Cytat:
Napisał felkowski
Niezła jazda, jak się ma teraz Marta ? Czy następna (wg zapowiedzi) opowieść będzie o tym szpitalu ?
|
Opowiesci o szpitalu mialo nie byc, podobnie jak samego szpitala.
A to bylo tak. Dzionek zapowiadal sie rzeczywiscie nudno i asfalt pozwolil na rozwiniecie predkosci i skrzydel. Zjechalismy z glownej drogi na te w strone Kazarmanu i wiedzialem, ze tuz za mostem konczy sie asfakt i zaczyna szutrowa rzeznia. Prowadzilem grupe, na moscie dopadlem audi ( a nie Wolge) i chcialem je wyprzedzic zeby nie lykac kurzu. No i wyprzedzilem. Powiedzialem tylko Marcie, ze rzeka nazywa sie Naryn i wpadlem na szutrowke. Bylo na moje oko jakies 70 km/h.
Nie pocelowalem w odsypane i najechalem na miekkie, motocyklem bujnelo, skontrowalem i sie zaczął taniec. Prawda jest taka, ze gdybym jechal wolniej to mialbym z czego odkrecic i moto pewnie by wyprostowalo i pojechalbym dalej. Jednak bylem na takim biegu, ze byla dupa. Bronilem sie jakies 30-40 metrow skladajac sie w coraz glebsza amplitude. Bynajmniej tego nie kontrolowalem. W koncu mnie owinelo dookola motocykla i wyplulo z siedzenia. Wiem na pewno, ze nie przelecialem nad kiera, tak na moje rozeznanie po prostu wypieprzyla mnie z motocykla sila odsrodkowa.
No niestety od razu wiedzialem, ze z Marta jest niedobrze. Tutaj dodam ze bylismy full ubrani, z ochraniaczami etc. pomimo tego, ze bylo bardzo cieplo.
Od razu bylo widac ze z palcami jest niefajnie. Dodam tylko, ze Marta zarabia na zycie stukajac nimi w klawisze.
No, ale wielkiego szoku nie bylo na miejscu, choc Podos to dosc dramatycznie opisal. Bylem wsciekly na siebie i prawde mowiac jestem do tej pory, bo to ewidentnie moj blad. W dodatku niesmialo napisze ze nie brakuje mi doswiadczenia w jezdzie po takich drogach, a jednak zdarzylo sie to mnie. Mea maxima culpa.
O babcie bylem spokojny i rzut oka wystarczyl, by wiedziec ze bedzie nadawala sie do jazdy. Troche mnie dupsko bolalo i reka tez, ale chlopcy faktycznie w kilkanascie minut nadali babci wyglad afrykopodobny.
Wiedzialem, ze Kazarman to dziura i kiepsko tam bedzie z opieka medyczna, ale wiedzialem tez ze zaraz dalej jest Jalalabad, Osz i dobra droga do Biszkeku. Rozsadek kazal wiec napierac, a nie wracac do Narynia.
Polecialem do przodu troche szybciej, bo czulem sie troche niezrecznie po tej wywrotce i balem sie ze zlapie jakas schize co to pozniej meczy czlowieka miesiacami nie pozwalajac normalnie jezdzic. No wiec tak troche na przelamanie pojechalem i w Kazarmanie znalazlem szpital powiatowy. Troche poczekalem i po 2 godzinach dojechal Qsma z Marta.
Na pogotowiu przyjmowal dyrektor szpitala. Wyslal karetke po radiologa, zrobiono zdjecie, potwierdzono diagnoze i facet sie wzial za nastawianie palca. Poprzedzono to zastrzykiem przeciwbolowym.
Za zdjecie kazano zaplacic ok. 2 dolarow. Nastawiania nie bylo w cenniku wiec pogadalismy troche po rosyjsku i dyrektor machnal reka.
Nie bede was epatowal opisem tego szpitala: napisze tylko, ze bylo bardzo biednie. Na szczescie byly strzykawki jednorazowe, ale to wlasciwie tyle co dobrego mozna powiedziec. Facet od razu zaznaczyl, ze w Jalalabadzie trzeba pojsc do chirurga, ktory to zobaczy raz jeszcze. Tak tez sie stalo i stwierdzono, ze trza to zrobic raz jeszcze. Niestety zlamanie jednego palca jest przezstawowe i raczej bedzie to trudne. Nastawiono, zagipsowano a nastepnego dnia w Osz powiedziano ze trza raz jeszcze.
Po powrocie do Polski okazalo sie ze tak naprawde potrzebna byla operacja, ale taka i w Polsce trudno byloby w malym osrodku przeprowadzic. Minelo 2,5 miesiaca, Marta chodzi na rehabilitacje 2-3 razy w tygodniu. Zakres ruchu sie powiekszyl, ale daleko jej do sprawnosci ktora miala. Oczywiscie nie moze pracowac. Wszystko wskazuje na to, ze czeka ja operacja.
Pamietajcie o tym jak pocinacie szutrowkami...