Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09.12.2008, 16:58   #335
podos
 
podos's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2005
Miasto: Kraków
Posty: 3,988
Motocykl: RD07a
Galeria: Zdjęcia
podos jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 6 dni 14 godz 28 min 34 s
Domyślnie

Chiny cd.

19 sierpnia.


KKH_trasadnia_800x.jpg

Właściwie spędziliśmy cały dzień w autobusie, tą samą drogą (innej nie ma) i na wczesne popołudnie wróciliśmy do Kaszgaru. Tutaj jeszcze zdążyliśmy zjeść obiad w znajomej westernerskiej knajpie (ceny tez raczej zachodnie) Przemek postanowił również uzupełnić trochę relację na www.variant-adventure.pl

Osuch w knajpie.jpgObiad w knajpie.jpg

Znalazła się też chwilka, aby zaznajomić się z chińskim Internetem i napisać kilka słów na naszym forum.

Chinski Internet.jpg

dla przypomnienia tekst historyczny za ktory nie dostalem w ryja.

Cytat:
Napisał podos
YYY!,

Meldujemy sie!
Obiecalem sobie ze bede twardzszy niz wlasna kupa, ale niestety sie nie udaje. Wiec od razu ostrzegam ze dlugosc mojej relacji jest wprost proporcjnalna do cisnienia wytwarzanego... no wiecie czym.

Faktycznie, jestesmy w Kitaju. Faktycznie motorki przejechaly sie po Chinach 4 km zanim nam je zamkneli na skladzie celnym. Z powodow takich, ze Ujgurzy chca niezaleznosci. Poniewaz aby korzystac z interentu trzeba bylo podac nr p[aszportu pozwilicie ze chwilowo przemilcze ten aspekt. Co maja do atakow ujgurskich na chinczykow turysci to nie wiem, nie widac zadnego wojska, policji, pare checkpostow z uzbrojonymi chinczykami i tyle. Zadnego , ale to zadnego powodu dla ktorego nie mielibysmy sobie tu jezdzic na naszych sprzetach. Ale trudno. Nie zaluje (w przeciwienstwie do Marcina) wjazdu do Chin w charakterze turysty autobusowego, choc bezsprzeczne bym wolal na kolach. Wspomniane KKH (Karakoram Highway) to cudowny asfalcik (300 km) rowny jak stol, z Kaszgaru do Tashkhurgan, przebiegajacy dnem glebokiej doliny, z formami skalnym powalajacymi na kolana. A zeby wszystkiemu dodac klimatu bajkowego - z piachu i kamieni surowej ziemi wyrastaja osniezone siedmiotysieczniki z ogromnymi jezorami lodowcow - Muztaghh Ata( 7400) oraz Kongur (7500) No, naprawde robia wrazenie, zwlaszcza ze zalapalismy sie na bezchmurna i bezwietrzna pogode...
Zwienczenie dnia w Tashkurganie to wizyta na resztach sredniowiecznego fortu z ktorego rozciaga sie widok na cala zielona doline, poprzecinana wstazkami lodowcowych potokow i upstrzona jurtami Tadzykow (bo to ich region autonomiczny). Wszystko w promieniach zachodzacego slonca na dlugo pozostanie w mojej pamieci.

Wracajac do Kaszgaru, klimat tego sporego miasta, lezacego na rozwidleniu Jedwabnego szlaku jest niesamowity. Istny tygiel. 90% mieszkancow to Ujgurzy, nawet nie wygladaja na Chinczykow - w dodatku wyznaja islam. Choc to narod kupiecki, od wiekow zajmujacy sie handlem, nie czuje sie tej nieznosnej nachalnosci towarzyszacej mi przy spacero-zakupach po stambulskim Grand Bazaar. Zakupy i targi to czysta przyjemnosc, na ogol osiaga sie 30% (lub mniej) ceny otwarcia. Trzeba oczywisce dac raz ciala, zeby sie nauczyc - ale i tak warto. Zarcie, - glownie baraninka w roznych wersjach - od szaszlykow po nadziewane pierogi w lekkim rosolku z jarzynami, Lagman ( czyli spagetti po ujgursku), pilaw - ryz gotowany z marchewka, no i rozne wynalazki na zywych skorpionach konczac sprzedwane sa prosto z ulicy na chodnikowych grilach, wokach i innych bardziej lub mnej obwoznych pojazdach. Zarcie wylaczne dla twardych - do ktorych ciagle sie zaliczam, mimo wspomnianej na poczatku postu konsystenji kupy.
Ceny wszystkiego - smieszne - benzyna ponizej dolara, obiad (z ulicy) dla dwojki od 5 -20juanow- (0.8- 3 dolarow) Coca Cola 3j, woda 2-3j, chleb (taki palcek) -1 juan.
Zarcie w wypasionej restauracji dla westenersow 150 juanow za 4 osoby- 20 dol.

