No i nici z planów budowania napięcia :-(
Adamie ja też mam słaba silna wole, ale nie do kobiet ;-) więc :
Wieczór dnia 2 zapowiadał się bardzo spokojny. A jednak...
Resztę pozostawię milczeniem... Taka niepisana umowa
Co się wydarzyło na łące jakiejś tam - tylko Adam wiedział gdzie ona była ;-) to pozostało na łące jakiejś tam.
Ponieważ moje wyobrażenie na temat trasy było, co będzie to bedzie.I tyle.
To jednak dzień 3 zapamietałam na dobre.
Dość niewinnie snułam się po lekkich szuterkach z lekkimi przechyleniami...beztrosko patrzyłam na otaczajacy mnie krajobraz...
Aż tu nagle, wyrosła z nienacka, pionowa (no, na tamtą chwilę taka była!) góra, którą trzeba było pokonać.
Orzesz KU..A - pomyślałam.Byliśmy juz w takim miejscu, że nie wypadało marudzić. Po co mi klopoty?
Jedź Paulino - przygoda czeka za zakrętem... A z drugiej strony przecież jechałam z nowo poznaną osobą. Bądź twarda!
Pokonawszy straszna górę pojawił sie dość mi bliski widok.
Bieszczady - Wspaniałe Bieszczady.
Tylko zaraz... ! One są jakieś rozległe i wyższe. Były wszędzie. A ja stałam jak zahipnotyzowana z cieknącą ślinką.
Moi współtowarzysze stali obok i równie dziwnie wyglądali jak ja.
Eh...potem pojechalismy dalej...
Każde następne strome wzniesie stawało sie normalnością. Do czasu kiedy Drce zabrakło jedynki na podjeździe. Ale mimo tego incydentu nie poddawałam się! Za to pojawiły sie głebokie rozjechane koleiny...brr
Jakos to przejechałam. Z naciskiem na jakoś! Dzieki Chłopaki za wsparcie :-)
Potem szybka decyzja. Chłopaki modyfikują plan trasy i ladujemy na pysznym chrupiutkim kurczaczku w pierwszej małej kosowskiej wiosce.
Mimo, że zasiadłam wygodnie przy stole, to ciągle byłam na połoninach, na podjazdach i zjazdach i jak to usiłuję podnosić swoje moto.
Nie słyszałam Jacka i Adama, którzy komentowali zachowania mężczyzn z sąsiednich stolików.
Gdzieś tam docierały do mnie urywane słowa Chłopaków
Jesteśmy... cyrk....żdziwko? Te słowa obijaja mi sie po uszach... lekceważę te sygnały.
Ciekawsze było, jak nadal cisnę na DRce pod górę... jupi
Ale zaraz, o czym oni mówią...? o cyrku... ?
Wieczorem trzeba Chlopakom dać piffa, bo bredzą ;-) Koniecznie.
A tymczasem koło naszego stolika...
Autochtoni, jak tylko sie zorientowali że ten najmniejszy koleś to dziewczyna to zaczęli obchodzić nasz stolik z wielkim zainteresowaniem Widać było że juz chcą podejść, ale jak to? Baba z Facetami przy jednym stole w knajpie â tak relacjonowali mi potem Chłopaki.
Wracając z "O" szybko wróciłam do rzeczywistości! Nie moglam znaleźć mojego stolika.
Zaraz, przeciez on tam był... ale przecież nie mogli mnie zostawić ... Widzę motki przed knajpa.
Ok. Uf. Są. Tylko gdzie?
Podeszłam do tłumu mężczyzn i co widzę? Tambylców którzy okupują stolik z moimi Panami i staraja się jakoś dogadać.
Jak tylko zostałam zauważona, towarzystwo jak pokopane przez prąd zwiało do swoich stolików.
Aha, to oto chodzi. Ten cyrk to my w rolach głównych ;-)
Jako kobieta - europejka a zarazem gość w kraju z goła odmiennym kulturowo i religijnie od mojego, musiałam pogodzic się ze zdziwieniem, szokiem i komfuzja jaką wprawiałam wszystkich mężczyzn na swojej drodze. A do jeszcze wiekszej konfuzji dochodziło wtedy, jak równy z równym śmialiśmy się i bekaliśmy równie donośnie :-)
To był fajny dzień :-)