Odcinek 2, czyli nosił Wilk razy kilka, ponieśli i Wilka
Rano wstaję z lekkim szumem w głowie (to z pewnością efekt nocnego spaceru nad szumiące morze, przecież po czerwonym wytrawnym nie szumi).
Mamy kilka godzin na „wjeżdżenie” się, w końcu mamy koniec lutego i pewne zaległości

Ruszamy z Wilczycą w stronę morza.
Najpierw robimy rzut oka na gibraltarską skałę:
Gonią nas GS Brothers:
Trzeba koniecznie zmyć sól z maszyn, bo jakiś dziwnie rudy nalot zaczyna się pojawiać:
Koło południa każdy się mniej więcej skompletował z maszyną i ruszamy w stronę Afryki. Dojeżdżamy na prom w Tarifie, w ramach oszczędności DRki Wilczycy i moja lądują na busie.
Kupujemy bilety, pani w okienku myli się tylko trzy razy przy wypisywaniu (za każdym razem woła całą ekipę z powrotem) a na koniec okazuje się, że bus nie wjedzie na prom, bo jest za wysoki. Hm.
Sambor musi jechać z resztą ekipy, bo jest właścicielem części motocykli i chce pomóc chłopakom przebrnąć przez odprawę celną.
Koniec końców męska część ekipy odpływa jednym promem, a bus z Wilkiem i Jagną czeka na drugi.
Mamy zatem czas na szybki spacer po Tarifie:
połączony z degustacją tortilla de camarones
Europa żegna nas gradobiciem, wjeżdżamy na prom:
i zaczynamy wzbudzać pewną sensację. Dwie dziewczyny + niemałe Iveco z dwoma DRkami na pace…
Sensacja ma swoje dobre strony, dostajemy pierwsze miejsce w kolejce do wjazdu, a przy zjeżdżaniu kierujący ruchem zatrzymuje inne samochody i każe nas przepuszczać
W kolejce na cle jest jeszcze ciekawiej, bo Marokańczycy zaczynają nas pokazywać palcami i robić dziwne miny. Bierzemy się za wypisywanie kwitów celnych (są wyłącznie po arabsku i francusku) i uświadamiamy sobie, że przecież i tak nic nie zrobimy, bo żadna z nas nie jest właścicielką busa! Na szczęście nadchodzi Sambor, i „już” po godzinie przepychanek paszportowo-celnych możemy odjechać.
W Tangerze Iveco zostaje zastąpione wozem serwisowym, które będzie wiozło nasze bagaże oraz niezbędny ekwipunek:
Marka naszego wozu serwisowego będzie obiektem niewybrednych żartów do czasu, jak zobaczymy je w akcji na górskich serpentynach
Sambor wsiada do Dacii a Jagna z Wilczycą robią obstawę na DR. Nasza ekspedycja zaczyna się z grubej rury, przejazdem przez centrum Tangeru… Uf, niby to już przerabiałam, ale zawsze… Trzeba się przestawić na afrykańskie zasady ruchu, szczególnie na rondach
Lądujemy w hotelu na starym mieście, jest całkiem klimatycznie, i oczywiście integrujemy się dalej, tym razem czymś o bursztynowej barwie i smaku samogonu…
I znów część ekipy nie umie grzecznie spać, tylko idzie na miasto. A medyna w Tangerze jest warta grzechu… W dodatku w środku nocy jest pusto i przez to jeszcze bardziej klimatycznie. Znajdujemy nawet otwartą knajpkę i rozpoczynamy przygodę z marokańską kuchnią

Tylko dlaczego nikt nie wziął aparatu?
cdn.