10-12 Maj 2013 IZI MEETING
Do Grodźca, miejsca zlotu mam mniej niż 20 km. Postanawiam w końcu się ruszyć i przekonać czymże jest ten głośny wśród motocyklowej braci zlot.
Za oknem deszcz. Gdzieś w otchłani forum, wyczytałam, że to jakaś tradycja czy cóś, że co roku jest specjalnie zamawiany, że to jest fajne.
Mi się początkowo nie podoba, i mimo, że specjalnie zamieniłam się w pracy na zmianę, tak by na Grodziec dotrzeć jak najwcześniej to i tak mokra jak kura dojeżdżam o ok 20:00

Na zamku bywam dość często, ale tak zatłoczonego go jeszcze nie widziałam. Ludzi jak mrówków.
Nikogo nie znam. Prawie. Kilka znajomych twarzy ze zlotu w Wilczynie, Jagna i Fazik, reszta mordek kojarzona gdzieś z forumowych zdjęć.
Dołączam się na parkingu do Andrzeja na chyba szarym Trampku 600, który również zdaje się, że nikogo nie zna. ( Andrzeju- jeśli jesteś na forum to pozdrawiam serdecznie!)
Zanoszę graty do sali rycerskiej. Miałam spać w namiocie ale deszcz mnie zniechęcił. Rozkładam się, wkoło wesołe rozmowy, słyszę parę znanych ksywek lecz ludzi nie znam.
Udaje się na obchód po zamku, powoli zaczynają się koncerty. Posłuchałam muzyki, porozmawiałam chwilkę z paroma osóbkami i zrobiło się późno(22:00) a mi wciąż tak jakoś dziwnie. Stwierdzam, że nudno i udaje się spać.
Zmierzam do swojego śpiworka i słyszę za sobą:
-Zaczekaj!
Zatrzymuję się, myśląc czy to mnie ktoś kurcze woła, czy nie. Obracam się, i widzę grupkę osób. Nikogo jednak nie poznaje, a zbyt daleko stoję by przeczytać ksywki na identyfikatorze. Podchodzę ciutkę bliżej, wzrok wytężam i:
- O Grucha! Cześć!
Tak poznaję ekipę Czarnuchów, i tak mój wieczór zakończył się nad ranem
Sobota rano. Nie pada. Super.

Po śniadaniu zbiórka na trasę soft off Jagny

Trasa była w większości po czarnym, reszta to łatwe szuterki, polne dróżki.
W związku, że cały poprzedni dzień oraz noc padało. Zwykłe polne dróżki zamieniły się w bagienka i już na początku niektórzy polegli.
Jagna przygotowała nie tylko traskę ale i atrakcje jak np Zamek Gryf w Proszówce.

Właściciele zamku pozwolili na wjazd motocyklem. Szkoda, że mój został zastawiony.

Na zamku czekał na nas przewodnik, który co nieco opowiedział o historii tego miejsca.
Następnym celem rajdu był Zamek Czocha

Po zwiedzeniu kolejnego zamku zaczął się zbliżać czas obiadu.
Deszcz sobie o nas przypomniał. Zaczęło się robić mokro i zimno.

Cała nasza grupka powoli zaczęła kierować się w stronę zamku. W okolicach Wlenia żeśmy się pogubili. Znałam trasę bo kilka dni wcześniej jechałam nią z Jagną. Chciałam poprowadzić, niestety każdy zaczął jechać w inną stronę. Powróciliśmy więc na zamek.
Wieczorem licytacja, kolejne niesamowite koncerty, rozmowy i wspólna zabawa.
A w niedzielę niestety koniec.

Na zlocie panował niesamowity klimat. Ciężko to opisać. Trzeba się przekonać samemu

Ja postanawiam, że za rok ponownie się pojawię
