Przed wyjazdem Robert wyczytał gdzieś w mądrych artykułach , że na stepie Kazachskim jest taka cisza , że można usłyszeć ( uwaga teraz będzie trudne słowo ) perystaltykę jelit . Przekładając na bardziej osłuchaną nazwę to inaczej ruchy robaczkowe jelit . Leżę sobie w namiocie przykryty śpiworem w głuchej ciszy i nasłuchuję . Mijają minuty , a cisza jak trwała tak trwa. Liczyłem na użalanie się moich kiszek i kilka gorzkich słów w stylu "mniej piwa" , jednak jelita nie mają mi chyba nic do powiedzenia . Szkoda . W końcu zmęczony tym wyczekiwaniem i nasłuchiwaniem zasypiam.
Step w całej swej okazałości prezentuje się nam rankiem , kontrastując z błękitnym bezchmurnym niebem . Piękny widok . Po wieczornym piwie pęcherz mam jak kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży , więc wciągam w pośpiechu buty i biegnę na stronę . Step jest niczym ruchomy dywan. Przed stopami uciekają setki owadów , które wyglądają jak nasze pasikoniki.
Bez pośpiechu jemy śniadanie , a następnie pakujemy motocykle . Od rana mamy sporo frajdy. Przez step na przełaj każdy gna wyznaczoną przez siebie drogą , którą dojeżdżamy do szosy.
W Uralsku jesteśmy dosyć wcześnie rano . Miasto dopiero budzi się dożycia po sobotnich imprezach. Nawigacja wskazuje centrum , jednak nie widać żadnego kantoru . Cholera dzisiaj niedziela . Może być problem z wymianą . Z głównej ulicy odbijamy w uliczkę prowadzącą do osiedla i zatrzymujemy się na poboczu . Podchodzę do starszego gościa stojącego przy bloku .
-Dzień dobry. Gdzie możemy wymienić pieniądze ? -pytam.
-Kantor jest jakieś 150 metrów stąd. Musisz iść w lewo .... - zaczyna tłumaczyć drogę.
-A może pójdziemy razem i później tutaj wrócimy - Proponuję .
Idziemy spacerowym krokiem rozmawiając o Uralsku i naszym pobycie w Kazachstanie . Z paszczy mojego przewodnika zionie odór wódy jak ogień z paszczy Wawelskiego Smoka . Jeszcze garuje , a z domu wypędził go kac gigant . W ręku ma siatkę z pustymi butelkami po piwie . Są tacy , którzy twierdzą " czym się strułeś , tym się lecz" . Przypuszczam , że i on hołduje tej zasadzie . Kantor faktycznie nie jest daleko . Pewnie błądząc motocyklami i tak natknęli byśmy się na niego . Jest przy kolejnej z głównych ulic .
Wracając przez moment czuję się nieswojo . Idziemy inną drogą przez prawie zamknięty plac pomiędzy blokami . Na ławeczkach siedzi dwóch - zapewne kolegów mojego przewodnika ponieważ chwilę rozmawiają ze sobą - nie mniej skacowanych towarzyszy . Robią obczajkę , a mnie przychodzą głupie myśli . Jeśli podejdą i wypłacą mi solidnego gonga , to zapewne sporo czasu minie , zanim mnie chłopaki odnajdą . O kasie i dokumentach nie wspomnę . " Gdyby babcia miała wąsy , byłaby dziadkiem " . Na tym gdybaniu na szczęście się kończy . Przy motocyklu dziękuję za pomoc i ruszmy wymienić walutę .
Waluta wymieniona . Jesteśmy obrzydliwie bogaci . Tengów powinno wystarczyć również na drogę powrotną , jak będziemy wyjeżdżać z Uzbekistanu . Bez napinki kulamy się przez miasto wypatrując miejsca , gdzie będzie można wypić kawę . Pozamykane kawiarenki szybko przypominają nam ... niedziela , niedziela panowie ! Trudno . Po drodze coś się wymyśli .
Zaległą kawę pijemy tuż za Uralskiem . Z drogi po nasypie jedziemy pod szpaler drzewek . Jest cholernie gorąco . Liczę na trochę cienia pod gałązkami . Ziemia jest strasznie sucha od skwaru , który leje się z nieba . Pomimo takiej suszy , drzewa nie tracą zielonych listków .Gorąca kawa w tym upale smakuje średnio. Niewątpliwie jednak pobudza .
Sto kilometrów za Uralskiem ucinamy krótką pogawędkę . Naszym rozmówcą jest Francuz , który rowerem jedzie do Astany. Jest tam spotkanie z okazji mającego odbyć się Expo . Targi będą w 2017r. Swoją podróż rozpoczął w Alpach !! Jedzie już ponad miesiąc . W zasadzie najbardziej zaciekawił mnie rower , którym jedzie ów Francuz . Jest napędzany siłą ludzkich mięśni , oraz w dużej mierze energią elektryczną . Energia wytwarzana jest przez ogniwo fotowoltaniczne o mocy 700W . Silnik elektryczny wspomaga jazdę na tyle , że bez problemu dzienny przebieg wynosi ok 300 km . Pod ogniwem jest owalny bagażnik na cały potrzebny szpej . Dzień drogi przed nim jedzie jego kolega na podobnym rowerze . Również posiada ogniwo fotowoltaniczne z silnikiem , jednak o znacznie większej mocy ( 1200 W ) . Szacunek . Prawdziwy maładiec.
Na obrzeżach miast i miasteczek napotkać można cmentarze . Są one niewątpliwie ciekawostką , której warto przyjrzeć się z bliska . Znacznie różnią się od Polskich nekropolii . Przypominają trochę małe osiedla. Często groby są bardzo okazałe , wysokie na kilka metrów. Wyglądają jak małe pałacyki lub meczety . Do ścian przytwierdzone są tablice upamiętniające pochowane tam osoby . Nierzadko na tablicach graweruje się portrety zmarłych . Przed jedną z takich tablic stoję i patrzę chwilę na zapis daty narodzin i śmierci zmarłego. Wygląda trochę jak równanie matematyczne.
Parking leśny . Tylko gdzie tu las
W Aktobe jesteśmy ok 18-tej . Przy drodze na wielkim ogrodzonym placu stoi kilka samolotów i helikopterów . Chwila odpoczynku na łyk wody i zrobienie kilku zdjęć . Jest to prawdopodobnie plac należący do muzeum lotnictwa , które o tej godzinie jest już zapewne zamknięte . Architektura miasta to mieszanka typowo komunistycznych blokowisk , z bardziej okazałymi , zapewne nie dawno wybudowanymi budynkami handlowymi, apartamentowcami oraz okazałymi świątyniami . Pojawiły się też duże dyskonty . W jednym z nich robimy zakupy.
W zasadzie do końca dnia nic co było by warte uwagi się nie dzieje . Jedziemy na północ , a następnym ciekawym miejscem ma być Bajkonur . Śpimy w naszych wygodnych namiotach na stepie. Przed snem nawodnienie organizmu w scenerii zachodzącego słońca.
CDN...