W nocy nie jesteśmy pewni, czy namiot z nami w środku nie odfrunie i nie poniesie nas np. na Korfu

a rano… rano trzeba znów wyprowadzić motocykle na twarde. BMW bezproblematycznie, ale afrykańska krowa? Daję upust wszystkim możliwym złośliwościom „jak sam tu pojechałeś, to wyjedź też sam” „ooo, Afryczka nie daje rady?” i inne takie, ale w końcu się lituję i pomagam pchać.
W końcu jesteśmy na asfalcie i zastanawiamy, co robić dalej. Czas powoli nam się kończy… Postanawiamy podjechać do żelaznego punktu offowych wypraw albańskich, czyli doliny Theth. Jedni piszą, że to koszmar, inni , że lajcik i sami widzieli, jak Honda Shadow wjechała… Więc nie ma wyjścia, trzeba przekonać się samemu. Jedziemy SH 1 na północ i w Koplik odbijamy na wschód. W zasadzie sam (nowiutki) asfalt z Koplik w stronę gór (SH 21) jest wystarczająco piękny i warty odwiedzenia:
Widoki (jak dla mnie) alpejskie…
Asfalt wiedzie do ostatnich zabudowań (chyba wieś Bogë), a potem zaczyna się szuter z ostrymi kamieniami:
Niby nie jest źle, ale czasem spore nagromadzenia kamieni do przeskakiwania…
No i po kilku km zaczynają się serpentyny

…
w sumie, nie jest trudniej niż na poprzednich odcinkach, ale…
jadę sobie takim płytkim wąwozikiem pod górę i łapię poślizg. Niby nic nowego, zaciskam zęby, dodaję gazu i liczę , że moto się uspokoi. Przednie koło lata prawo lewo i w końcu będąc w skręcie trafia na skałę wystającą z drogi. Wybija mnie zupełnie w prawo, wjeżdżam dość efektownie na skarpę i lecę na bok.
Cóż, gdybym miała potrzebę demontażu osłony silnika, to byłoby jak znalazł.
A w ogóle to gdzie do cholery jest Bliźniak


?
Siadam sobie pod krzaczkiem w cieniu i czekam. Patrząc na terenówki, które mozolnie wspinają się serpentynami do góry… Mam chwilowo dość…
Słyszę w końcu jakieś nawoływania:
- Jagna, jedziesz?
- nie!
- nie słyszę!
- nie jadę !
- nieee słyyyszęęę!
- NIE JADĘ !
- nieee słyyyszęęę!
- NIEEE JAAAADEEEEEE!!!!
- aaaa, to leżysz !!
Ale oczywiście, nim zjedzie, musi nagrać krótki filmik:
Po czym dokonuje manewru zawracania krowy na wąskiej ścieżce i wraca.
I oczywiście kolejny filmik:
Ponosimy moto, które zasadniczo jest całe, tylko kufer prawie wywinięty na drugą stronę…
Nadal mam dość i jak patrzę na terenówki, które nadal nie przedarły się na przełęcz, to coraz mniej mam ochotę iść w ich ślady. Podpieramy się zepsutym amortyzatorem w afryce i zrządzamy odwrót. Znaczy ja głównie zarządzam
(po powrocie do domu popatrzyłam na Google Maps. Zostały do końca te 4 nieszczęsne serpentyny…)
Ale właśnie załączyła mi się blokada. Nie zjadę na tych kamieniach w dół i już. Trzeba dodać gazu, żeby wskoczyć na kamienie i tego nie mogę. W końcu Bliźniak traci cierpliwość i zjeżdża mi krytyczne 100 m w dół i przez zakręt. Potem powoli jadę sama…
Dojeżdżamy do zabudowań. Jestem cała mokra z wrażenia, zmęczenia i temperatury. Jest jakaś knajpka, siadamy na posiłek…
Dochodzę powoli do siebie…
i wracamy na asfalt:
Chwilowo Theth – Jagna 1:0. Ale ja jeszcze tam wrócę…
Wracamy zatem do SH1 , jesteśmy właściwie na granicy z Czarnogórą. Albański plan w zasadzie już odrobiony, więc chyba z czystym sumieniem możemy kolejnego noclegu szukać w Montenegro…
Kiedy stoję w kolejce przed okienkiem celnika, podchodzi chłopak i wita się słowami
-o, z Polski! Mogę ci zdjęcie zrobić? Bo ja też jeżdżę!
-o, a czym?
-Africa Twin!
-o, a ja jestem Jagna!
-o, to ja cię czytam!
I tak poznaliśmy forumowego Michasso
noc spędzamy w przyzwoitym, niedrogim hotelu w Czarnogórze, motki parkują w holu:
Nasz chytry plan zahaczenia o Durmitor niestety spala (w sensie dosłownym) na panewce z powodu pożarów – policja nie chce przepuścić i już.
Nie zostaje nam nic innego, jak wracać do domu…
Po drodze jakby Malediwy, ale jednak Serbia:
szybki namiotowy nocleg na Węgrzech i lądujemy u Wilczycy w BB. Oczywiście ojczyzna, jak to zwykle bywa, przywitała nas solidnym deszczem.
I tak oto dobrnęliśmy wszyscy do końca tej powiastki
Dziękujemy za wspólnie spędzony czas i polecamy się na przyszłość!
Jagna (tekst) & Bliźniak (film)
P.S. Jagna to ta z lewej...