Rano Fazi przedstawia nam swoje nowe, nieco spuchnięte oblicze. Komary ucztowały sobie pół nocy na jego policzku
a maska szkodnika robi za kuchnię i oddział opatrunkowy dla połamanych jagnięcych palców
Krzychu sięga w przepastny kufer Szkodnika po kolejne zupki kuksu:
Po śniadaniu wracamy na szlak. Jest coraz bardziej pusto. Czasem 10 - 20 minut nie mijamy żadnego samochodu…
Zjeżdżamy na chwilę do cywilizacji, czyli najbliższego miasta, póki jeszcze jakieś są

bo na mapie mamy już powoli tylko jeziora i lasy…
Zajeżdżamy więc do Miedwieżiegorska, który okazuje się niezłą prowincjonalną dziurą

ale jest bank, są sklepy… Choć czas jakby stanął gdzieś koło roku 1985...
Chopy idą do banku wymienić pieniądze, frele zostają przy autach…
Podoba mi się ten apcybilder*:
Mina kota jakoś przypomina minę Fazika pod lodówką
Po chwili do Agi i Jagny podchodzi miejscowy chłopak z pytaniem, czy naprawdę jesteśmy z Polski, bo on ma pradziadka Polaka

I tak poznajemy Saszę. Sasza jest magistrem rusycystyki, pracuje w fabryce (skąd my to znamy…) i jest właścicielem typowej rosyjskiej duszy
Po kwadransie siedzimy u niego w kuchni, pijemy porządny rosyjski czaj, oglądamy zdjęcia pradziadka-Polaka (w sumie to raczej Białorusina, ale co tam

) i słuchamy koncertu gitarowego w wykonaniu Saszy…
To nasza pierwsza styczność z niesamowitą życzliwością Rosjan.
Ale nie jest to takie proste…
Mimo wszystko Rosjanie są dość “na dystans”. Mało kto potrafi przemóc się i podejść do nas na ulicy, zagadać z ciekawości...
Pewnie to jeszcze skutek dawnych czasów, kiedy za kontakty z innostrańcem można było pójść siedzieć.
Ale za to kiedy już kontakt zostanie nawiązany… Gość w dom, Bóg w dom to przy tym pikuś
Obiecujemy Saszy solennie, że go odwiedzimy drogą powrotną, Sasza w zamian poprawia błędy na naszych naklejkach (oj, było ich, było…)
I wracamy na M18…
Jesteśmy już na wysokości Archangielska i Morza Białego… Znów kilometry bieżące brzozowych lasów dookoła…
Naszą główną rozrywką są niezbyt mądre rozmówki przez CB, Krzychu żali się, że już na pamięć zna każdą nutę każdej z ośmiu piosenek jakie ma w komórce (radia już nie mmm w tej brzozowej pustce…)
Ja dla odmiany mam ich w komórce więcej, ale nie mam jej jak podłączyć

Fazi wpada na pomysł przegrania muzyki z mojej komórki na Krzychową, bierze więc obydwie i przesiada się do szkodnika, a Aga do opla.
Do jakiejś godzinie jazdy efekt jest następujący:
- komórka Krzycha wzbogaciła się o jedną piosenkę (zdaje się , że była to Adele)
- komórka Jagny dostała najważniejszą śląską piosenkę (nieśmiertelna Cila…)
- zapasy piwa w szkodniku uległy zdecydowanemu zmniejszeniu...
- zapada decyzja o kupnie kabelka w najbliższej cywilizacji, czyli za jakieś 800 km
Chłopaki tak się wczuły w przegrywanie międzykomórkowe, że….:
Przerwa obiadowa (ponieważ poszliśmy spać koło 5, a wstaliśmy koło południa, to obiad wypadł koło 20) w formie fasolki po bretońsku pichconej w astrze:
Burdel mamy już niezły

A raczej bardak

Jakieś to mało śląskie, złośliwie zauważę...
Jesteśmy już w Republice Karelii, jest jeszcze bardziej pusto, dookoła cienkie brzózki rosnące tak gęsto, że do lasu w zasadzie nie da się wejść.
Robimy sobie przerwę na kawę:
Kawie towarzyszy puszczona na cały regulator “Cila”. Wszystkie karelskie niedźwiedzie pewnie uciekły głęboko w tajgę słysząc śląski
Patrzymy na mapę, analizujemy i postanawiamy użyć pierwszego kontaktu przekazanego nam przez ekipę “Projektu Aurora” czyli Igora z Kandałakszy (motocyklisty rzecz jasna).
Damską część ekipy bardzo pociąga perspektywa możliwości wzięcia prysznica… Eh, płonne to były nadzieje …
Igor oczywiście zaprasza, będzie czekać na wjeździe do miasta.
Nie zauważamy, że jest już prawie północ i trochę głupio o takiej porze zwalać się ludziom na głowę
Igor bez problemu instaluje nas w swoim domu, i ani słowa nie mówi o dziwnej porze odwiedzin
Kiedy wjeżdżamy na podwórko, nagle wyskakuje Igor i krzyczy “halt, halt!!” Czyżby coś dowiedział się o niemieckich paszportach części ekipy
Uff, chodzi jedynie o to:
Tak kończą zbyt długi anteny CB radia na Igorowym podwórku

Na szczęście w porę zahamowaliśmy! Co byśmy zrobili bez CB radia? Jakbyśmy umawiali się na kafeja
Igor przekazuje nam we władanie swój dom (a nie wie o nas przecież nic…) a sam nocuje u znajomej.
Dom typowy dla rosyjskiej wsi. Biednie, skromnie…
Jest już po północy, ale co to ma za znaczenie, jak jeszcze o 1 świeci słońce?:
Niestety na prysznic nie ma co liczyć, więc dziewczyny radzą sobie tak:
To po prawej to przykład techniki radzieckiej obecnej prawie w każdym domu

Plastikowy zbiornik od spłuczki łazienkowej, a w środku grzałka z termostatem

Od góry otwarte, łatwo dolać wody, od dołu kranik

Jedyny minus - kopie prądem
Domek jest mikroskopijny, jeden pokój robi za wszystko:
ale jest komputer! I nawet internet! Co prawda szybkości żółwia, ale zawsze
I do czegóż ten komputer służy Ślązakom

Do oglądania śląskich kabaretów!!
Słownik ślunskiej godki:
apcybilder - naklejka