Odcinek 5, czyli kto boi się wilków, nie powinien chodzić do lasu
Oj, noc nie była łatwa. Mimo rezygnacji z kolacji oraz profilaktycznego zdezynfekowania żołądka czystą, zatrucie na całego. I to w tak porządnej knajpie! Mam coś pecha do Maroka, już drugi raz przerabiam to samo. Tamtejsze bakterie wybitnie mnie nie lubią, a zdarzało mi się jadać w miejscach, które były dużo bardziej na bakier z higieną…
Niewyspana oraz słaba (brak kolacji i śniadania) wsiadam na motocykl. W końcu to podobno lekarstwo na wszystko

chce się być motocyklistką, trza zagryźć zęby (patrz tytuł odcinka

)
Na szczęście jest ciepło, słońce, i ogólnie wiosna. Lecimy N16 (zakręciarski asfalt), a później odbijamy na południe, na drogę również asfaltową, ale z przerwami

Sambor z Wilczycą prowadzą wóz serwisowy
Reszta tradycyjnie:
Czasem krajobrazy jakieś takie irlandzkie?
Ładnie to tak wyprzedzać na ciągłej?
Dobijamy w końcu do N2, czekamy, aż Dacia pokona dziurawy asfalt. Oj, wytrzymałe musi mieć to zawieszenie…
W Ketamie zjeżdżamy na mniej główną, znów na południe.
Za Ketamą zaczynam mieć spore problemy z koncentracją, a wjechanie w każdą dziurę kończy skurczem żołądka. Mam chwilowo dość. W końcu od czego mamy wóz serwisowy?
Zjeżdżam na pobocze, czekam na Dacie zamykającą naszą karawanę i proponuję Wilczycy zamianę. Ale Sambor jest szybszy
Wsiadam obok Wilczycy, usiłuję nie wydawać jęków, kiedy Dacia zakręty pokonuje bokiem i zaraz zasypiam. Pamiętam jakąś pauzę niedaleko Fezu, towarzystwo pije espresso, a ja dostaję rumianek w termosie…
Śpię dalej…
Omijamy Fez, ładna droga przez wysokie dość góry, sporo śniegu. Na każdej większej łacie śniegu dziesiątki ludzi z sankami!
Śpię dalej…
Budzi mnie pytanie Wilczycy: „dlaczego wyprzedzają mnie motocykle, sokoro jechałam ostatnia?” Hmmm…
Śpię dalej…
Ale niezadługo… telefon od Sambora „Gdzie wy wszyscy jesteście?” No cóż, jako dopiero obudzona nie bardzo wiem. Co gorsza, Wilczyca też za bardzo nie wie… Ton głosu Sambora nieco wzrasta, więc grzecznie odpowiadam, że zorientuję się , gdzie jesteśmy i oddzwonię.
Orientacja zajmuje nam chwilę i widzę, że pojechaliśmy nieco inaczej niż było zaplanowane, ale za kilka km dojedziemy do odpowiedniej drogi. Dzwonię zatem do Sambora i mówię: „Sambor, zdaje się, że pojechałyśmy drogą alternatywną…” Dalszej konwersacji nie będę przytaczać
(Hasło „droga alternatywna” zostało mi jeszcze wypomniane kilka razy…)
Czekamy na Sambora na skrzyżowaniu „drogi alternatywnej” z N13, gdzieś na południe za Ifrane:
Niestety czekając widzimy, jak mija nas Maciek oraz Waldek i jadą dalej, dokładnie w przeciwną stronę niż powinni. Grrrr… Jedyna nadzieja, że zobaczą jadącego z naprzeciwka Sambora i zawrócą. Maciek zawraca, natomiast Waldek w najlepsze mija Sambora i jedzie dalej. No więc Sambor zawraca… Ehh, jazda w grupie…
W końcu jesteśmy wszyscy i jedziemy dalej na południe. Jest zimno i zaczyna padać, do tego już szarzeje.
Zapada decyzja o szukaniu noclegu.
Trafia się oberża (Auberge po francusku) za Timahdite, są toalety, jest prysznic, nawet kaloryfery ciepłe!
Ja pakuję się do łóżka, cała reszta wcina spaghetti na kolację, nade mną lituje się Wilczyca i pitrasi makaronik ryżowy… Resztę wieczoru dogorywam w łóżku, a ekipa korzystając z zapasów miło spędza wieczór przy kominku….
cdn…