Sorki za zwłokę.
Największe niedogodności podczas podróży: dotkliwe i uciążliwe upały.
W drodze do Serbii
… cd …
Dzień 8 (10. sierpnia – sobota)
SERBIA
Z samego rana wyruszamy z Baja w stronę serbskiej granicy do przejścia Bački Breg, od którego dzieli nas około 30 km. Prawie natychmiast odczuwamy, że pogoda się zmienia. Tu, w pobliżu Serbii nie jest już tak upalnie. Zmienia się także otaczający nas krajobraz – zadbane węgierskie miasteczka i wioski ustępują obdrapanym i chylącym się ku upadkowi domostwom, zaniedbanym budynkom i cerkwiom.
Serbia jest pięknym i bardzo ciekawym krajem. Większość osób nie kojarzy jej z żadnymi godnymi polecenia zabytkami lub miejscami atrakcyjnymi turystycznie. Nic bardziej mylnego … Park Narodowy Tara, strzegąca Wąwozu Đerdap twierdza Golubac, Wieża Czaszek w Niszu i Belgrad (więcej+zdjęcia >>>) – to tylko kilka niezwykłych skarbów kultury serbskiej, które zachwycą najwybredniejszego turystę.
Węgiersko – serbskie przejście graniczne działa dość sprawnie i formalności celne nie zajmują nam zbyt dużo czasu.
W pierwszym większym serbskim mieście o wdzięcznej nazwie Sombor zatrzymujemy się aby kupić mapę Serbii, ładowarkę do baterii i wymienić walutę. Początkowo jedziemy wzdłuż chorwackiej granicy i nawet na krótką chwilę udaje nam się wjechać do Chorwacji. Chorwacki epizod trwa jakieś pięć minut ale przejeżdżamy przez Dunaj i za chwilę z powrotem jesteśmy na serbskiej ziemi. Dziś chcemy dotrzeć do monastyru Studenica – największego i najbogatszego klasztoru prawosławnego w Serbii. Jedziemy głównymi i pobocznymi drogami trasą Sombor – Bač. Polanka – Srem. Mitrovica – Šabac – Valjevo – Požega – Ivanjica.
W pobliżu miasta Šabac zauważamy jadący przed nami motocykl (Honda CBR) z polską rejestracją. Rozmawiamy chwilę jadąc obok siebie i okazuje się, że Marcin i Ewelina są z Brzozowa i znają nas. „Tak w ogóle, to się znamy z Waszej prezentacji!” – takie zdanie słyszymy na powitanie. Świat jest jednak mały! Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, żeby pogadać chwilę z rodakami. Marcin i Ewelina nie mają praktycznie bagażu. Ograniczyli się do minimum – kilku podstawowych i najpotrzebniejszych rzeczy. Nocują w pensjonatach lub motelach a posiłki jedzą w restauracjach. Byliśmy przekonani, że z tak małym bagażem podróżują wokół komina zainstalowani gdzieś w pobliskim motelu.
Ich z kolei zaszokował widok naszego pokaźnego bagażu. Też mamy tylko najpotrzebniejsze rzeczy ale preferujemy inny model podróżowania. Z rozmowy wynika, że część naszej trasy pokrywa się i następnych 90 kilometrów jedziemy wspólnie z nowo poznanymi motocyklistami z Polski. Pierwszą część trasy, ze względu na dobrej jakości asfalt pokonujemy sprawnie i dość szybko. W kolejnym etapie podróży Valjevo – Požega nasi znajomi zaczynają wyraźnie odstawać. Honda CBR nie lubi dziurawych dróg z wybojami. Co kilkanaście minut musimy się zatrzymywać i czekać aż pojawią się w lusterku. Ale to nic nadzwyczajnego – pozycja kierowcy i pasażera na Hondzie CBR nie jest zbyt komfortowa a zawieszenie tego motocykla nie radzi sobie tak dobrze z nierównościami kiepskiej drogi jak nasz GS (szczególnie na zakrętach). Trasa Valjevo – Požega okazuje się być – mimo kiepskiej nawierzchni dróg – bardzo malownicza i atrakcyjna. Ogromna ilość winkli i wysokie góry zapewniają dużo emocji oraz ładnych widoków. Po południu dojeżdżamy w końcu do Požega, gdzie rozstajemy się z naszymi znajomymi.
Marcin i Ewelina jadą na zachód – w kierunku granicy z Czarnogórą. Czekają ich wspaniałości Parku Narodowego Tara i wizyta w Žabljak – najwyżej położonym mieście Bałkanów otoczonym malowniczymi górami i jeziorami. My jedziemy dalej niezwykle widokową i z całą pewnością godną polecenia trasą z wijącymi się zakrętasami serpentyn.
W niewielkiej miejscowości Arilje zatrzymujemy się na obiadokolację w schludnie wyglądającej restauracyjce przy drodze głównej. Kelnerzy nie mówią niestety w języku angielskim ale o dziwo nie mamy żadnych trudności w komunikacji. Są niezwykle mili i obsługują nas niczym królewską parę. Udaje nam się spróbować tradycyjnej serbskiej kuchni we wspaniałym wydaniu – ćevapčići (drobne kawałki mielonego, grillowanego, przyprawionego mięsa wieprzowego, kebab oraz sałatki z pomidorów posypanych regionalnym słonym serem).
Odwdzięczamy im się sowitym napiwkiem i z pełnymi brzuchami wsiadamy na motocykl. Do górskiej miejscowości Ivanjica docieramy dopiero około godziny dziewiętnastej. Ponieważ jesteśmy wysoko w górach, dość „gwałtownie” zapada tu zmrok. Niepokoją nas także wiszące nad górskimi wierzchołkami burzowe chmury. Musimy szybko znaleźć nocleg zanim zapadnie całkowita ciemność. Wtedy szukanie noclegu można będzie porównać z przysłowiowym poszukiwaniem igły w stogu siana.
W małym sklepiku, którego właścicielka okazuje się być naciągaczką i złodziejką robimy zakupy. Kupujemy tylko chleb i kilka piw a płacimy jak za dziesięć bochenków i transporter wybornych importowanych browarów. Zgodnie z naszymi kalkulacjami cztery puste butelki są droższe niż cztery pełne. Niezwykły paradoks! Pocieszający jest fakt, że ludzie stojący za nami w kolejce patrzą na właścicielkę ze wstydem i wyrzutem – wyraźnie nie podoba im się jej zachowanie.
... cdn