Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17.11.2012, 00:13   #27
mikelos
 
mikelos's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 652
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 8 godz 41 min 54 s
Domyślnie

Dzień 10
Jezioro Van > Ercis > Dogubeyazit > Agri Dagi > Igdir > Kars > Twierdza Ani > Ardahan > Gruzja

Zanim zasnęliśmy z okolicznych wzgórz dochodziło regularne stukanie karabinów, niechybnie młodzi Turcy ćwiczyli nocne strzelanie do tarczy. Bezwietrzna, księżycowa jasna noc minęła nieubłaganie szybko. O 6.00 jesteśmy na nogach, nareszcie możemy zobaczyć najbliższą okolicę. Wokoło same pastwiska, w odległości ok 1 km suną nieliczne auta. Zero krzaków, zagłębień, skał - nie ma gdzie dupska wypiąć. Poranne potrzeby załatwiamy w ostatniej chwili, ciągnie w naszą stronę duże stado owiec z pasterzem i mało sympatycznym psem. Częstujemy pasterza wodą, papierosów nie mamy. Pies robi nam lustrację obozu wodząc wzrokiem obłąkanego śledczego z IPN. Pewnie puszka po paprykarzu szczecińskim robi mu odlot w nozdrzach.

Od moto gruzja 2012



Jesteśmy szczególnie dumni z nocnego prania ciuchów w jeziorze, prawie wszystkie szmaty wyschły przez noc. Nie żebym kochał prać, ale od początku wyjazdu udaje się nam używać tylko kilku zmian ciuchów. Przepierki na bieżąco to lepsza opcja niż wożenie połowy szafy ze sobą (polecam wątek o koledze na Junaku zasuwającym z 4 kuframi + wózkiem bocznym po świecie - zupełnie tego nie czaję).

Od moto gruzja 2012


Startujemy ok 8.00 i połnocnym brzegiem jeziora Van jedziemy na wschód w stronę Ercis. Słońce, sucho, zero roślinności, nieliczne wioski a w nich stosy łajna suszące się na opał. Na drodze prawie nie ma ruchu, przed niektórymi wioskami stoją posterunki wojskowe (worki, drut kolczasty, coś na kształt bunkra). W miasteczkach co lepsze bloki zgrupowane są razem, otoczone wysokim płotem i umocnione wieżyczkami na rogach. Możemy się tylko domyślać, że część urzędników administracji lokalnej jest ludnością napływową i nie jest kochana przez Kurdów. Parę razy mijamy transportery wojskowe - coś na kształt naszych Rosomaków.

Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


W Ercis nieco się gubimy. Właściwie to gubimy się przed Ercis Luki skręcił i zatrzymał się za zakrętem w cieniu, ja poleciałem na skrzyżowaniu prostu zupełnie go nie widząc. Cisnąłem do przodu ze 140 km/h dziwiąc się, że ciągle go nie widzę. Po paru km zawróciłem i oczywiście po chwili z przeciwka nadleciał Luki goniący z kolei mnie. Upał odbiera jednak rozum.

W samym Ercis tłumy ludzi na drodze, kurz, klaksony ale wszystko dzieje się w powolnym tempie. Toczymy się między autami, gubimy się w bocznych uliczkach, znowu kłaniamy się mężczyznom pijącym czaj. Nasz przejazd wywołuje zdziwienie i ciekawość ale nie agresję - jesteśmy raczej traktowani jak para marsjan.

Za Ercis mamy okazję podziwiać szybkość naprawiania drogi przez Turków: najpierw jedzie cysterna i tryska smołą na stary asfalt, a tuż za nią jedzie wywrotka i sypie drobne kamienie. Nigdy nie wiesz, czy wjeżdżasz na odcinek na którym kamienie już zostały wdeptane w smołę czy latają luźno jak baby po sklepie w czasie wyprzedaży.

Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012



Dojeżdzamy do Dogubeyazit, do Iranu zostało niecałe 35 km. Widok na ośnieżony szczyt Agri Dagi robi nam duże WOW! na ustach. Chwilę walczymy ze sobą czy nie pojechać do podnóża góry i wdrapać się jak najwyżej, jedna ekipa z forum już to robiła i przywiozła śliczne fotki. Jest już jednak poniedziałek i cholernie zależy nam, by jednak dziś wjechać do Gruzji. Trudno - Agri Dagi musi na nas poczekać.


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Jedziemy wzdłuż granicy z Armenią, mijamy Igdir wokół którego robi się nieco bardziej zielono. Wzdłuż drogi stoją topole, na polach rośnie jakieś zboże i jedynie wstrętny wiatr pędzi cały czas pokrywając wszystko kurzem. Na przydrożnym straganie kupujemy melony - zjemy je później - to będą najlepsze melony jakie jadłem ! Miejscami pojawiają się niskie wzgórza, część z nich po stronie Armeńskiej. Mijamy kolejne posterunki i patrole wojskowe.

Przed Karsem tankujemy. Do Twierdzy Ani jest stąd szutrowy skrót ale benzyniarz twierdzi, że to 40 km a po asfalcie ok 80 km. Nawigacja zlewa nas po raz kolejny. Luki wolałby szutr ale ja marudzę i kręcę nosem. Nie chce dziś eksperymentów, wybieramy asfalt i lecimy do Karsu a potem jeszcze 40 km pustym dobrym asfaltem do samej twierdzy Ani.


