NIC!
Tutaj warzą się losy naszej dalszej podróży ...
... cd ...
Tamara (cd): Wskakujemy na siedzenie i jedziemy powoli przejechaną trasą przeszukując nerwowo pobocza, zaglądamy do rowów i ciągle nic. Jak to możliwe? Jak to się mogło stać? – te pytania obijają mi się z hukiem po głowie. Przecież ja nigdy nic nie gubię! Raz po raz mamroczę do siebie wierszyk, który pamiętam z dzieciństwa: „Święty Antoni Padewski, wspomożycielu niebieski, niech się stanie wola Twoja, niech się znajdzie zguba moja”. Ostatni raz wracamy na parking i postanawiam jeszcze raz poszukać mojej zguby. Obchodzę motocykl dookoła i znajduję portfelik na wzmocnieniu stelaża od kufra! Święty Antoni mnie wysłuchał a cuda się zdarzają! Skrzynka piwa dla konstruktora stelaża Piotrka G. po powrocie do kraju!
Późnym wieczorem, przejeżdżając przez skrawek Słowacji i omijając drogie przeprawy promowe przez Dunaj docieramy do kolebki Królestwa Węgier i zachodniej Bramy Zakola Dunaju czyli
Esztergom.
Parkujemy w centrum i idziemy pstryknąć kilka nocnych zdjęć. Fantastyczne wrażenie robi na nas najwyższe wzniesienie miasta na którym wznosi się oświetlona z każdej strony monumentalnie klasycystyczna archikatedra zwana bazyliką. Jest to największa świątynia na Węgrzech, której budowa trwałą kilka dziesięcioleci. Dość sprawnie tego wieczoru znajdujemy nieopodal centrum nad Dunajem kemping. Kemping okazuje się dużym ośrodkiem i nie mamy kłopotów z dogadaniem się oraz załatwieniem formalności. Szybko rozkładamy namiot na dość dziwnym podłożu (w ogóle nie ma tu trawy) i przez kolejną godzinę szukamy w pobliżu kempingu czynnego baru, restauracji lub sklepu. Nasze poszukiwania kończą się fiaskiem! Wszystko jest już zamknięte na cztery spusty. Wracamy na kemping i miły pan szczegółowo objaśnia nam jak trafić do Tesco. Tej nocy delektujemy się smakiem węgierskiego piwa siedząc nad Dunajem i wsłuchując się w głośne rozmowy hałaśliwych sąsiadów z Polski.
Ten dzień był naprawdę pełen emocji i przygód.
Dzień 7 (9.sierpnia – piątek)
Rano znowu budzą nas hałaśliwi sąsiedzi Polacy. Dopiero w dziennym świetle dostrzegamy ślady powodzi jaka przeszła niedawno przez te tereny – zupełny brak trawy i mnóstwo robactwa. Poziom wody z Dunaju na kempingu osiągnął kilka metrów, co wyraźnie widać było na rosnących drzewach. Sprawnie spakowaliśmy się i zdążyliśmy skorzystać z basenu kempingowego – co za luksus! Wyruszamy w trasę i po drodze podziwiamy urodę Dunaju. Kolejnym punktem wyznaczonym na trasie, w którym się zatrzymujemy jest
Wyszehrad.
Jest to malutkie miasteczko ale dla Węgrów jest jednym z ważniejszych pomników narodowej pamięci. Miasto wspaniale prezentuje się na tle wysokich wzgórz i meandrującej pomiędzy nimi potężnej rzeki. Spacerkiem dochodzimy do 32-metrowej Wieży Salomona, w której wieziony był swego czasu wołoski wojewoda Wład Palownik zwany Drakulą. To nie ostatnie miejsce związane z postacią Drakuli, które odwidzimy podczas tegorocznego wyjazdu.
Ulicą Panorama Utca objeżdżamy wspaniale położony nad miastem Zamek Górny.
Jeszcze kilka lat temu z tej drogi musiały się rozciągać fantastyczne widoki ale zarastające stopniowo pobocza wysokie drzewa znacznie ograniczyły widoczność.
http://www.radiator-mototurystyka.pl...0/P1170065.jpg
Dalej bardzo malowniczą drogą wiodącą przez Góry Wyszehradzkie kierujemy się do Dobogókö. Wariat Hołek prowadzi nas drogą z zakazem ruchu ale nie brakuje tu ładnych widoków i serpentyn.
W Dobogókö – urokliwej górskiej mieścinie można się zrelaksować, odpocząć od zgiełku i pooddychać świeżym powietrzem.
Ze szczytu, który wznosi się na wysokości 699 m n.p.m. podziwiamy panoramę Zakola Dunaju. Pełno tu reliktów z komunistycznych czasów – tablic pamiątkowych oraz posagów ze śladami kul.
Z Dobogókö jedziemy do Szentendre – południowej bramy Zakola Dunaju. Szentendre położone na wzgórzach Pilis znane jest pod wieloma nazwami: „miasto cerkwi”, „miasto Serbów”, „miasto malarzy”.
Zwiedzamy tę oryginalną metropolię spacerując wybrukowanymi kocimi łbami uliczkami i placykami, przy których aż roi się od cerkwi. Historia miasta jest ściśle związana z Serbami, którzy przybyli tu pod koniec XVII wieku. Prawosławni uchodźcy pozostawili po sobie nie tylko cerkwie ale także tak ważną do dziś dla Węgrów sztukę uprawy winorośli.
Wraz ze sztuką uprawiania winorośli pojawiła się umiejętność robienia win, z których najbardziej znane pochodzą z Tokaju i Egeru.
Sercem miasteczka, na którym zatrzymaliśmy się na dłuższą chwilę jest placyk otoczony kolorowymi kamieniczkami.
Wznosi się na nim charakterystyczny „krzyż morowy” postawiony przez Serbów jako pomnik upamiętniający zarazę.
Peryferiami Budapesztu (Bogu dzięki za Hołka, który uratował nas od błądzenia po stolicy i stania w korkach) docieramy szutrami do niewielkiej miejscowości Martonvásár, w której znajduje się pałac Brunszwików.
Głód daje nam się we znaki i upał przeczekujemy w maleńkiej restauracji, w której spożywamy węgierski gulasz i pijemy węgierską oranżadę. Z pełnymi brzuchami podziwiamy pałac Brunszwików, który jest jednym z najpiękniejszych w kraju przykładów architektury angielskiego neogotyku. Pałac Brunszwików – własność hrabiego Antala Brunszvika był w pewnym okresie ulubionym miejscem Beethovena.
Biografowie wielkiego kompozytora spekulują, że Beethoven kochał się w jednej z sióstr Brunszvik i to ona była natchnieniem muzyka. Dziś w pałacu działa Muzeum Beethovena a wokół obiektu rozpościera się rozległy park w stylu angielskim, w którym chętnie fotografują się nowożeńcy.
Opuszczamy tajemnicze Martonvásár i jadąc wzdłuż Dunaju docieramy do położonego przy granicy z Serbią miasta Baja. Jest już późno i ciemno, dlatego trudno byłoby nam znaleźć w okolicy nocleg pod chmurką. Postanawiamy poszukać jakiegoś hotelu lub pensjonatu – dawno nic nie pisaliśmy na forum i nie zrzucaliśmy zdjęć. Dość sprawnie znajdujemy motel na obrzeżach miasta, którego właściciel płynnie mówi w języku niemieckim. Starszy pan jest niezwykle uprzejmy i stara się nam dogodzić jak tylko potrafi. W pewnym momencie w tej swojej uprzejmości staje się odrobinę natrętny – chyba nie ma zbyt wielu okazji, żeby porozmawiać po niemiecku. Dużo więcej czasu zajmuje nam znalezienie sklepu w tym niemałym przecież mieście – krążymy ponad pół godziny zanim udaje nam się zlokalizować TESCO. To nasza ostatnia noc na Węgrzech. Jutro już będziemy w Serbii.
WĘGRY-PODSUMOWANIE
Waluta: forint (HUF) 100 HUF= 1,42 PLN
Religia: 37 % stanowią Rzymskokatolicy
Język urzędowy: węgierski
Drogi: Drogi główne dobrej jakości; ruch pojazdów przebiega płynnie ze względu na wszechobecne znaki zakazujące ruchu pojazdom wolnobieżnym, furmankom i rowerom. Drogi boczne asfaltowe o dość dobrej jakości, zdarzają się łaty lub niewielkie dziury.
Noclegi: Bardzo dobra baza noclegowa (hotele, motele, pensjonaty, kwatery prywatne, kempingi – różnej jakości i w różnej cenie); istnieje także możliwość biwakowania „na dziko”.
Zwiedzanie/obiekty: Ciekawy, czysty, zadbany i niezwykle zróżnicowany pod względem obiektów turystycznych kraj (zamki, pałace, jaskinie, skanseny), mnóstwo kwiatów, ładne widoki i krajobrazy.
Największe wrażenie zrobiły na nas: „morelowa twierdza” w Boldogkőváralja i pałac Brunszwików w Martonvásár
Największe niedogodności podczas podróży: dotkliwe i uciążliwe upały.
W drodze do Serbii
… cdn