No to dalej:
Żegnamy Ouarzazate. Trzydzieści kilometrów na zachód znajduje się ksar Ajt Bin Haddu. Ksar jest ufortyfikowaną osadą wpisaną na listę UNESCO. Kręcono tam filmy: Klejnot Nilu, Gladiator, Aleksander. Chcemy to zobaczyć. Po drodze, zaraz za Ouarzazate, mijamy Hollywoodzkie studia filmowe i całe połacie pustyni za drutami. Można toto podobno zwiedzać, ale my nie mamy ochoty na takie atrakcje w palącym słońcu.
Ksar Ajt Bin Haddu już z drogi wygląda imponująco. Dzisiaj mieszka tam już tylko kilka osób, reszta mieszkańców wyjechała za pracą lub przeniosła się do domów poza ksar.
Parkujemy pod jednym ze straganów którego właściciel zobowiązuje się popilnować sprzętów. My ruszamy na zwiedzanie. Do ksaru prowadzi wąski mostek nad szerokim suchym korytem rzeki. Później lekko do góry i już przekraczamy bramy. Wchodząc w wąskie uliczki odczuwamy ulgę chłodu. Niemal wszędzie jest cień a gliniane ściany oddają chłód który skumulowały w ciągu nocy. Niebywałe, że tak majestatyczne budowle można posklejać z gliny i sieczki.
Studia filmowe. To sobie odpuściliśmy
Ajt Bin Haddu
Kolejna martwa rzeka przed ksarem
Toż to Berber
Właściciel tego straganu przypilnował naszych sprzętów
ksar wewnątrz
Cień i chłód
Z tego są zrobione te budowle
Zakupy
Po zwiedzaniu zabawa w zakupy pamiątek, połączona z kursem handlowania. Łukasz popróbował handlu wymiennego. Okazuje się, że aspiryna i długopisy są tak samo dobrą walutą jak papierowe bilety. Kupcowi bardzo spodobały się Łukasza sandały ale był nieugięty.
Dosiadamy rumaki i zawracamy w stronę doliny Dades.
Tak rozpada się szczyt góry
Motocykliści mile widziani. Knajpy motocyklowej to się tam nie spodziewałem
To most czy nie most?
Nakapane góry
Dades
To się nazywa pokój z widokiem
Dades. Cel osiągnięty a nam się chce jechać dalej. Pomimo późnego popołudnia ruszamy dalej. Brakuje nam tylko paliwa. M’semrir to ostatnie miejsce gdzie można to zrobić. Chociaż nie ma tu stacji w naszym rozumieniu, udaje się kupić paliwo w bardziej klimatycznym miejscu z banieczek. W M’semrir kończy się asfalt. Przed nami już tylko góry. Aż do Agoudal. Tam musimy dotrzeć, najlepiej przed zmrokiem.
Tankowanie
Jazda daje nam niesamowitą frajdę. To właśnie dla takich drużek warto tu przyjeżdżać. Agrafki, przewyższenia, przepaście, widoki zapierające dech. Widać tylko ślady terenówek. Na całej trasie mijamy tylko kilku pieszych tubylców, którzy nie wiadomo skąd i dokąd zmierzają oraz jednego Landrowera jadącego w przeciwnym kierunku. W najwyższym miejscu dochodzimy 3 000mnp. Jest pięknie ale słońce nieubłaganie zapieprza w stronę krawędzi horyzontu. Nabieramy tempa. Na zjeździe zauważam, że pomiędzy koleinami jest pełno pyłu. Może to słynny feszfesz. Przejeżdżając z koleiny w koleinę okrutnie zarzuca.
Nagle ktoś zaklaskał i zrobiło się ciemno jak w starożytnym Egipcie. Do celu jeszcze kawałek ale jesteśmy już niżej i droga staje się łatwiejsza. Przed jednym z winkielków w świetle reflektora dostrzegam wypłukaną część drogi i czarą otchłań. Akurat tę część, po której jedziemy. Chcę przeskoczyć na drugą koleinę aby ominąć niespodziankę ale moto nie bardzo chce mnie słuchać na pylistej mączce. Przez chwilę tańczę usiłując wyrwać się z pułapki a czarna dziura zbliża się nieubłaganie. Kładę moto i szorując pupą po suchej glinie zastanawiam się czy zatrzymamy się przed wyrwą w drodze.
Żyjemy. Po chwili nadjeżdża Łukasz z Lucyną. Ze strat wyrwany z zawiasami kufer, bolący łokieć Aliny. Troczymy kufer i ruszamy dalej. Już blisko Agoudal. Po kilometrze zatrzymuje nas góral.
- Macie fajkę? .Dostaje szluga i mówi:
- Mój kuzyn ma hotel w Agoudal, zobaczycie go z daleka. Macie telefon? Zróbcie mi zdjęcie i pokażcie kuzynowi.
Robimy fotę i jedziemy. Po chwili dostrzegamy pierwsze zabudowania. Wjeżdżamy do do wioski od strony pól szukając jakiejkolwiek drogi. Wbijamy wolno między budynki w wąską drużkę a tam kilkunastu starszych miejscowych stoi na środku i ani myśli się przesunąć. Mierzą nas wzrokiem i pierwszy raz robi mi się nieswojo. Manewruję między nimi a budynkami ostrożnie i pozdrawiam kiwnięciem głowy. Na nic gesty. Nie przesuną się. Jest nie fajnie ale jadę. Udaje się przecisnąć. Łukasz jedzie moim śladem.
Jest droga i zauważamy kolorowe światełka na końcu wsi. Tam jedziemy i znajdujemy hotel a’la agroturystyka. Na podwórku stoi karetka. Pokazujemy fotkę naszego górala i po chwili mamy spanie i żarcie. Nasz gospodarz jest kierowcą owej karetki. Prócz tej profesji jest chyba ratownikiem górskim i oprowadza grotołazów i speleologów. Żarcie mamy wypaśne. Szaszłyczki robią furorę.
Jedyny mijany pojazd
A słoneczko ucieka
Gleba
Ciemno, zimno i do domu daleko
Szaszłyczki bajkowe
Hajja, hajja
To był kolejny bardzo dobry dzień! Dades zaliczony. Juto przed nami wąwóz Todra.