Wątek: Lupidaria
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.10.2013, 09:43   #9
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Ok, Pastor wyjechał z całą czeredką, a to znaczy że już się nie nadąsa ani też nie zryje mi beretu - jak mawia. Po krótkich zajawkach pora na wspomnienia które jeszcze nie mają końca, i nie wiadomo czy ów nastąpi. Kolega P twierdzi że "jego dynia musi przejść na fale alfa", co za zwyczaj zdarza się w sprzyjających warunkach na kiblu.
Zaczynamy więc:

"Dawno temu, w epoce fotografii kliszowo-papierzanej, mój dobry kumpel pokazywał mi slajdy ze swojego wyjazdu. Wyjazd był bardzo fajny, ale zainteresowała mnie sama technika pokazu. Miał taki prosty rzutnik – wsadzało się slajd do ramki i wyświetlało obraz na ścianie. Banał. Wszyscy znamy taki sprzęt.
Była jednak pewna różnica w porównaniu do innych sposobów prezentacji fot. Tych na slajdach było jakby mniej. To znaczy że musiał wybrać tylko te szczególne zdjęcia. Może nie koniecznie te najbardziej udane fotograficznie, ale te które najwięcej dla niego znaczyły życiowo. Te które ilustrowały coś dla niego szczególnego. Takie kamienie milowe.
Niestety zdarzenia nie ujęte na fotach odsuwają się wtedy w ciemność. To właśnie jest najpoważniejsza wada ilustrowania wyjazdów za pomocą fotografii. To czego nie sfotografowałeś nie istnieje. Dlatego jakoś nieszczególnie lubię fotografię. Pamięć jest lepszym ilustratorem.
A gdyby tak zrobić slajdy z pamięci?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Wszystko zaczyna się jakieś 150 mln km od Ziemi.
Nasz ukochany, gigantyczny reaktor termonuklearny ostrzeliwuje czarną, wieczna pustkę nieustającym strumieniem naładowanych cząstek – głównie protonów i elektronów. To tzw. wiatr słoneczny. Większość tych niewidzialnych pocisków leci gdzieś w nieskończoność kosmosu, ale malutka ich część po paru minutach dociera również w pobliże Ziemi. Naładowane cząstki pędzą z prędkością od 300 do 1000 km/s. W pobliżu naszej planety wyłapywane są na lasso ziemskiego pola magnetycznego. Zataczając coraz ciaśniejsze spirale gwałtownie przyspieszają, kierując się w pobliże biegunów magnetycznych. Kiedy docierają do krawędzi atmosfery bywają rozpędzone nawet do 60 tys. km/s.
Wtedy – mniej więcej 100 km nad ziemią, wpadają na pierwsze cząstki powietrza i zaczynają się od nich odbijać jak kule we flipperze. Energia tych zderzeń jest tak wielka, że pobudzone atomy gazu zaczynają świecić – na czerwono i zielono tlen, na ciemnoczerwono i purpurowo azot itp.
Gołym okiem dostrzeżemy z dołu zwykle zielonkawe, niebieskawe i białe barwy, ale przy intensywniejszych zorzach bywają też cieplejsze odcienie. Każda cząstka wiatru słonecznego zaliczy nawet kilkaset odbić od cząstek powietrza zanim zostanie całkowicie wyhamowana. Szlak tych zderzeń na chwile zapłonie na niebie jak neon. Suma tych neonów może złożyć się na coś… na coś co może się człowiekowi śnić do końca życia.
A czegoż się nie robi by mieć piękne sny?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No właśnie. Czegoż się nie robi…
Kiedy rodziła się Ala stwierdziłem, że potrzebuję kosza bocznego do krowy. Jedyny sensowny dla mnie powód posiadania zaprzęgu to możliwość wożenia dzieci. Nie widziałem i dalej nie widzę innych zalet tego wynalazku, no może poza jedną – dobrą stabilnością na śliskim. A skoro już można sobie stabilnie pojeździć po śliskim, to żal z tej możliwości nie skorzystać. Zorza polarna gdzieś tam nad północnym niebem zamrugała wtedy zachęcająco..
Jakoś w 2008 kupiłem za stówę kosz od Dniepra. Przegnity złom bez koła. W gondoli rosła dorodna kępa pałki wodnej.
W styczniu 2011 koło i kilka innych klamotów już było, a cała przyczepa została złączona z moją wierną krową. W miejscu dorodnej kępy szuwarów zainstalował się równie dorodny kolega Sambor i pojechaliśmy na Elefanta. To był pierwszy oficjalny test zaprzęgu.

Jesienią 2011 zbudowaliśmy z Lupusem zamykaną kabinkę z benzynowym ogrzewaniem. Wtedy też przebudowałem zaprzęg Adama i dorobiłem Szparagowemu XT-kowi narty.

W tych dwóch ostatnich zdaniach leży tak ciężki ładunek roboty, że powinny być wyryte w granicie. Zwykły papier jest za słaby żeby przenieść takie obciążenie. Granit jest tu najbardziej adekwatny – kojarzy się z nagrobkiem.
Każdą wycieczkę zaczynam w garażu od przygotowań. Czasem trwają rok, czasem więcej. To czas w którym już się wycieczką żyje – ona już cieszy, już daje emocje i chęć do życia, mimo że jeszcze się nie zaczęła. To prawie równie piękny okres jak sama wycieczka.
Jednak ogrom roboty w przypadku TEJ wycieczki prawie zabił to piękno, a niewiele brakowało i pewnie zabiłby też mnie.
Jak zwykle pomogli Ludzie.
Przyjaciele.
Na co dzień wspierał mnie jak zwykle niezastąpiony maruda Waldek O Brudnych Pazurach, bez którego marnie bym poległ z robotą. Z odsieczą ruszył też Stary Wilk z Młodą Wilczycą – dokończyli Adamowy zaprzęg i przede wszystkim uspokoili mój zryty beret swoimi łagodnymi oczami, akurat kiedy zrycie wzmiankowanego beretu sięgało zenitu.
Dzięki też Szparagowi, który przybył odczyniać swoje heretyckie motocyklowe gusła przy przygotowaniu Adamowej padliny. Przygotowanie wyszło w miarę skutecznie, ale chóralne wykonanie Guns of Brixton o 3-ciej nad ranem obok regału z nalewkami w piwnicy, na pewno wyszło nam znacznie lepiej.
No i przede wszystkim dzięki mojej rodzinie. Oni wiedzą za co."
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg DSC08336.jpg (888.3 KB, 11 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem