W piątek odbyło się spotkanie ekipy "Slunskiej rajzy", moja pisanina dostała zielone światło, więc...
... jadymy dalej!
Półwysep Rybaczij.
Najbardziej północna część Półwyspu Kolskiego. 100 km na północ od Murmańska.
Linia frontu niemiecko - rosyjskiego, później radziecki poligon.
Teraz dostępny dla wszystkich. Także dla nas.
Dla nas Rybaczij to offroad w wydaniu rosyjskim.
Czyli:
brak napędu 4x4
przeładowane auta
brak hamulców (no dobra, szkodnik coś tam miał)
żadnych lin holowniczych, wyciągarek itp.
skacowani kierowcy...
Fazi stwierdza, że pomimo kaca jest lepszym ofrołdowcem niż Jagna i siada za kierę.
Zaczynamy!
Chcemy dojechać do zatoki Morza Barentsa, ale po drodze Anton chce pokazać nam ruiny poniemieckiego młyna oraz wodospady.
Na Rybaczim przez prawie dwa lata stałą linia frontu (Eismeerfront), Niemcy usiłowali zdobyć, a Rosjanie nie oddać Murmańska).
Efektem tego jest mnóstwo wojennego złomu. Bez problemu można zdobyć niezłą kolekcję pocisków
Zostało także trochę innych śladów.
Ruiny młyna:

A za nimi niewielkie wodospady, czy kaskady raczej:
No i piękne skały gnejsowe
Do rzeki zjeżdżało się łatwo, gorzej z wyjazdem.
Muldy są takie, że OST ma z reguły jedno koło w powietrzu
Anton wspomaga nas okrzykami w stylu “Wy Paliaki” tudzież “Job twoju mać!”
i mniej więcej za 10tym razem się udaje.
Wyjazd szkodnika był dużo łatwiejszy, auto krótsze i wyższe…
Uff, już na górze:
Przejeżdżamy przez ciekawy most:
z którego kiedyś spadł czołg a czołgista… no cóż, taki ma pomnik:
Ciekawi mnie sposób odbudowy tego mostu. Po co komu rozbiórka, postawić nowy i już
Dalej prowadzi już cywilizowany szuter, choć osobówka raczej nie rozwinie tam wyższych prędkości.
Czasem są niespodzianki:
Tą właśnie kałużę Fazi wziął środkiem z rozpędu.
I to był błąd, słyszalny przez wszystkich
Ups. Coś się ciągnie po ziemi … Na szczęście szybkie oględziny pokazują, że paliwo nie leci ciurkiem , poszło tylko mocowanie.
Naprawa rejli i jedziemy dalej
I znów był most:
Wdrapujemy się powolutku (tak mniej więcej 15 km/h) wyżej i wyżej a tam czeka na nas słońce!
Widoki zaczynają być skandynawskie. Skały, mchy, jeziorka…
Porzucam chwilowo astrę i wsiadam do szkodnika, gdzie nie ma dachu i można swobodnie pstrykać.
Tylko zawsze jakaś antena włazi mi w kadr!
powoli zbliżamy się do zatoki Morza Barentsa, wcinającej się w półwysep
Anton nie może wyjść z podziwu, że droga po której jedziemy jest w Automapie. Podobno była ściśle tajna i nie ma jej na żadnych rosyjskich mapach.
W jego oczach widzę pytanie “Wy może szpiony?”
Czasem mijają nas auta bardziej przystosowane do warunków, i nawet jeden Transalp!
Jakoś dziwnie się na nas patrzą …
Znów ostry zjazd, ciekawe, jak będzie z powrotem
no, lajcik już:
i zajechaliśmy po jakiś 2 godzinach na plażę:
Wygład polodowcowy:
Nie obędzie się bez kafeja !
ooo, tam była linia frontu!
Tu jesteśmy w najbardziej północnym punkcie Ślunskiej Rajzy:
No i powrót…
Szkodnik mierzy siły na zamiary…
jeszcze trochę, jeszcze ciut:
a już witał się z gąską …
Reszta drogi przebiegła bezproblemowo i znów jesteśmy na parkingu przy M18.
Anton szuka dla nas telefonicznie swarki, czyli spawarki (no coś trza zrobić z bakiem, bo coś jednak kapie)
Fazi ogląda sprzęt pozostały po budowie M18:
Jest już wieczór i zapada decyzja o zmianie decyzji.
Wracamy do Zapoliarnego do Antona, nocujemy, a rano będziemy sważyć.
W oczach Agi widać popłoch “jeszcze jedna noc z kurzofretką

”
a w oczach Jagny tylko rezygnację “znów Jaegermeister

”
cdn