
Tak jest! A łysinę przefarbował na blond
No ale Paulinie trzeba przyznać rozsądek i takt, który nakazał jej wybrać
pewność, stałość, bezpieczeństwo i opiekę, zamiast chwilowej, acz złudnej
i zdradnej, wyłącznie optycznej fascynacji chwilą. Z resztą, nasz wewnętrzny
kontrwywiad przewidział możliwość nadziania się na zdradliwych i niestałych
w uczuciach (także politycznych) angoli i na następnym odcinku dalismy
sobie nawzajem odczuć, że możemy liczyć wyłącznie na siebie, a nie na jakichś
Bondów-Srondów, taka ich mać.... synów Albionu.
-----------------------------------------------------
Zaraz za Bize droga SH54 rozmywa się w górach. Niby da się kontynuować jazdę wzdłuż SH50,
która skręca na północ i zakosami prowadzi do Kraste i Bulqize, ale my mieliśmy inne plany. Chcieliśmy
połączyć się z piękną, około stukilometrową szutrostradą, która biegnie wzdłuż granicy Albanii i Macedonii
i łączy miasta Librazhd i Shupenze. Konkretnie zamierzaliśmy wpaść na tę drogę w okolicach niewielkiej
wioski, za to dość sporego posterunku granicznego o słowiańsko brzmiącej nazwie Steblevo (później
dowiemy się, że większość mieszkańców tego rejonu Albanii jest dwujęzyczna i mówi także po macedońsku).
Niestety, odcinek pomiędzy Bize i Steblevo nie był oznaczony jako ciągła droga na żadnych dostępnych mi
mapach, więc na zdjęciach satelitarnych, wyklikałem ślad po czymś co mogło być drogą. Upewniłem się,
że nie ma na nim zbyt dużych przeskoków wysokości, a teraz przyszła pora na weryfikację, czyli na
przygodę. Względnie komfortowa nawierzchnia rozjeżdżona gąsienicami brytyjskich transporterów kończy
się, a raczej zmienia w dwukoleinowy pas terenu, stosowny chyba tylko dla drwalskich ciągników. Ślady
zrywki drewna nie ułatwiają nam jazdy... GPS pokazuje niby tylko 25km do Steblewa, ale w rzeczywistości,
uwzględniając liczne zakosy i zakręty wychodzi ich blisko 50, prawie 3 godziny męczącej jazdy, niekiedy
przeprawówki. Głębokie koleiny wypełnione są wodą, nie wiadomo jak głęboką, wolimy więc je omijać,
co też nie jest proste. Odczuwamy zmęczenie, Cleo prosi o przerwę, za co jestem jej wdzięczny, bo
po porannym paradoksie sraczki (jednocześnie i rzadko i często) nadal nie czuję się najlepiej. Jacek
narzeka na stłuczone kolano. Prawdę mówiąc chyba pierwszy raz na tym wyjeździe, zamiast cieszyć się
jazdą, odliczamy kilometry do końca odcinka, których - jak już mowiłem - nie ubywa zbyt szybko...
W końcu Steblevo i osada Fushe Stude - droga wypłaszcza się, nawierzchnia łagodnieje, siodło daje
wytchnąć wytłuczonym pośl.... policzkom. Należy nam się odpoczynek. Mała knajpka, a w niej - cóżby
innego - pieczony kurczaczek, frytki, sałatka. Oj, łakomstwo i tylko łakomstwo nie pozwala mi odpuścić
takich smakołyków. Trudno - nospa od Pauliny znów pomoże. Do tego jeszcze pozwalamy sobie na małe
piffka, no bo podobno bardzo dobry rajder to i na trzeźwo pojedzie, ale myśmy nigdy nie twierdzili,
że jeździmy bardzo dobrze
Wreszcie szutrostrada wiedzie nas na północ, w kierunku Shupenze. Dwie godziny niezapomnianej zabawy,
latania bokiem i sesji zdjęciowych. W ostatniej wiosce robimy zakupy, z tej okazji zbiega się cała wieś,
aż trudno manewrować motocyklem. Dalej już tylko szukamy miejsca na biwak. Pozornie jest to łatwe,
\bo droga wije się wzdłuż rzeki, będącej jednocześnie granicą AL/MK. Raz nawet znajdujemy ładną polankę
za niewielkim płotkiem, ale.... okazuje się, że ten płotek to niegdysiejsze zasieki graniczne, czyli
że przekroczyliśmy nielegalnie granicę o jakieś 100m. Ouppsss, nie chcemy problemów. Grzecznie szukamy
biwaku dalej, w końcu, już prawie po ciemku, znajdujemy ładne miejsce i nawet rzeczka jest. Wyjątkowo
ciepła, bo sączy się zza tamy zbudowanej po stronie Macedonii, dzięki której wytworzyło się tam spore
i bardzo nasłonecznione jezioro. Następnego ranka już tylko pakowanie, troszkę szutru i w okolicy
miejscowości Debar (Dibar) przekaraczamy granicę z Macedonią. Kierunek Mavrovo - sztuczne jezioro
zbudowane jakby na przełęczy (!!) przy pomocy dwóch wielkich tam i górujący nad nim piękny zespół
połonin (Lazaropole, Galicnik), po których zupełnie legalnie można po prostu pojeździć. Skwapliwie więc
kierujemy tam nasze osiołki