Hostel w Tibilisi to jedyne miejsce gdzie spaliśmy aż dwie noce.
Dzień kolejny to skierowanie się przez Gruzińska Drogę Wojenną na Rosję zahaczając jeszcze o Jutę i Kazbegi.
DSC_5514a.JPG
DSC_5517.JPG
DSC_5524.JPG
DSC_5533.JPG
DSC_5542.JPG
DSC_5543.JPG
DSC_5546.JPG
DSC_5549.JPG
DSC_5560.JPG
Granica Rosyjska mimo naszych obaw idzie jak z płatka. W dodatku na przejściu pracuje pani celnik przy której uroda pozostałych kobiet jest mi już obojętna - ja bym jej dał tytuł miss świata. Potem okazuje się że Władykałkaz jest pełen takich ładnych niespodzianek, oczywiście niespodzianki powodują ze na moim kufrze przybywa rys - porostu nie sposób się skupić na drodze, znakach i reszcie bzdur typu przepisy, hamowanie itp. Oczywiście zdarzył sięi przykry incydent związany z kontrola pana Policjanta, który ze 2 godziny upierał się że jechaliśmy 120 km/h niemając ku temu żadnego poparcia w postaci urządzeń rejestrujących prędkość. Nie wiedzieć czemu Łukasz w myśl zasady, ze najlepszą obroną jest atak zaczął od straszenia naszego komandira telefonami do konsula, no ale każdy ma swoje sposoby :-).
Potem byli jeszcze jedni, ale tu akurat nie zatrzymaliśmy się na stopie, też jakoś poszło. Reasumując o 2 w nocy dojeżdżamy pod Elbrus, pensjonaty są, ale o tej porze zamknięte. trafiamy jeden gdzie pani pozwala nam rozbić namiot.
Rano Elbrus - pogoda jak dzwon.
DSC_5573.JPG
DSC_5579.JPG
DSC_5586.JPG
DSC_5596.JPG
DSC_5600.JPG
DSC_5603.JPG
DSC_5605.JPG
DSC_5607.JPG
DSC_5617a.JPG
DSC_5631.JPG
DSC_5635.JPG
Wyciąg w trzech odsłonach kosztuje 60 zł w dwie strony, wjeżdża na 3800m, prowadzi tam też droga szutrowa, którą próbowaliśmy atakować, ale po pierwszej próbie daliśmy sobie spokój. Trzeba by ekipy z Tarcu i dnia wolego, myślę że wtedy w kalendarzu mogłaby się pojawić fota afryk z Elbrusem w tle.