Zastanawiałem się czy wogóle wypada tu wrzucać relację z takiego wyjazdu no ale...najwyżej nikt nie przeczyta lub się pobłażliwie pośmiejecie bo czymże jest jazda autobanami do Włoch

.
Przez ostatnie lata sporo jeździłem, ale raczej po Polsce i wkoło komina. W 2011 była Chorwacja, pierwszy wyjazd poza kraj, na ówczesnej Afryce i kiedyś może o tym napiszę. Po tym bardziej zajmowałem się zmienianiem motocykli niż jeżdżeniem dalej. Wreszcie dotarłem do punktu kiedy okazało się że na świetny tygodniowy wypad można pojechać i skuterem. Bo nie ważne czym jedziemy. Ale to nie o tym miało być. Wszak miło będzie wspomnieć ten wyjazd za jakiś czas gdy detale już w pamięci się zatrą. Do rzeczy.
KAWA Z PARMEZANEM CZYLI ZIMNI W KRAJU PIZZY I MAKARONU :-)
Relacja z wyjazdu 99% asfaltowego do cywilizowanego kraju, autostradami więc miejcie to na uwadze i zastanówcie się czy czytać to dalej.
W rolach głównych:
Zimny, Monika i Trampek.
W rolach pozostałych:
Koty. Wszelakie. Dlaczego? Wyjaśnię później.
Już 2 lata temu obiecałem żonie że zabiorę ją do Toskanii. Ona o tym marzyła a ja lubię makaron, lubię pizzę, zatem nie miałem przeciwwskazań. A i też byłem ciekaw tych widoków, jedzenia i ogólnie wszystkiego co odmienne od tego co mam na co dzień. Planowanie odbyło się zimą, z założenia wyjazd miał być nie namiotowy tylko kwaterowy, z jednym miejscem wypadowym. Od siebie dodałem do wyjazdu Słowenię, co okazało się strzałem w dziesiątkę ale o tym później.
Dzień 1 - 23 kwietnia 2014.
- Monia, wstawaj, musimy jechać.
- Daj mi spać, jest środek nocy...
- Mieliśmy ruszyć o 6:30!
- No juuuż...a gdzie kawa?!?
Leniwie ogarnęliśmy się, i wypchnęliśmy Trampa z garażu. Taki to był widok:
Pogoda dobra, nastroje dopisują - ruszamy. Garwolin - Kołbiel - Góra Kalwaria - Grójec - Mszczonów i gierkówka na Częstochowę i dalej Katowice. Trasa mija leniwie, trochę popaduje ale nie jest źle. Przed wjazdem na autostradę którą w ogóle nie planowałem jechać bo Garmin nakazywał co innego, Monika potrzebuje trochę przerwy, napoju typu redbull -lub jak ona to nazywa "rzyga". No może niezupełnie, to ja ją przymusiłem do wypicia co by nie przysypiała :-)
Trampek miewa się dobrze:
Wjechaliśmy na autostradę (w Polsce!), nawet nie wiedziałem że takie mamy. W sumie nie ma co opisywać bo gaz był w pozycji otwartej, prędkość w zasadzie cały czas około 120km/h, czasem minimalnie więcej, czasem mniej. Tak dojechaliśmy do Ostravy, Brna i na czeskie morawy bo tam mieliśmy nocleg - jakieś 50km od granicy z Austrią. Zrobiliśmy 675km.
No i tam zaczął się coś jakby czeski film
Zajechaliśmy do miejsca naszego spoczynku w miejscowości Rakvice. W opisie na booking.com pensjonat jest położony w pięknej morawskiej okolicy, na łonie natury. Jak to bywa..rzeczywistość trochę od tego odstawała ale mniejsza o to. Skład budowlany po drugiej stronie ulicy także miał swój urok. Pewien drobny problem leżał gdzie indziej.
- Marcin, to tu?
- Garmin twierdzi że tak.
- Ale przecież to jest kompletnie pozamykane, tak przynajmniej wygląda.
- Hmm...zobaczmy...
Brama zamknięta, recepcja zamknięta, nr telefonu nie odpowiada. Po kilku próbach po dłuższej chwili dodzwoniłem sie i z tego co zrozumiałem z czeskiego Pani jest w Brnie i co prawda będzie za dwie godziny ale nie kojarzy żadnej rezerwacji. Nastąpiły nieco nerwowe chwile, wszak nie mieliśmy ze sobą namiotu i nie planowaliśmy noclegów na łonie natury. Pytanie brzmiało - czy szukać czegoś innego czy liczyć że jednak faktycznie ktoś dobytek otworzy. Szukanie czegoś innego wyszło tak sobie, zatem przekonałem Monikę że poczekamy - bo nie było jakoś bardzo późno.
Ostatecznie wszystko wyszło pozytywnie bo jakiejś 1,5 godziny Pani się pojawiła, dużo mówiła po czesku z czego niewiele kumaliśmy ale wywnioskowałem że była u lekarza, przeprasza itd. itp.
W ramach rekompensaty za zamieszanie dostałem nawet garaż dla Trampka:
Ośrodek w środku był zupełnie OK, choć dziwnie bo był kompletnie pusty. Nie wiem czemu przypominał mi się film "Lśnienie" :smile:
Dzień zakończyliśmy godnie, z piwem w ręku na tyłach ośrodka gdzie był zupełnie przyjemny staw i dobry klimat na odpoczynek:
Cdn.