Budzi mnie deszczowy poranek, szybki "prysznic" i ruszam szukać biura parku narodowego..
Jadąc przez wioskę zatrzymałem się przy młodym człowieku, zapytałem go o drogę. Okazało się, że jest pracownikiem parku, więc zabrałem go na pokład i razem dotaczamy się na miejsce.
Mimo kompletnych pustek w biurze, czekam na korytarzu około 15 minut zanim zostaję przyjęty by uiścić opłatę.
Każdemu turyście przydziela się przewodnika, okazuje się, że ze mną pojedzie chłopak, którego poznałem pytając o drogę.
Po drodze pytam go jak często zdarzają się tu deszcze - w końcu to pustynia.. Otóż pada ok. 15 dni w roku - dobrze trafiłem!
Jako, że nigdy nie jeździłem 4x4, cieszę się na myśl o 50 km szutrowej drogi.
Jednak moje plany szybkiej jazdy krzyżuje dodatkowa grupa turystów, która ciągnie się za nami. Składa się z 6-osobowej Kazaskiej rodzinki upchanej w starej ładzie, która pokonując głębokie kałuże co chwile odmawia posłuszeństwa..
Po ostatnim rozdrożu przewodnik mówi mi, że teraz będzie tylko prosto i nasi kompani się nie zgubią - mogę jechać szybciej bo spotkamy się z nimi na miejscu..
Dojeżdżamy do śpiewającej wydmy, która z powodu mokrego piasku w ten dzień nie śpiewa..
Mokry piasek ma swoje plusy:
W oczekiwaniu na naszych kompanów wędrujemy na szczyt:
.