Jakimś cudem Wilczyca wyszła z tego tylko z kilkoma siniakami, a DR… No cóż…
trąba jej się nieco zakrzywiła…
Tu już chyba po trudnej rozmowie z Wilczycą, bo miny lepsze:
DR z Wilczycą wyjeżdża samodzielnie na płaskie, znajduje się kolejna drobna (acz upierdliwa) szkoda: przepadł dekielek zamykający schowek na narzędzia, choć wisiał na lince…
A inni jeżdżą dalej. Tu przewaga AT nad KTMem (gdzieś tam w tyle…)
Jasio jeździ jak nakręcony:
Tak się rozochocił, że nie można go dogonić.
Niestety jeden z jego upadków kończy się bliższym kontaktem żeber z kierownicą, a zbroi Jasio nie ma…
Nie jest fajnie. Jasiek ledwo oddycha i stoi. I zdecydowanie odmawia dalszej jazdy na dwóch kółkach. Czyli kolejna zmiana w ekipie Dacii…
Sambor namawia właścicieli AT, KTM i BMW na wypróbowanie swych sił na lekkich DRkach. Oczywiście jego, bo ja na dłuższy czas mam opory przed pożyczaniem sprzętu

Chłopaki zachwyceni, że życie nagle stało się prostsze
Po kilku godzinach zabawy wracamy do Panoramy, zrywa się wiatr, robi się szaro i mamy coś na kształt lekkiej burzy piaskowej. Widoczność kiepska, pył wciska się w oczy, nie bardzo da się jechać.
Więc przeczekujemy:
Powyższe zdjęcie ma dużą wartość historyczną. Uwiecznia ono bowiem Wilczycę
CERUJĄCĄ spodnie. W dodatku męskie! Nie zdradzę, który z ekipy zdołał ją do tego namówić
Jasiu cierpi:
W końcu robi się jakby jaśniej i wyruszamy na przejażdżkę pustynną. W planach objechanie Erg Chebbi. W Panoramie zostaje poszkodowany Jasiek oraz Waldek (który orzekł, że piach nie jest jego powołaniem).
GS-y też się mocno zastanawiają, ale namawiam ich słowami: Chłopaki, jeśli ja dam radę, to i wy na pewno
Trochę będą później na mnie źli, bo jednak na DR lepiej przeskakuje się piaszczyste łachy niż na 1200ADV…
Widoki oszałamiające, pył, pył i jeszcze raz pył...
Widoczność wynosi kilkadziesiąt metrów, pył oblepia wszystko i natychmiast zaciera ślady. Trzeba mocno uważać, żeby jadący przede mną nie zniknął z horyzontu
Wiatr jest na tyle silny, że przewrócił moją DRkę, stojącą spokojnie na bocznej nóżce. No i kolejna rzecz do listy napraw: kierunkowskaz…
Aż mi ciężko uwierzyć, że z poprzedniego marokańskiego wyjazdu, gdzie w sumie było więcej offu, DR wróciła bez żadnych uszkodzeń (no, nie licząc pogiętej rejestracji, w którą wjechał Agent

).
I tak sobie jeździmy:
Narada GS Brothers, którzy zaliczyli właśnie pierwsze wywrotki na piachu:
Pogromcy wydm, tu już na hamadzie:
Na jednym z postojów zauważamy wyciek oleju pod jedną z DR650. Chyba znów simmering…
Do tego burza piaskowa (czy jak to nazwać) przybrała na sile, pył jest już wszędzie, prawie nic nie widać, wracamy więc do Panoramy.
Tym chyba pył nie przeszkadza:
Narada, którędy jechać:
I z powrotem w Merzouga:
I już na dziedzińcu Panoramy. Chłopakom coś brody zrudziały
Ja zabieram się za rekonstrukcję kierunkowskazu za pomocą czarnej taśmy izolacyjnej (żarówka cała), Wilczyca robi za jednoosobowy rescue team i jedzie z narzędziami i simmeringiem (Sambor miał nosa, że nabył 2 sztuki) ratować DR, która została na pustyni.
W międzyczasie jednak Sambor poradził sobie za pomocą jakiś magicznych sztuczek sam.
Kiedy walczę z puzzlami, na które rozpadł się mój kierunkowskaz, na dziedziniec Panoramy zajeżdża fachowo okufrzony F800GS na brytyjskich blachach, z którego zsiada starszy pan. Trochę sobie rozmawiamy skąd przyjechał, co objechał, opowiada gdzie deszcz rozmył drogi itp.
Wieczorem, od Sambora dowiaduję się, że miły starszy pan to Tim Cullins, marokańskie guru na Horizons Unlimited. Jeździ tam nieprzerwanie od 1976...
cdn.