Od moto gruzja 2012



Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Dojeżdzamy do wioski Ocakli w której jest twierdza Ani, zrzucamy zbroję, aparaty w garść, kupujemy bilety po 5 talarów i wchodzimy do środka. Kiedyś Ani to stolicą średniowiecznej Armenii zamieszkałą przez ok 200 tys ludzi. Teren jest olbrzymi, zwiedzamy bardzo pobieżnie ze dwie godziny, robimy setki zdjęć. Skala tego miasta poraża, najsmutniejsze jest to, że praktycznie do XIX w nie było traktowane jako zabytek. Jeszcze na początku XX w część budowli stała w niezłym stanie. Trzęsienia ziemi i czas zrobił swoje. Obecnie część budynków jest remontowana z funduszy USA.

Czy warto tłuc się tutaj przez całą Turcję ? Tak, dla mnie to najciekawsze miejsce jakie dotychczas widziałem. Twierdza Ani była do niedawna zamknięta z tego prostego powodu, że jest ona położona na brzegu wąwozu wyżłobionego przez rzekę a po drugiej stronie jest już Armenia. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że relacje między tymi dwoma państwami nie są przyjacielskie i długo nie będą. Dla Turków temat ich odpowiedzialności za ludobójstwa Ormian nie istnieje


Od moto gruzja 2012



Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Po zwiedzaniu twierdzy Ani, wymęczeni upałem siadamy przy studni, zmywamy kurz z twarzy i zajadamy się melonem. Z tej rozkoszy zapominam zatankować wodę do butli. Potem będę szukał jej w kiblu na granicy budząc lekkie zdziwienie gruzińskich pograniczników Ruszamy na północ w stronę Posof, mijamy małe wioski i pastwiska pełne kamiennych zagród dla bydła. W tym świecie nie ma przydrożnych billboardów, transparentów czy świetlnych reklam - cholernie im tego zazdroszczę.

Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Od moto gruzja 2012


Mijamy okolice Posof, robi się zdecydowanie bardziej zielono a góry rosną w oczach. Przejeżdżamy przez lasy Piniowe - pachną intensywnie żywicą sosnową i igłami. Powoli słońce gaśnie, asfalt przed granicą robi się gorszy a na drodze coraz więcej tirów-cystern z Azerbejżadnu. Większość to stare amerykańskie MACKi powiązane na sznurki i słowo honoru. Na jednym z zakrętów mijamy rozwalone zwłoki cysterny, asfalt lepi się od jakiegoś ropnego szajsu.

Na granicę Gruzińska docieramy praktycznie o zmroku. Chwile czekamy po stronie Tureckiej aż odblokują komputer, potem ćwiczymy cierpliwość w zbieraniu pieczątek (chyba ze trzech) od różnych "bardzo ważnych panów", no ogólnie żegna nas turecki bałagan.

Granica Gruzińska to lekkie zderzenie cywilizacyjne. Budynek ze szkła i aluminium, pogranicznik w czystym mundurze, po angielsku wspólnie wypełniamy w systemie dane motocykla, na pożegnanie jeszcze obowiązkowa fota kamerą zawieszoną przy posterunku. Gdy będziemy wyjeżdżać z Gruzji procedura jest ta sama. W ten sposób sprawdzają czy osoba w paszporcie to ta sama co wjechała i wyjechała - proste i sprytne.

Zjeżdżamy z granicy, jest zupełnie ciemno, kropi ciepły lekki deszcz. Jest na tyle stromo, że szanse na rozbicie namiotu gdzieś w krzakach odpadają. Dojeżdżamy do pierwszej wioski. Kupujemy za kilka dolców piwo (do wyboru do koloru) i powoli toczymy się przez wieś. Po raz pierwszy od kilku dni widzimy kobiety w szortach - widok gołych nóg spacerujących poboczem - wspaniały ! Jakim trzeba być cymbałem, by wymyślić religię, która odbiera możliwość patrzenia na piękne kobiety ?

Przed nami jedzie policyjny pickup. Bez kierunkowskazów czy choćby hamowania odbija gwałtownie w prawo a potem zawraca w lewo, tuż przed Luki. Stajemy prawie dęba, trąbimy na tego palanta w mundurze ale zero reakcji. Potem potwierdzi się to słyszeliśmy - gruzińska policja to atrapa - mają fury i komóry ale nie robią absolutnie nic, by na drodze zapanował porządek.

Za wsią jest rzeka, jedziemy w kompletnych ciemnościach powoli wątpiąc, że znajdziemy jakąś miejscówkę. Udaje się nam zjechać na brzeg, jesteśmy zbyt umordowani by szukać dalej. Miejsce jest OK, rano okaże się że jest także bardzo ładne. Stawiamy namiot, jemy jakieś resztki, płuczemy gardło piwem i wskakujemy do rzeki - płytka ale czołgając się można się umyć ;( To był długi dzień ale najważniejsze, że jesteśmy nareszcie w Gruzji !

Przelot: 620 km


Od moto gruzja 2012
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 17.11.2012 o 00:33
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem