Dzień trzeci 14 lipca niedziela Szatymaz-Dupnica
Pobudka, toalety pakowanie i o 7:35 już rozpoczynamy kolejny etap. Po krótkim oczekiwaniu na granicy o 8:30 już witamy się z Serbską ziemią. Konsumujemy burki za którymi tęskniliśmy dwa lata. Na pierwszy ogień idą ze szpinakiem a potem na dokładkę z seremâŚ.pycha. Całą Serbię pokonujemy autostradami (przejazd płatny na bramkach). Po drodze zahaczamy o Nisz z chęcią zobaczenia wieży czaszek âŚ. Co zobaczyliśmy pominę milczeniem. Potem kierunek Sofia zakupy Bili. Postanawiamy, że dzisiejszą noc spędzimy pod chmurką. Ponieważ robi się już późno i powoli zaczyna zapadać zmierzch od razu za Sofią wbijamy w boczną drogę. Na twarzach mijanych ludzi można wyczytać wszystko oprócz życzliwości. Trochę się zdziwiliśmy bo to nie pierwsza nasza wizyta w Bułgarii i zazwyczaj było inaczej. Tu kamienie, tam krzaki itp. W końcu udaje nam się znaleźć odpowiednie miejsce z dala od ludzi i w pewnej odległości od drogi. Mój optymizm z dojazdem miejsce kończy się ok. 2 metrów od drogi. GS zawiesza się na osłonach silnika. Po kilku a może kilkunastu minutach udaje się go w końcu wytargać na drogę. Kurwica jednak w człowieku została. Wyczytujemy na szybko w przewodniku, że w Dupnicy jest jakiś zatęchły hostel. Jedziemy i lądujemy w hotelu Universal. Cena do przyjęcia, warunki rewelacyjne i ze śniadaniem. Miały być krzaki a będzie wypas, my w klimatyzowanym pokoju a GS w podziemnym garażu. Dziś przejechaliśmy 720 km. Kurde to cały czas jest dojazdówka a ja się rozpisuję.
pierwszy burek od dwóch lat
kawałek trasy
miały być spartańskie warunki krzaki itp a wyszło tak
w ten oto sposób zakończyła się dojazdówka. Od jutra już bez napinki zacznie się spokojna jazda. Drżyj Grecjo.
Dzień czwarty 15 lipca poniedziałek Dupnica-Thesaloniki
Grecjo drżyj. Pobudka o 6, potem szybkie śniadanie w cenie noclegu jajko na bekonie + kawa + mleko (za mleko doliczyli nam 0,4 lewa). Jakoś ciężko nam się było wygrzebać z hotelu. Wybiór zajmuje nam więcej czasu niż pod namiotem. Startujemy o 9. Kierunek Monastyr Rilski. Lecimy bokami przez wioski, winnice. Monastyr nas urzeka- spędzamy tam ze 2 godziny. Potem jedziemy do Melnika. Boże jak tu pięknie. Czas się zatrzymał âŚ. my też. Po obejrzeniu kilkunastu klimatycznych domów na krzyż, wstępujemy do jednej z mechan która jest praktycznie w każdym domu. Jemy szopską i miejscowy gulasz âŚ. pyyycha w tle z głośników leci regionalna muzyka. Żal nam tylko, że jest dzień a nie wieczór. Nie chce się odjeżdżać. Kupujemy regionalne wino na wieczór i jazda na Sandanski. Jakieś roboty drogowe trzeba zwolnić i zaliczyć 20 km objazd. Na szczęście po przekroczeniu granicy z Grecją jest już autostrada (bezpłatna do samych Thesalonik). Po minięciu âdużego miastaâ z białymi domami leżącego nad brzegiem morza rozpoczynamy szukanie campingu. Jedziemy nad samym morzem chyba z 10 km i nic. Tylko hotele. Czas mija, znowu zaczyna się ściemniać wyciągamy mapę firmy Marcopolo (tak nieporęcznych map nie widziałem) na szczęście jest zaznaczony jakiś camping kilkanaście km dalej. Na campie luxus, papier i mydło w kiblach, czyściutko, lodówki, kuchenki. Za nasz zestaw wychodzi 20 euro (wydawało nam się że to sporo, ale czas pokazał, że to normalna cena). Wieczorem plaża i wino z Melnika.
Rano przed hotelem
wejście "od tyłu" do Monastyru Rilskiego
Po zdjęciu wszystkiego w czym nie można wejść ...wchodzimy
Jakoś nie bardzo pasuję do tamtejszego klimatu
Rozbawił nas ten drogowskaz
Droga do Melnika

My w drodze do Melnika
Opisywane wcześniej domki
w mechanie
W przewodniku wyczytaliśmy, że będziemy jechali przez wioskę która słynie z mnogości bocianów. Faktycznie na każdym słupie we wsi było gniazdo i bociany.
temperatura rośnie
Thesaloniki
Szukamy noclegu
zaślubiny z morzem
Nawet faktura za camping była luxusowa