29.10.2012, 21:50
|
#22
|
Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,383
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
Online: 3 miesiące 2 dni 46 min 4 s
|
Niedziela 9 IX
Wstaliśmy dosyć szybko i zaczęło się zwinne pakowanie.
Za dnia nasza winnica wyglądała jeszcze piękniej a winogrona kusiły i kusiły.
Ogarnięcie obozowiska zajęło nam chwilkę.Wszak chłopaki kulturalni i chlewu pozostawić nie chcieli.W pewnym momencie zaczęło się robić tłoczno.
Najzwyczajniej w świecie ludziska zaczęli schodzić się do roboty.
Tego najbardziej się obawialiśmy dlatego starym wypróbowanym sposobem pozdrawialiśmy wszystkich stojąc jakby to było całkiem normalne,że tu siedzimy.
To Słowak przejeżdża Skodziną to dwóch Turasów na traktorku itd.
Panowie robotnicy byli tak zdezorientowani, że obie strony nie wiedziały co się dzieje.
My tak po cichutku,cichuteńku hyc i w trase.
W pierwszej kolejności minęliśmy jezioro Garda. Najczystsze włoskie jezioro wokół którego rosnące palmy podkreślają tutejszy śródziemnomorski klimat.
Liczne tunele oraz mijane miasteczka zachęciły mnie do zainstalowania mojej nowej kamery Gopro.
Wyciągałem ją powoli i z namaszczeniem aby podziwu kolegów nie było końca.
Powolutku zainstalowałem ekran odpowiadając na pytania cóż to za cudo i jak się je obsługuje.
Widząc tą zazdrość w oczach innych uczyłem się filmować przez najbliższe kilometry.
Efekt?
Huj sie nagrało bo źle nastawiłem ekran, który cały czas filmował zegary a ta banda znowu miała powód do drwin.
W każdym razie jezioro to wspaniałe miejsce dla kolesi na deskach z latawcami oraz romantyków lubiących góry i morze w jednym!
Piękna południowa pogoda i upał bliski 30 stopni sprawił, że słońce dawało się nieźle we znaki.
Plan na dzisiaj to granica z Francją także luźne hasła typu jedziemy na Monze spaliły na panewce. Jadąc w słońcu przez 100-150 km mijaliśmy różne urokliwe miejsca aż do przedmieść Mediolanu
Trzeba podgonić także wbijamy się na autostradę Milano-Torino:-).Mediolan zwiedziliśmy mniej więcej tak jak Kubica przygląda się kibicom na trasie.
Na autostradzie nuda.Sławek przysypia także próbuje wprowadzić elementy wyścigu.Ja 120 on 122, Ja 130 on 128, Ja 140 on krzyczy:
-Nie zapier..... tak bo mam większą zębatkę z tyłu.
-A czemu
-Nie chciało mi się ściągać
-Dobra to nie będę tak pędził:-)
-Spoko to śpimy dalej.
W pewnym momencie dojechaliśmy do stacji paliw.Chłopaki pozajmowali stanowiska przełknęli 1,90 euro za litr i tankują.
Gorąco jest to co będę czekał, podjeżdżam do wolnego miejsca.
Leci chłopaczyna albańskiej urody(w sumie nie odbiegam ale..) siłuje się ze mną co by mi nalać tego paliwa.
-Chłopaku wyluzuj poradzę sobie a Ty mi tu obory tylko narobisz.
-Mina i gesty wskazują na to że mówi" ,ale ja muszę, proszę"
-A lej w mordę jeża
Stanąłem jak królewicz patrząc z wyższością na resztę załogi.
-od razu poznają szeryfa krzyknąłem
Po chwili zajarzyłem, że on leje, ale za 2,05 eurasa bo obsługa kosztuje!
Tamci znowu polewka !!!
Biednemu zawsze wiatr w oczy!!!!
Zjeżdżając w pobliżu Turynu stwierdziliśmy dość tego.Wolę ugotować jaja, ale trzeba coś zmienić. Gpsie prowadź !
I zaprowadził na ulicę dziewczyn siedzących na krzesełkach przy drodze( to taki upgrade )naszych tirówek oraz stadion Juventusu, który wydał mi się mniejszy od naszych cudownych aren.
Mechanizmu zamykania dachu nie sprawdzałem, za to Tomek wyciągnął z kasku żywą ale nieco oszołomioną osę.
Kolejny przystanek to Susa całkiem urokliwe miasteczko położone w regionie Piemontu niedaleko francuskiej granicy.
My oczywiście zaczęliśmy od sklepu pierwszej potrzeby.Krótka i lekka degustacja a Pan ubrany w bardzo schludną kamizeleczkę już pakował wszystkie rodzaje specjałów, które nie odstraszały ceną.Teren przygraniczny także w dobrym tonie było podziękować w kilku językach.Gęby już się śmiały.
Jarek wyraźnie już się wiercił chcąc przejąć prowadzenie.Widać, że znał już teren także nie śmiałem go denerwować.
-Panowie czas się zatankować jedziemy w góry.
Poważnie zabrzmiało szczególnie, że dwie najbliższe stacje przyjmowały cash i to na zasadzie automatu.
Jakoś dałem radę, ale miałem wrażenie ,że Tomek ze Sławkiem czekali aż na ekranie pojawią się cztery cytryny w pięciu rzędach.
W końcu odpaliliśmy sprzęty a asfalt się skończył.Pięliśmy się szutrami znanymi Jarkowi z wcześniejszych wypraw.Zaczyna nam się podobać.Wyraźna nagroda za tą włoską autostradę.
Robi się coraz chłodniej a wokoło nie ma żywej duszy.Wszyscy się cieszą i mimo zmęczenia nabierają ochoty na więcej.
Po przebyciu kilku szutrowych agrafek wjeżdżamy na szczyt.Kopary nam opadają a Jarek prezentuje nam z dumą ruiny fortu Pramand z początków XX wieku.Miejscówka leżąca 2000 m n.p.m. bardzo nam się podoba.
|
|
|