Jutro sie juz stad zwijamy - przed nami droga powrotna na granice z Kirgizja - Irkeshtam. Stamtad najgorsza droga swiata, jaka w zyciu jechalem - szutrowka rozpierniczona w iment przez chinskie i kirgskie ciezarowki... To nawet nie jest offroad, bo zapierniczac sie nie da, pelno duzych o ostrych kamieni i dziur, slabo mi na mysl o powrocie. No ale innej drogi nie ma.
Od Sary Tash i zatankowaniu z butelek (nic sie nie zmenilo) walimy pod Pik Lenina aby sprawdzic czy nasza studencka ekipa afrykanska zaliczyla juz ten szczyt. Tam pewnie sprzedamy im Jojne - ktory - odeskortuje Agnieszke na samolot do domu. (musi wrocic wczesniej) To ze Jojna jest niepismienny, zauwazyliscie pewnie pare postow temu, za co i tak dostanie w ryj, wiec zdradze Wam jego tajny plan jakim jest powrot na kolach do Polski. Zatem spodziewajcie sie go pod koniec miesiaca....
Reszta ekipy zaatakuje z Sary Tash Pamir Highway ze jego 4600 m przelecza. Pamir jest caly w sniegu, Magnusy pisza o zadymkach snieznych wiec chyba w koncu dostaniemy w d...

No to trzymta sie. Nastepna relacje pewnie najwczesniej z Osh kolo 25 sierpnia.

Na zakończenie dnia zostaliśmy zaproszenia na full wypas mega kolację przez właściciela biura turystycznego, który chciał nam jakoś wynagrodzić niemożność pojechania na motocyklach na pustynię Taklamakan. W końcu cała nasza kasa poszła na unieważniony permit, a reszta na tę czterodniową wycieczkę, która właśnie dobiegała końca. Trzeba przyznać, że facet zachował się, obiad był naprawdę wykwintny obfitujący we wszelakie dobra, których nazw nie potrafię nawet wymówić. Z tego, co rozpoznałem – to była kaczka po pekińsku, w wyśmienitych placuszkach sułtańskich. Upieczone kaczki sprawiali panowie w takich oto strojach:

Oprawianiekaczki.jpg

Kawałeczki lądowały w miseczki na obrotowym stole, gdzie pomieszanie z różną zieleniną, sosem Hoisin i zawinięte we wspomniane naleśniki, znikały pochłonięte przez nasze żołądki. Pychota.
Po stole kręciły się całe mnóstwa dodatków, różnych noodli, sałatek wędlin i pieczonych mięs. W okolicach końca wjechała też duszona ryba. Na moje oko – leszcz. Ryba raczej podła, ale za to ładnie podana.

Obrotowy stol1.jpgObrotowy stol2.jpg
Obrotowy stol3.jpgObrotowy stol4.jpg

Na koniec wykazałem się nie lada odwagą – zjadłem sławetne chińskie zgniłe jajo.

Zgniłe jajo.jpg

Jakie ono było, to zostawię tą wiedzę dla siebie – jak będziecie – spróbujcie sobie sami!
O dziewczętach teraz będzie. Dzieci do spania!
Wybraliśmy się na chiński masaż stóp. Znaczy zostaliśmy zabrani, wiec nie zdążyliśmy się pozbyć naszych kobiet. Siedliśmy sobie rzędem na fotelach w pokoju hotelowym a tu jak na komendę wchodzi siedem chińskich lasek. Identycznych. No może dla nas. Każda się przedstawiła w następujący sposób:
- Dobry wieczór –wydeklamowała po chińsku - mój numer to 253, jestem masażystką i jestem do pańskich usług.

No, po takim tekście tez chciałem coś powiedzieć o numerkach, ale się trochę mojej bałem, więc tylko durnie się uśmiechnąłem i zrobiłem zdjęcia żebyście uwierzyli.

Masaż1.JPGMasaż2.JPG
Masaż3.JPG

Potem kazały się rozbierać i smyrały nas włosami tu i ówdzie, aż nas prądy jakieś dziwne przechodziły, no znały się na tym… ech…
A wiec masaż stóp to tylko ściema facetow wracających z delegacji...
__________________
pozdrawiam, podos
AT2003, RD07A
------------------
Moje dogmaty
0. O chorobach Afryki: (klik)
1. O Mikuni: Wywal to.
2. O zębatce: Wypustem na zewnątrz!!!
3. O goretexie: Tylko GORE-TEX
4. O podróżach: Jak solo to bez kufrów
5. O łańcuszkach rozrządu: nie zabieram głosu.
6. Lista im. podoska Załącznik 10655
7. O BMW: nie miałem, nie znam się, nie interesuję się, zarobiony jestem.
8. O KN: Wywal to.
9. O nowej Afripedii: (klik)

Ostatnio edytowane przez podos : 11.12.2008 o 10:08
podos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem