Oj, spanie w wyrku raz na czas to fajna rzecz.
Zadowoleni, wyspani, najedzeni, umyci - ruszamy dla odmiany w góry. Ale spokojnie, to nasz ostatni dzień w górach. Od jutra będziemy Was bawić zapierającymi dech w piersiach relacjami z tureckiej autostrady
widzicie świnkę? OINK!
Wydawało nam się, że już wbijamy się w Kaukaz, że to już serio góry są, a to dopiero popierdółki były po drodze do Lantekhi.
Ale bardzo urocze popierdółki
No i wsie i przydrożne kundelki. To nie ten na zdjęciu mnie załatwił, to był inny, w innej wiosce, ale tamten się nie załapał.

Za to ten mój nemezis załatwił mnie profesjonalnie. Pyknął przednie koło tak, że na 100% nic mu się nie stało. A mi wybił kierownicę z rąk i przy na szczęście niezbyt dużej prędkości - może z 50km/h zaliczyłem lot w lewo skos - klasyczny supermen z lądowaniem na lewym boku. Motocykl też na lewy.
Tenerki to twardziele. Wcześniej jeździłem KTMem 690, ale poległ w dzwonie na asfalcie. Miałem poważne obawy wybierając na następce tenerke. Ale trzeba przyznac - dzielne z nich hucuły.
A ten gmol, co się przygiął, to on już się przygiął jeszcze w Rosji, ale tak nie do końca. A teraz panowie z łomem zrobili tak, że był lepszy niż nowy

Ja na szczęście OK, dopiero za tydzien, jak wrocilem do domu i usiadlem za biurkiem (i przestalem się ruszac), to w lewych żebrach tak mnie złapało, że poleciałem się prześwietlić. Ale to tylko miętka kaczuszka ze mnie wyszła, żebra były całe.
No a tymczasem jedziemy dalej
I cywilizacja:
I to jaka!
Na szczęście za Lantekhi cywilizacja na jakiś czas się kończy
No przed nami to już chyba te docelowe góry, nie?
No i długo jechaliśmy, ale majkowi to już się zaraz kończy karta w kamerze, mi też została ostatnia i to mała, więc skrótem - już jesteśmy na połoninach
Przejazd przez śniegowy wąwóz - czad!
No i gdzie ta Mestia, czy inne tam wieże?
Ha, majek dokazuje w potoczku. Naprawdę jazda godna trialowca
Już jesteśmy za Ushguli, zaraz dotrzemy do Mestii
Jest. Ale brzydka.Cała w budowie. Nie pamiętam, czy widzialem tam jakąś wieżę. W sumie, to nie po wieże tam przyjechaliśmy, tylko po górach pojeździć - ten cel osiągnęliśmy.
Jeden wielki plac budowy. Odkąd dociągnęli asfalt z wybrzeża, przyjeżdzają tu tabuny turystów. I Mestia nie zamierza przepuścić takiej okazji. Fuj.
A my kulturalnym asfalcikiem spuszczamy się w stronę morza.
Nie to, że tam brzydko, w końcu to Kaukaz
Ale Kaukaz żegna nas ozięble - deszczem. Czerwiec to nie jest najlepszy miesiąc na jazdę w tych górach. Przed wyjazdem majek wygrzebał w sieci, że w czerwcu pada najbardziej na Kaukazie, ale przed wyjazdem mieliśmy to w dupiu, że co nam tam deszczyk

I w sumie racja.
Jeszcze Abhazja. Mieliśmy zarąbiste dokumenty, żeby tam wjechać, załatwione korespondencyjnie w ministerstwie bardzo ważnym w Abhazji. Tylko że przez opóźnienie wyjazdu, przez awarie pompy majka, no i przez to, ze niezbyt nam się tu spieszyło po drodze - czas tych magicznych dokumentów minął. Także nawet nie podjęliśmy próby wjazdu do Abhazji, a był to element naszego planu. Następną razą!
A tymczasem zjechaliśmy w dolinę, deszcz odpuścił, zrobiło sie gorąco.
Dotarliśmy do Poti.
O gruzińskich miastach niewiele wiedzieliśmy, a szkoda, bo byśmy ominęli Poti szerokim łukiem. A tak, to straciliśmy czas wbijając się w to brzydkie, przemysłowo-portowe miasto.
Dalej to majek napisał - myk w stronę Batumi, biwak gdzieś na czarnomorskiej plaży z czarnym piachem i kupą śmieci.
Burza groziła, ale poszła bokiem.
Kąpiel w morzu czarnym - zaliczona.
Spać (no nie tak od razu, wszak to ostatni nocleg w Gruzji, jutro już zaczynamy dojazdówkę
Wysokości dziś:
I trasa: