Koniec wyjazdu czuć już niesamowicie. Tylna opona zniknęła zza pleców, można w końcu bezpiecznie pośmigać po zakrętach. Zwijam namiot wciśnięty gdzieś między drzewa i ruszam dalej. To ostatnie chwile w Norwegii, przed ostatni dzień, więc należy się nimi odpowiednio nacieszyć. Szkoda czasu.
Ostatnie już fjordy, ostatnie spotkanie z mewami.
Im dalej na południe, tym więcej spotykanych rodaków. Może to za dużo powiedziane, po prostu tu i ówdzie widzę auta na tablicach z kraju nad Wisłą. Coraz więcej szklarni, folii. na przydomowych wystawkach stoją produkty do sprzedania, waga, metalowe kasetki zamykane na kluczyk ale..otwarte, z kluczykiem.
Zaufanie sięga granic! To taki samoobsługowy sklepik z warzywami, owcami. Podjeżdżasz, wybierasz, ważysz, przeliczasz (ceny są podane w koszykach) i płacisz - sam sobie wydajesz resztę. Niesamowite. Byłem zszokowany! Tylko kalkulatora zabrakło
Kilometrów duże tego dnia nie zrobiłem. A to chwila na zdjęcia, a to dwie chwile na skale poświęcone na rozmyślanie. Grzechem było by też odmówienie sobie poleżenia chociaż z kwadrans na rozgrzanych skałach. I ta cisza wokół, ten powiew wiatry, ta samotność. Piękne chwile!
Nie mogłem sobie również odmówić nakarmienia kaczek które, podobnie jak inne zwierzęta w tej części Europy, niemal jedzą człowiekowi z ręki. Nie tylko ludzie są tu ufni, zwierzęta również.
Popisom nie było końca:
Czas jednak gonił a chciałem tego dnia dojechać jak najdalej, w planach (tak, czasem coś sobie zaplanuję

) miałem bowiem wrócić "jednym strzałem" do domu, dnia następnego, więc trzeba było odstawić wszystko na bok, wbić 6ty bieg i z zawrotną prędkością 80km/h mknąc na południe.
Niestety... widoki nie pozwoliły jechać dalej, bez przerw:
Pierwszego polaka, poza Bartkiem z którym jeszcze nie tak dawno temu podróżowałem, spotykam na campingu. Tak, w końcu zdecydowałem się, że ostatni nocleg na tym wyjeździe spędzę z ludźmi, wykapię się, zjem porządne śniadanie i wrócę w powrotną drogę. Po ponad 2 tygodniach znów prysznic!