Mechanizm złożony z baaardzo skomplikowanych podzespołów. Tak wygląda każda ekipa na każdej wycieczce. Od stopnia dopasowania podzespołów zależy działanie każdego mechanizmu. Od umiejętnego złożenia i regulacji wzajemnego dopasowania również. Czasem części muszą mieć trochę czasu żeby się dotrzeć. Czasem pasują idealnie od razu.
Myśmy chyba trafili od razu we właściwe tolerancje. Uwerturą do koncertowego montażu całego mechanizmu była mała, radosna rozpierducha chałupy Elłóda. Wychlaliśmy wszystko co miało choćby śladowe ilości alkoholu. Wyżarliśmy wszystko co było choćby średnio jadalne, łącznie z jakimś tortem (od Zombiego?) i zimnymi plackami spod szafy. Rozpieprzyliśmy jakieś naścienne dekoracje, prawie utłukliśmy psa – stareńkiego zdechlaka, który jednak wytrzymał dzielnie nawet upadek na siebie swojego 100 kg pana najebanego jak worek węglem. Niewiele brakowało, a utłuklibyśmy też Gospodynię, kiedy na samym wstępie zafundowała nam przedstawienie udając rozsierdzoną sąsiadkę. No ale wtedy byliśmy jeszcze trzeźwi, więc miała szczęście.
Na promie byliśmy już nieźle dotarci. Zbychu w swojej opowieści fajnie zauważył te nasze rozmowy. Każdy gadał coś o sobie, o swoim życiu. Nie jak w grupach wsparcia dla świrów, gdzie siedzi się w kółku i każdy po kolei musi opowiedzieć o swoim wariactwie, tylko tak zwyczajnie. Tak szczerze. A reszta? A reszta to rozumiała. Ro-zu-mia-ła.
Kiedy ostatnio ktoś was rozumiał, za wyjątkiem waszej baby lub psa?
Akt psychicznego ekshibicjonizmu przypieczętowaliśmy tym zwykłym, kontynuując najebkę na waleta w promowej saunie i dżakuzi. Jak higiena to higiena. Wprawdzie Angol się trochę wzdragał, bo jemu podobno woda szkodzi, ale reszta wesoło majtała wackami puszczając w obieg kolejną flaszkę w wielkiej wannie z bąbelkami.
A mokre gacie radośnie schły sobie w saunie zwisając dumnie jak sztandar właśnie zrodzonej przyjaźni.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy zeszliśmy na cardeck wrota rufowe promu były już otwarte. Większość pojazdów wyjechała. Zostaliśmy tylko my i paru maruderów którzy mieli podobne tempo ładowania klamotów. Na cardecku było cholernie gorąco, a my w pełnej zbroi musieliśmy czekać na pilota, który wyprowadzi nas na świat przez labirynty uliczek helsińskiego portu. Tymczasem ów świat, obramowany prostokątem promowych wrót witał nas słońcem i skrzącym się śniegiem. Nawet skacowanemu Szparagowi podobał się ten obrazek.
Każdy z nas miał już na sumieniu znacznie dalsze, dłuższe i często trudniejsze wycieczki. Średnia naszego wieku to 40+ przy czym ten plus jest dość okazały. Jeździmy też bynajmniej nie od wczoraj i bynajmniej nie tylko wokół komina. Ale ta wycieczka była jakaś szczególna, choć w sumie całkiem błaha jeśli chodzi o trasę czy odległość. Fakt – zimą jeszcze nie próbowaliśmy, bo Elefanty-sranty i inne zimowe łykendowe popierdóły się nie liczą.
Najbardziej szczególną okolicznością było tu zupełnie co innego: my sami. O ile znamy się już od dawna, to jeszcze nigdy razem nie podróżowaliśmy.. Z innymi ekipami, lub zupełnie sami – tak, ale w tym składzie jeszcze nie.
Popatrzyłem dyskretnie na te spocone, z lekka skacowane, niedogolone mordy z błyskiem przygody w ślepiach. Jeśli miałem wcześniej jakiekolwiek obawy jak zagra mechanizm złożony z tak różnych podzespołów, to w tej chwili je straciłem.
W końcu ruszyliśmy. Zaczęło się!
Przejechaliśmy przez wrota promu jak przez ramkę obrazka przedstawiającego z lekka kiczowaty zimowy landszaft. To było trochę jak przejście na drugą stronę lustra.
Z rzeczywistości do krainy marzeń. Mimo że ta kraina wyglądała zupełnie zwyczajnie – po prostu jak Helsinki zimą, to gdzieś tam na północy czekał na nas wymarzony kosmiczny teatr na niebie.
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Ostatnio edytowane przez Lupus : 15.10.2013 o 13:52
|