Już poprzedniego dnia postanawiamy, że dziś zrobimy podejście do 1000km.
Wstajemy rano i w drogę.
Najpierw na Samsun
I potem już jak w ryj strzelił na Istanbul
Jest uroczo. Śpimy, śpiewamy, potem znowu śpimy...
ale jedziemy
No i w końcu jest - przeprawiamy się przez Bosfor. Wracamy do Europy.
Sam Konstantynopol sobie tym razem odpuszczamy, zwiedzaliśmy go 3 lata temu, jak wracaliśmy z Syrii.
Więc za wszelką cenę chcemy się przebić przez to gigantyczne miasto. Gorąco, ciasno.
W końcu się udaje i mkniemy na zachód na Edirne.
W końcu GPS mówi, że czas spać. Lądujemy na stacji dla Tirowców.
Kolacyjka.
I na tym stole, przy którym siedzimy, i podobnym obok rozkładamy psiworki i spimy.
Dziś tysiak nawinięty. Eh, te Tenerki - dają radę.
Dobranoc.