Base Camp pod Pikiem Lenina był ostatnim przystankiem w Kirgistanie. Fantastyczne zakończenie przygody z tym krajem. Czekały nas jeszcze dwie odprawy graniczne. Kirgiska przebiegła w miarę szybko jak na warunki azjatyckie. Tadżycka już trochę gorzej, ale tez bez sensacji. No chyba, że liczyć interwencje uzbrojonego w kałacha celnika, gdy zobaczył, że z nudów fotografujemy bardzomilitarnostrategicznyobiekt jakim jest „Mur Chiński” .Generalnie wszystkie służby mundurowe w tych krajach, są trochę ponad prawem i prawie zawsze dają to odczuć. Pomimo, że na takim przejściu nie ma nikogo i też pewnie przez wiele godzin nikogo nie było, odstać swoje trzeba i już. Myślę, że Robert …ten &Co…czuł się w tych krajach komfortowo.
Jesteśmy Boscy, wiec bez napinki, to chyba punkt pierwszy kodeksu służb w tych krajach

Tyle tylko, że my mamy w głowie podobnie…również jesteśmy Boscy…więc satysfakcji służbom nie dajemy
Odprawa przebiegała błyskawicznie
Bardzomilitarniestrategicznyobiekt…dla mnie pierwszy plan, dla celników drugi...hmm
Karakul - powalające kolory i przestrzeń
A zaraz potem znowu było pięknie, ale całkiem inaczej. Kolor zielony, który nam towarzyszył w Kirgistanie, został wyparty przez żółty i pomarańczowy. Lubię w szczególności ten drugi, bo pamiętacie…bo mandarynki Gnamy do Murgabu w nadziei , że zdążymy tam przed nocą. Zachodzące słońce tylko dodaje uroku „okolicznościom” które mijamy. Jest pięknie, ale również zaczyna być strasznie. Droga fatalnej jakości, osłom zaczyna burczeć w brzuchach, kierownikom pomimo ich Boskości też burczy i nagle gaśnie światło, a do Murgabu jeszcze sześćdziesiąt!
Nie mam pojęcia z jakiego powodu, ale zbliżając się do Murgabu, wyobrażałem sobie, ze nagle w tej surowiźnie otoczenia, minąwszy kolejną górkę, gdzieś w dolinie ujrzę świecące neony wielkich firm, górujące i kręcące się nad rozświetlonym miastem. Nie mam tez pojęcia, dlaczego oczekiwałem, ze największy i pierwszy będzie szyld firmy robiącej bułki z kotletem z byle czego, obok stacji w ekologicznych kolorach. Najpierw w dolinie pokazały się pierwsze trzy-cztery światła-myślę-rogatki. Zaraz potem czternaście kolejnych-myślę-to już za chwilę. Potem jeszcze kilkanaście…i ciemność…i to był już koniec Murgabu. Dziwne rzeczy się lęgną w zmęczonej głowie i w ciemności, że oko wykol.
Choć tankujemy w absolutnie Eco sposób.
A tak wygląda metropolia w świetle dnia. Równie pięknie jak w moich nocnych wizjach.
PS-w relacji wykorzystuję zdjęcia Przemka, Andrzeja, Dużego, Jarka i czasami swoje też i wszystko to za zgoda autorów
.