze Jac-owi.
UA już bez przeszkód, dużo radarów, my jechaliśmy przepisowo, a policja chyba miała prikaz nie kontrolować inostranców, bo Euro trwało jeszcze.
Aaaa fajna przygoda nas spotkała koło Charkowa. Zajechaliśmy nad takie ustronne jeziorko z super miejscówką do noclegu. Miało być cicho i pusto, a tam lokersi sobie urządzili piknik. My z boczku przycupnęliśmy, ale nas zaprosili, więc głupio było odmówić. Jak się skończyło, to chyba każdy wie


. Następnego dnia, gdy mrówki za głośno tupały i każdy miał japońską chorobę SUSZI

podjeżdża biały Merc, z którego wychyla się policjant z komórką przy uchu i dziwnie na nas spogląda. Myślę sobie, kurka wodna, znowu się przypierdzieli o nie wiadomo co, a on do nas, czy przywieść nam piwo i fajki, bo koleżka Tola, z którym w nocy balowaliśmy, prosił go, aby się nami zaopiekować



. Szczęka nam wszystkim opadła. Policja nam piwo przywozi - to się nazywa gościnność.
Wowka, policjant z Merca, potem z nami oczywiście to piwo pił, a opowiedział także o tym, że policja w UA musi sama opłacać sobie paliwo do służbowych aut. Nie z budżetu, a z własnej kieszeni poszczególnego policjanta, więc oni kroją wszystkich na kasę za byle duperele i najpierw opłacają wachę do aut służbowych, a co zostanie dzielą między siebie, oczywiście odpalając odpowiednią działę szefostwu.
To tyle w temacie podróży.
Powiem na koniec, że jakby było prosto i bez przygód, to nie było by co wnukom opowiadać.