Poranek - czas wstać - zjeść coś i się zwijać w drogę, głowy ciężkie po wczorajszym wieczorze...
Standardowo śniadanie: jajecznica z 6 jajek i
Rashers'y - czyli plastry bekonu... - polecam na biwaki - małe to to, na grila można wrzucić, do jajecznicy,,, i dzięki temu, że słone nie trzeba wozić soli ze sobą...
Jedząc jajecznice - uzgodniliśmy, że jedziemy na północ - zobaczyć miejsce, w którym oficjalnie rozpoczęło się Long Way Down z McGregorem, tym drugim kolesiem i ich ekipą...
Zwijamy namioty, sprzątamy pobojowisko po wczorajszej imprezie i niemrawo wyruszamy w trasę...
Jest już po 13...
Pierwszy widoczek...
Jedziemy lightowo...
Często zatrzymujemy się i robimy lanserskie zdjęcia...
Most Caolas Cumhann
Za mostem zatrzymujemy się, oczywiście zdjęcia...
Banditos "schodzi na kolano"
A potem "na koło"
Na parking po jakimś czasie zajeżdża niemiec na takiej ło wydumce:
Jedziemy dalej - znów widoczki, wąskie dróżki z zatoczkami do mijania się
- coraz mniej cywilizacji...
Chłopaki się śmieją z mojej suszarki do skarpet - ale fakt - wiszące po obu stronach skarpety, falujące na wietrze podczas jazdy musiały wyglądać śmiesznie...
Dojeżdżamy na północ - droga A838 wspina się na płaskowyż - na którym przez kilkanaście/kilkadziesiąt kilometrów nie spotykamy ani jednej osady...
Temperatura spada do ok. 12stopni, niebo zasnute jest nisko wiszącymi chmurami, wieje wiatr...
- niestety nie mogę znaleść nic na temat tego domu - było coś o nim w nawigacji - jakiś punkt przy drodze - więc pewnie coś ciekawego... - opuszczony dom - przy drodze A838...
Równolegle do tej drogi ciągnie się stara droga - którą postanowiliśmy pojechać... - troche błota, kilka przepraw przez rowy, - fajna zabawa... - lekki poślizg przedniego koła - Tymon się podpiera prawą nogą i czuje jak mu się coś nadrywa w okolicach kolana... - reszte wyjazdu miałem problemy z chodzeniem - ale na szczęście przeszło...
(jak ogarne się to będą filmiki z tego i innych dni)
Około 22 dojeżdżamy do Johns O'Groats - miejsca skąd Evan McGregor i Charley Boorman rozpoczeli Long Way Down... - szukaliśmy charakterystycznych kierunkowskazów - ale nic nie znaleźliśmy - a przy okazji sami się pogubiliśmy... - chłopaki gdzieś zamarudzili, ja nie popatrzyłem w lusterko i okazało się, że jestem sam...
Po jakimś czasie się odnaleźliśmy i zaprowadziłem grupę na fajną miejscówkę

"Znaków nie ma - ale i tak jest Zaj#?*$çie"
Long Way Down zaczyna się w Johns O'Groat - chłopaki mówią, że jest to najbardziej wysunięty na północ skrawek Wielkiej Brytanii...
Patrzymy sobie na mapę... - fakt - jest daleko wysunięty na północ... ALE...
Jest coś co się nazywa Dunnet Head... i to jest właśnie najbardziej wysunięty na północ skrawek Wielkiej Brytanii (nie licząc wysp)
- co robimy?
- jedziemy tam - może tam będą znaki których szukamy...
Znaków znów nie ma... ale też jest... Fajnie - jest latarnia... jest kamienna tablica... Robimy zdjęcia
Jest już 22:30 - cały czas jasno - czas zacząć szukać miejscówki na nocleg...
Był lekki stres - ale znaleźliśmy w końcu miejsce przy jakiś starych budynkach(chyba pozostałości jakiś wojskowych fortyfikacji czy cuś...)
Namioty rozbite, grill rozpalony - zaczyna padać... - pierwszy deszcz na tym wyjeździe... temperatura w okolicach 4stopni...

Zakładamy co się da i grillujemy... - budynek osłania nas przed wiatrem i większymi opadami...
Około 3kładziemy się spać - niebo na północy prawie całą noc było jasne...
Całą noc padało i było zimno...
Podsumowanie dnia:
Start: ok.13
Stop: ok. 23
Kilometry: wg Tripmaster'ów: 320km wg googla: 290km
Nasza trasa: