Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.01.2014, 14:20   #15
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
Domyślnie

... cd ...
Późnym popołudniem nie ma tu już tylu turystów. Mamy więc możliwość pozwiedzać i popstrykać zdjęcia bez tłumów pielgrzymów przemieszczających się nieustannie po klasztornym dziedzińcu. Klasztor jest w trakcie renowacji. Część budynków została już odnowiona ale w głębi dziedzińca stoją widoczne rusztowania.



Rilski Monastyr to magiczne miejsce, dlatego przybyliśmy tu ponownie. Na jego atrakcyjność i niezwykłość wpływają nie tylko walory architektoniczne i malownicze górskie położenie. Jest tu jakaś nieuchwytna magia, niewidzialny urok wabiący od wieków ludzi z różnych zakątków świata. Jako pierwszy odnalazł to zagubione wśród lasów miejsce Iwan z Riły – pustelnik i mistyk żyjący w IX wieku. Eremita wzniósł tu swoją pustelnię a jego skromna i pełna świętości egzystencja przyciągała pielgrzymów z najdalszych obszarów.



W epoce średniowiecza w pobliżu pustelni powstał klasztor, który z czasem zaczął pełnić wiodącą rolę w bułgarskim kościele prawosławnym. Górski monastyr otaczają potężne mury, które na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie fortecy. Po przejściu przez bramę odwiedzającym ukazuje się ogromny dziedziniec i otaczające go łukowate arkady. Najbardziej zapada w pamięci kolorystyka całego obiektu – grube czerwone pasy i biało-czarne kraciaste wzory pokrywające w całości klasztorne zabudowania.



Głazio: Po raz pierwszy przyjechałem tu w 2007 roku. Od tego czasu sporo się zmieniło. Wokół klasztoru powstały nowe zabudowania, inne z kolei popadły w ruinę. Na dziedzińcu stada jaskółek bawią się w łapanego. Cieszyłem się z faktu, że tym razem mogę spędzić tu więcej czasu. Tym bardziej, że udało nam się znaleźć malowniczo położone dzikie miejsce kempingowe.



Czuję magiczne przyciąganie klasztoru. Spacerując po dziedzińcu chłonę niesamowity spokój, odprężenie i całym sobą podziwiam po raz kolejny niesamowite malowidła zdobiące ściany głównej świątyni. Położenie klasztoru z dala od wielkich aglomeracji miejskich sprzyja odpoczynkowi i głębokim przemyśleniom.



Tamara: Siadam pod jedną ze ścian i poddaję się niezwykłej atmosferze tego miejsca. Powoli zapada noc i pielgrzymi, którzy dostali od opata zgodę na nocleg w klasztornych komnatach udają się na spoczynek. Siedząc przed cerkwią usytuowaną pośrodku dziedzińca wsłuchuję się w ciszę, która panuje tu zawsze mimo obecności dużej liczby ludzi. Czas zatrzymuje się. Świat i jego doczesne sprawy niczym mityczna Atlantyda zapadają się w odmętach rzeczywistości. Jestem tu i teraz. Nie śpiesząc się uwieczniam nieskończone piękno klasztoru pstrykając setki zdjęć.



Po ciemku wracamy do naszego biwaku. Już po chwili pojawia się jak spod ziemi obok nas facet, który mówi coś po bułgarsku. Nie znamy tego języka ale rozumiemy pozytywne przesłanie. Bożydar – nasz nowy przyjaciel zaprasza nas do siebie (na przeciwległą stronę polany) na kolację. Kiedy przychodzimy na suto zastawionym stole zastajemy smażone pstrągi, sałatkę z pomidorów i ogórków, różne napoje, i oczywiście ogromną (1,75 l) butelkę domowej 60-procentowej rakiji. Jezu zginiemy tu, jak wypijemy choćby pół litra! A jeśli nawet nie zginiemy od razu, to na pewno w męczarniach za sprawą potwornego kaca! Powoli zaczynamy się integrować. Bożko mówi całkiem nieźle po rosyjsku, więc rozmowa toczy się sprawnie. Jeszcze sprawniej wchodzi nam rakija, która mimo tego, że jest ciepła smakuje całkiem nieźle. Chcemy też mieć jakiś wkład w kolację, więc przynosimy nasze konserwy. Bożydar wyjawia nam w szczerej rozmowie, że przyjeżdża tu każdego roku na święto Wniebowzięcia NMP. Mieszka niedaleko – w Dupnicy, więc dojazd nie stanowi żadnego problemu. Siedzimy przy stole i rozmawiamy do późnej nocy. W dobrym towarzystwie czas płynie szybko i przyjemnie.

Dzień 11(13. sierpnia –wtorek)

Głazio: Nazajutrz z rana zwiedzam najbliższą okolicę, w tym pobliskie wyspy. Bożydar zaprosił nas na śniadanie ale niestety musiałem pójść sam. Po wczorajszym wieczorze integracyjnym Tamara trochę zaniemogła. Procenty jeszcze nie wywietrzały jej z głowy i nie doceniła chyba mocy rakiji. Poprosiła mnie tylko rano o ręcznik namoczony zimną wodą. Muszę przyznać, ze nie wyglądała najlepiej. Bożko też zmartwił się jej niedyspozycją i przekazał przeze mnie paracetamol i zsiadłe mleko.



Tamara: Rany boskie – umieram! I to na własne życzenie. Co za franca z tej bułgarskiej rakiji! Rano kręci mi się mocno w głowie i wolę pozostać w pozycji leżącej. Po wczorajszych mistycznych przeżyciach w Rilskim Monastyrze dziś nie został nawet ślad. Jedynie tępy ból w głowie, który jest karą za mój brak umiarkowania.



Po południu zasiadamy do stołu wraz z Walentyną - żoną Bożydara. Wspaniała kobieta, pełna ciepła i otwarta. Jemy bułgarskie rarytasy przygotowane przez naszych gospodarzy (papryka pieczona na ognisku) i po posiłku udajemy się na wieczorne nabożeństwo w klasztorze.



Pod klasztorem – niespodzianka! Spotykamy motocyklistów na HD z Włoch. Niestety nie wdajemy się w dłuższe rozmowy – nie znają języka angielskiego, a my nie mówimy po włosku. Na klasztornym dziedzińcu zebrał się spory tłum. Wszyscy czekają z niecierpliwością na wieczorną mszę.



Przed każdym nabożeństwem można tu podpatrzyć ciekawy zwyczaj związany z przeganianiem złych duchów. Jeden z mnichów obchodzi cerkiew dookoła stukając rytmicznie w kawałek drewna.



Rozpoznajemy wykonującego rytuał duchownego – to ten sam, którego widzieliśmy tu sześć lat temu. Jest niezwykle wysoki, bardzo szczupły i ma na sobie pelerynę podbitą czerwonym materiałem. Wszyscy patrzą na niego z ciekawością i jednocześnie z pokorą. Kiedy mnich znika we wnętrzu cerkwi, której ściany zdobią wielobarwne i dość apokaliptyczne freski Zacharija Zografa natykamy się na dwóch motocyklistów – jeden z nich to Polak, drugi jest Niemcem. Jak się okazało Marcin i Peter – tak jak my – podróżują na na BM-ach zwiedzając najbardziej niedostępne regiony Bułgarii.



Z ostatnimi promieniami zachodzącego słońca wracamy do naszego obozu, a tu czeka na nas niespodzianka! Na naszej cichej polanie zadomowił się tabor Cyganów. Trochę jesteśmy zaskoczeni tym faktem. Romowie rozbili obóz na samym środku zagradzając nam dojazd do naszego namiotu. Co teraz?!

… cdn
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem