Argumenty, że kończy nam się wiza wywołała kolejny wybuch emocjonalnego policjanta. Zrozumieliśmy fragment jego telefonicznej rozmowy. Najbliższy termin oczekiwania na sąd (najwcześniej za 7 dni). Chwila krzyków do telefonu spadek emocjonalnej tonacji. Niecierpliwe oczekiwanie - co dalej ... ? Niespodziewanie policjant niechętnie odrzuca nasze papiery i puścił nas wolno.
Puściły nerwy i emocje, które towarzyszyły nam przez ostatnią godzinę. Odjeżdżając zatrzymał się i wykrzyknął z samochodu coś czego już nie zrozumieliśmy jedynie to żebyśmy uważali i przestrzegali przepisów.
Nasz znajomy, który wiózł nas łódką na wyspę Kiży ostrzegał nas, że im bardziej na południe tym więcej będą nasz kosztowały spotkania z policją. Najgorsze okolice to Rostów nad Donem, do którego mamy ponad 1300 km a to jedyna droga nad morze Azowskie. Co robić dalej ... ?
Późną nocą dojeżdżamy do Moskwy. Jest 00.30 czasu miejscowego. Korek w odległości 20 km od centrum, w którym stoimy 2-2,5 h. Za pomocą młodego Rosjanina podjeżdżamy pod sam plac czerwony.

Centrum Moskwy zwiedzamy ok. godziny 3.00. Pięknie oświetlone i bez tłumów turystów, choć i tych nie brakowało.

Dosyć sprawnie wyjeżdżamy z Moskwy.
Wjazd na autostradę. Dwa rodzaje cen nocne i dzienne. Dla motocykla to groszowe sprawy. Pani przy bramce pokazuje żebyśmy jechali bez opłaty. Za bramkami zatrzymujemy się żeby dać sobie chwilę odpoczynku. W mgnieniu oka podbiega do nas jakiś gość. Coś krzyczy w emocjach. Nagle wyciąga jakąś legitymację i wymachuje krzycząc. Chce aby Tamara zsiadła z motocykla. Mi każe podwieźć się do bramek na autostradzie - pod prąd. Tamara tłumaczyła, że chciał zarekwirować motocykl
Mając przykre doświadczenie sprzed kilku godzin nie chcę się zgodzić.
Jego krzyk i emocje wzięły jednak górę nad świeżymi jeszcze przeżyciami. Awaryjne i pod prąd. Wysadzam gościa i zawracam. Po bezpiecznym powrocie zabrałem Tamarę na moto. Jedziemy dalej - faktycznie między tirami na poboczu stał samochód z rozbitą szybą i schylony do wnętrza pojazdu facet (pilnujący lub kradnący)- do tego grabież i jakiś wypadek. W całym tym zamieszaniu nie zrozumieliśmy do końca o co chodziło.
Po zjeździe z autostrady (prawie świt) nocujemy w zbożu mając ok. 150 km do Wołgogradu.

Po niedługiej przerwie na spanie ruszamy dalej.

Dzień 11. Kładziemy się spać ok. 5.00 nad ranem. Śpimy ok. 4 h i dzień mija nam pod tytułem "jazda". Po przejechaniu ponad 700 km nocujemy przed Wołgogradem. Jazda w nocy była zbyt niebezpieczna. Co chwile uciekaliśmy na pobocze przed wyprzedzającymi tirami. Widocznie dla nich jedna lampka z przodu nic nie znaczy.
Szukamy noclegu. Może zajazd ?
Jeden z napotkanych wyglądał ekskluzywnie. 750 rubli/osoba. Ja stawiam motocykl w garażu. W tym czasie Pani z recepcji wyprowadziła Tamarę poza budynek. Okazuje się, że mamy spać w czymś ala większy bungalow. Dwa łóżka + umywalka (bez prysznica i bez wody. Jak to usłyszałem od razu zapadła decyzja, że nie nocujemy w tych warunkach za tą cenę. W tym czasie obsługa zaczęła przynosić wodę w podlewaczkach i wlewać ją do bańki nad umywalką. Nic to nie zmieniło. Jedziemy dalej i nocujemy niedaleko drogi w skoszonym zbożu.
Dzień 12 (31 VIII)
Dzięki temu, że zmęczeni z niewyspania do tego po długim przebiegu kładziemy się wcześniej spać.
Wstajemy rano-chcemy dojechać do Gruzji.
Zostawiamy z boku Morze Azowskie i Kaspijskie. Dzięki pomocy młodego Rosjanina sprawnie przejeżdżamy moloch Wołgograd. Na każdym skrzyżowaniu policjant.
Czuć już potworny upał. Wczoraj były silne i zmienne wiatry. Dziś wiatr pomiata nami jak chce. Nagłe zmiany i 180 stopni silnych podmuchów sprawia, że tańczymy po całym pasie. Jest niebezpiecznie. Dodatkowe utrudnienie w tych podmuchach to szybko przejeżdżające tiry.
Kałmucja - stepy. Gdzie okiem sięgnąć spalone od słońca łąki i pola. Gdzieniegdzie pagórki i wyschnięte rzeki. Dużo mniej kontroli policji. Mkniemy.
Mamy dobry czas. czujemy, że spokojnie dojedziemy do Władykaukazu.
Troickoje - ok. 15 km od stolicy Kałmucji Elista.
Tragedia - padło nam łożysko koła talerzowego w tylnym kole. Znając opowieści znajomych - po wymianie 1000/2000 km i dalej pada nie czuję się komfortowo.
Pozostaje nam tylko jedna myśl - laweta lub pomoc tubylców.

Wyciek oleju powiedział nam wszytko - już to raz przeżyliśmy ale do domu było znacznie bliżej. Autopomoc wykupiona ale najbliżej obowiązuje na Ukrainie (ok 600 km).
Tamara bardzo dobrze po rosyjsku więc idzie po pomoc do widocznego patrolu policji. Ja zrezygnowany zaczynam robić zdjęcia. Ku mojemu zdziwieniu sami skośnoocy. Co jest grane ?