Będzie o rzekach, ale to w innym odcinku
Osz…oszesz orzeszku, jak jest gorąco w tym Osz. Prysznic przynosi ulgę na bardzo krótko. Śpimy u chińczyka, byłego zawodnika i prezesa klubu enduro, który po likwidacji klubu zajął się produkcją plasticzanych okien. Ciekawa postać. Wieczorem oprócz temperatury, czeka nas dodatkowa atrakcja-wredne komary. Śpiiiiiiiiiiiiiiiiiiisz, śpiiiiiiiiiiiisz? – słyszę dookoła siebie, do białego rana. Nikt rano nie wygląda na wyspanego
Jadąc w kierunku granicy Tadżyckiej przejeżdżamy przez przełęcz nie pamiętam jaką i chyba jako ostatni pokonujemy obłędne agrafki szutrem. Wszyscy po nas będą jechać już po asfalcie. –ekipy drogowe pracują pełną para.Zaraz potem w Sary Tasz gdzie chcemy zatankować dochodzi do dziwnej sytuacji z cepeeniarzem. Najpierw na niego czekamy, bo ma obiad. Jak już się pojawił, zaczynamy tankować. Tankuje, pierwszy, drugi ,trzeci i odjeżdżamy na bok zajmując się wszystkim i niczym. To fotka, to fajka, to wizyta w sklepiku…ale po jakimś czasie dociera do nas, że Przemo jak stał pod dystrybutorem pól godziny wcześniej, tak stoi tam nadal i reszta za nim również.
-Przemo, co jest, czemu nie tankujesz?
-Koleś się obraził i zamknął w kanciapie.
-No i ?
-No i tam siedzi.
-Hmm, ale co mu powiedziałeś?
-Nic, odwrócił się na pięcie coś mamrocząc i stwierdził, że dalej tankować nie będzie!
-No… ale co mu powiedziałeś?
Sytuacja surrealistyczna. Paliwo jest, ale nie możemy go kupić, bo…bo gość się obraził i to na kogo! Na Przema? Każdy pojazd, który nadjeżdża jest przeganiany – brak paliwa –informujemy. To taktyka numer jeden…w tym czasie drugi negocjator stojący pod drzwiami kanciapki przekonuje go na miękko:
-Bo wiesz, on ten uśmiech już tak ma, to nie brak szacunku….pielęgniarka podczas porodu go upuściła i tak mu zostało…chłopie nalej nam paliwa, bo wywołasz wojnę narodową.
Nie do końca wiadomo, czy blokowanie dystrybutorów, czy traumatyczne dzieciństwo Przema, czy też mnogo wkurwionych facetów na motorach, ale facet się poddał i dopełnił reszcie. Dopełniając Przemowi, niezrozumiale coś mamrotał pod nosem pod naszym srogim spojrzeniem
A zaraz potem, pojechaliśmy tam gdzie nie planowaliśmy. Zamiast prosto, to bardzo w prawo i bardzo po górę.¬¬ I naszym oczom ukazał się las…las namiotów. Basecamp pod Pikiem Lenina to jeden z dwóch obozów wypadowych, gdzie można dotrzeć na kołach. Ten drugi…Roomian mówiła, ale zapomniałem nazwy. Dotarcie tu dostarcza wielu emocji, droga obłędna a u celu zapiera nam dech w piersiach i od wysokości i od ogromu natury. Wspinacze wielu narodowości wznoszą kciuki na nasz widok, ale to im należy się szacun…góra robi wrażenie, a oni albo właśnie z niej zeszli, albo zaraz tam wejdą. Gorący prysznic, łyk zimnej wódeczki …i kompleksy znikają. Idziemy spać w przepięknych okolicznościach przyrody. Brakuje mi tylko Wiecznego do pełni szcześcia…jaaakie gwiazdy nad nami.
PS-w relacji wykorzystuje zdjęcia Przemka, Andrzeja, Dużego, Jarka i czasami swoje też i wszystko to za zgoda autorów