Odcinek 11, czyli kto chce z wilkami przestawać, musi wyć jak one
Noc z widokiem na gwiazdy… GWIAZDY, nie taki erzatz jaki mamy w mieście… i do tego szum nieodległej rzeki… Jest pysznie, śpimy we trójkę na dachu, powietrze rześkie…
(offtopic o spaniu pod gwiazdami dla niedowidzących:
Dwa lata temu wpadłam na genialny (w moim mniemaniu) pomysł wstawienia dwóch okien dachowych nad swoim łóżkiem.
Mmm, będę leżeć i patrzeć w gwiazdy…
Okna wstawione, czas na podziwianie nieba. Kładę się, patrzę i ….
…jak ja k…a mam widzieć gwiazdy przy moich -8 dioptriach? )
Puchowy śpiworek – rewelacja. małe to, zgrabne, lekkie (0,45 kg!) a nawet takiemu zmarzluchowi jak ja ciepło… Lupus – jeszcze raz dzięki za namiary
A ta rzeczka nam szumiała do snu:
Rano Maciek zaczyna od prostowania kilku elementów w AT po wczorajszych bliższych spotkaniach z winklami:
W mojej DR lekko ciągnie sprzęgło, więc najlepszy mechanik wśród wilków bierze się do dzieła:
tradycyjne już pompowanie koła w Dacii i jazda!
Mamy jakieś 40 km szutru przed sobą. Kręty, na zboczach, ale najczęściej gładki jak stół.
Jedziemy nieco niżej, lasem, widoki zatem nowe:
Jest wczesna wiosna. Wczesna wiosna w górach objawia się intensywnym topnieniem śniegu. A to powoduje następnie wezbranie rzek.
A na górskich szutrowych drogach mostów raczej brak, Brody w zupełności wystarczą
Ale wczesną wiosną brody mogą wyglądać tak …
Rzeka trochę wyszła z koryta. No to jedziemy… wody jest tak na wysokość mojego buta, czyli ze 25 – 30 cm. Rwącej wody. W sumie to nie woda jest problemem, tylko kamienie, które w niej są i nie bardzo są widoczne.
Po kolei wszyscy przejeżdżamy. Stoję i myślę, jak to zrobić.
Rzeczki zdarzało się przejeżdżać, ale nie tak intensywnie płynące…
Podchodzi Sambor i pyta „Jagna, dasz radę czy Ci przejechać?” A ja chyba się ambicji zaraziłam od Wilczycy, bo mówię „spróbuję”…
Oczywiście dokładnie w połowie rzeczki robię swój standardowy błąd, czyli się przestraszam kamienia i odpuszczam gaz. I czuję, że mnie woda przechyla na bok, a boku jak widać jest taki fajny schodek w dół…
Nie zostaje nic innego jak ściągnąć nogi z podnóżków i się podeprzeć. Lodowata woda wlewa się górą butów…
Ale co tu zrobić dalej? Ledwo utrzymuję maszynę, przed przednim kołem kamlot, trzeba go wziąć rozpędem. Podsumowując – sytuacja przerosła Jagnę…
Sambor się lituje, ściąga buty i robi za asekurację, dzięki czemu Jagna nie ląduje całkiem w wodzie i jakoś wyjeżdża…
A z drugiej strony patrząc kamieni w wodzie nie widać i w ogóle jakoś lajtowo to wygląda…
Sambor nie wkłada butów, pomaga jeszcze GSom, na końcu Dacia. Woda jest zdecydowanie powyżej progów…
Uff…
Dalej znów fajny szuter i widoki na górę zwaną El Cathedrale:
I kolejna rzeczka, ale tym razem to nawet nie ma o czym wspominać:
Za rzeczką czekamy na Dacię, coś długo jej nie ma. Kapcia złapała

dobrze, że nie w tej rzece poprzedniej
Dacia dojeżdża, jedziemy dalej
Kończy się szuter (to już definitywny koniec offa) , zaczyna asfalt, ale nadal jest ładnie. Zjeżdżamy nad zbiornik Bin el-Ouidane
Piękny wiszący most nad rzeką:
Dobijamy do głównego asfaltu… no i dalej jest jakby nudno. Została przejazdówka do promu, którym musimy odpłynąć jutro.
Po południu zaczyna padać, kto ma, wyciąga kondom, reszta moknie.
W okolicy Rabatu zjeżdżamy na wybrzeże i nocujemy w hotelu żywcem przeniesionym z późnych lat 60tych. Piękny futurystyczny wystrój wnętrz…
Wieczorem narada bojowa, Wilczyca i Sambor ruszają na wschód, do Tangeru oddać Dacię, zabrać busa i wpakować do niego TT,
która z połamanym wahaczem została w El Jebha.
Po czym wrócić i zdążyć na prom. W dodatku muszą już wziąć nasze bagaże. Niełatwy plan
A reszta w spokoju, po raz ostatni, i korzystając z faktu zrobienia zakupów alkoholowych, urządza integrację.
Integracja kończy się zagubieniem komórki przez jednego z braci, zbiciem kilku kieliszków oraz totalną niepamięcią u Maćka, który osobiście zintegrował się z 0,7 l whisky.
Poranek nie będzie łatwy…
Cdn…