Dzień 6 to już po części "powroty" - zdobyliśmy północ - dalej tylko wyspy, wiatr, pewnie i deszcz...
Wstajemy wcześnie z rana - padało całą noc - zimno było - jak przestało padać - szybko się zerwaliśmy aby zwinąć cały majdan - nawet nie pamiętam czy coś jedliśmy...
Namioty na chwile spuszczone ze śledzi - szaleją...
Obóz zwinięty - kunie przygotowane do drogi - POJECHALI!
Kierunek:
Południe... wschodnim wybrzeżem.
Dunnet Head po raz drugi - tym razem w promieniach słońca
Pojechaliśmy.
Z Dunnet Head do John O'Groats, potem Wick i inne mieściny i dojechaliśmy do Inverness.
Po drodze była armata
A w Inverness popas i Pizza, kebab i inne przysmaki z tradycyjnej kuchni szkockiej.
Pojedli?, Popili? - to.... kima...
Jedziemy dalej!
Szybko w kierunku Loch Ness od południowej strony w dół jeziora...
Spektakularna gleba przy zawracaniu Tymona (jedna z wielu podczas tego i innych wyjazdów) - połamany uchwyt od GoPro, pierwsze rysy na stelażu od MertaSpecialParts, wbity prawy ciężarek na kierownicy blokuje mi gaz...
Loch Ness nie robi na mnie wrażenia - chyba przez tą glebę - humor mi się popsuł - w planach było pływanie w jeziorze ale sobie dałem na luz... (jeszcze bym się utopił albo zjadłby mnie Nessie

)
Udało się jednego potwora uchwycić na zdjęciu
Africus XRV'us Lochness'us:
W drodze do Fort Agustus:
I teraz sie wydało dlaczego moje Heidenau K60-Scout tak szybko zeszło...
Głupawka z nadmiaru przejechanych kilometrów...
A to wszystko przez Banditosa...
Highland Cows - polowałem na nie cały wyjazd - widziałem setki świetnych zdjęć tych pięknych krówek - i też chciałem sam takie ło zrobić...
- niestety jak się trafiły to daleko za płotem :/
Na mapie wypatrzyłem ciekawą nazwę - tak jakby nam Czarnuchom bliską: "Loch Affric" - od razu wiedziałem, że będzie to wspaniałe miejsce...
Po drodze - znaleźliśmy otwarty las - więc czas na Tszode leśną

okolice punktu "M"na mapce)
Klimaciarska fota zrobiona przez Banditosa - o dziwo nie przyciął nic - kadr w miare dobry...
W czasie jak Robin bookował sobie prom - my (Banditos, Paweł i ja )znaleźliśmy kałużę (jak mali chłopcy - im bardziej głęboka tym lepsza!)...
Mądruję się o kadrowaniu a sam nie jestem najlepszejszy w tej sztuce
Kąpiel błotna:
Afryki po kąpieli błotnej - od razu im się oczka uśmiechają...
Po lesie dojechaliśmy nad rzekę (chyba się nazywa Affric (jeśli Glen to rzeka))
Plan był aby się tam gdzieś w okolicy rozbić na dziko...
Ale zaatakowały nas meszki...
Więc uciekliśmy na kemping w okolicy Cannich (tak jakby na kempingach nie było meszek...)(punkt "N" na mapce.)
Podsumowanie:
Start: ok. 8 rano!!
Stop: ok. 22
Przejechane kilometry:wg google: 340km
wg tripów: 390km (trochę błądziliśmy i była też tszoda po lesie)
Nasza trasa: