c.d.
Równie interesująco prezentowały się też boczne uliczki miasta, zatłoczone, pełne życia i gwaru, Tak odmienne od szerokich betonowych chińskich highway’ów.
Gwar uliczek2.jpgGwar uliczek1.jpg
Podobnie jak w Indiach, panowała tu uliczna specjalizacja. I tak, na jednej z nich, natrafiliśmy na zakłady lutnicze – produkujące całą gamę przeróżnych instrumentów
Instrumenty4.JPGInstrumenty1.jpg
Instrumenty2.jpgInstrumenty3.jpg
Uliczka ciesielska…
Ciesle2.jpgCiesle1.jpg
Uliczka dekarska…
Dekarze2.jpgDekarze1.jpg
Czy też uliczka elektrotechniczna…
Elektrotechnika.jpg
Albo uliczka krawców.
Singery.jpg
Ale i tak największe wrażenie robiło na mnie serwowane na ulicy z mini straganów-kuchni żarcie. Mimo ciągle trwającej rewolucji w żołądku, z zainteresowaniem zerkałem w wystawiane wynalazki.
Tak wiec, pije się taki oto rozwodniony jogurcik. Zapewne jest idealny na upały. Jakoś baliśmy się spróbować.
Jogurt1.jpg
Lód pochodzi oczywiście z lodowców Karakorum – i stamtąd jest przywożony metodami tradycyjnymi. Około 200km, może trochę mniej.
Lód na ośle.jpg
Po takim „jogurciku” najlepiej na żołądek zrobiła by świeżutka figa…
Figi.jpg
A jak ktoś nie lubił owoców, mógłby sobie zaserwować np. ręcznie robioną podrobową kiełbaskę. To białe na dole to żywy tłuszcz!
Kiełbasa1.jpgKiełbasa2.jpg
Innych gotowanych specjałów jest cała masa, nic się tu nie zmarnuje.
Gotowane pyszności1.jpgGotowane pyszności2.jpg
Gotowane pyszności3.jpg
Nie brakuje również baranich szaszłyków, dostępnych praktycznie nia każdym rogu.
Ujgur Szaszłyk2.jpgUjgur Szaszłyk1.jpg
Mięso zagryziemy albo pilawem – czyli gotowanym ryżem z marchewką…
PILAW.JPG
… albo znanymi nam z Kirgizji bułeczkami przygotowywanymi i wypiekanymi na oko tradycyjnie…
Wypiekanie1.jpgWypiekanie2.jpG
Jak już nic dla siebie nie znajdziemy to można posilić się jakimś chipsem.
I zapić tradycyjnymi, cywilizowanymi drinkami
Colapepsi.jpg
Piwo tez nie nazywa się piwo. Ale na szczęście da się kupić. No coś się chińczycy jednak przydali Ujgurom.
chinskie piwo.jpg
Zmęczył nas ten dzień, łapiemy na ulicy taksówkę żeby wreszcie zawiozła nas do jakiejś mniej ekstremalnej knajpy.
Taksówki w Kashgarze są dostępne wszędzie. Prawdopodobnie działają lepiej niż londyńskie metro. Są wszędzie, dostępne na wyciągnięcie ręki, w cenie biletu komunikacji miejskiej. Nigdy nie zapłaciliśmy innej ceny niż 5 juanów. Wszystkie pojazdy taksówek to VW Santana – chińska wersja starej Jetty I. Tych samochodów sprzedaje się w Chinach, bagatela, ponad 100 tys. kwartalnie i jest najlepiej sprzedającym się pojazdem.
Santana.jpg
Taką to Santaną, poruszamy się głównie metodą: ”na wizytówki”, czyli – pokazujemy karteczkę napisana przez naszego opiekuna albo mamy wizytówkę z knajpy, w której byliśmy ostatnio. Taksi podrzuca nas zwykle w okolice ronda, które przynajmniej wiemy, gdzie się znajduje, i poruszamy się wyłącznie w jego okolicy. Dalsze wypady, z powodów językowych, nie należą do najłatwiejszych eskapad.
Mapa kaszgaru.jpg
Na koniec dnia zaliczamy ujgurską knajpę dla turystów. Zamawianie oczywiście na migi. Czyli kurczak to ko-ko-ko, a baranina be-ee-ee. Działało.
KNAJPAKASHGAR.JPG