Język mołdawski.
W nawiązaniu od wcześniej wspomnianego menu po rumuńsku chciałbym poruszyć kwestię języka mołdawskiego. Język mołdawski różni się od rumuńskiego nazwą oraz, tak lubionym przez Azję, niczym. To dokładnie ten sam język. Mołdawski został wymyślony na potrzeby polityki, żeby uzasadnić istnienie mołdawskiego państwa, bo głupio było przyznać, że powstało głównie po to by ratować stefanowy tyłek. Podejmowano wiele prób udowodnienia, że jest inaczej. Zwolennicy teorii odrębności obu języków wydali nawet słownik mołdawsko-rumuński ale wycofali go ze sprzedaży, bo miał zaledwie cztery strony i był bardziej argumentem dla przeciwników niż entuzjastów tej teorii. W końcu pół roku temu sprawą zajął się Mołdawski Trybunał Konstytucyjny i wydał salomonowy wyrok w którym orzekł, że język mołdawski, jest to język rumuński używany na terytorium Mołdawii. Zgrabnie i z poczuciem humoru.
Jeśli chcecie zapunktować u miejscowych unikajcie nazywania języka rumuńskiego, rumuńskim.
Balti czyli Bielce.
Mołdawia w zasadzie składa się z dwóch miast, Kiszyniowa i Balti oraz niemiejskiej reszty. Nadniestrza nie liczę bo, to jest praktycznie inne państwo. Mimo, że nie uznaje ich żaden rząd na świecie, mają swój parlament, prezydenta, a nawet własne banknoty bez Stefana. Balti było nam po drodze.
Każdemu w miarę oczytanemu Europejczykowi Balti kojarzy się jednoznacznie, Bianca Balti.
Niestety mołdawskie Balti tak intersujące nie jest. 90-tysięczne obecnie miasto (kiedyś 160 tys.) jest niejednorodne narodowościowo. Rumunii, Mołdawianie, Rosjanie i Ukraińcy podzieli je prawie po równo. Wisienką na torcie jest 10 tysięcy Polaków. Można odnieść wrażenie, że wszelki rozwój zatrzymał się wraz ze śmiercią Związku Radzieckiego. Dziurawe ulice, chodniki. I nie mówcie, że u nas tez są dziurawe. Tu dziurą jest w zasadzie brak dziur. Budynki w fatalnej kondycji. Do tego niesamowity ruch drogowy. Zupełnie odwrotnie niż na prowincji. Wygląda to jakby auta miały nakaz poruszania się wyłącznie po terenach miejskich. Samochody różne, sporo leciwych ale nie brakuje nowych, szybkich aut. Nie muszę tłumaczyć jak niebezpieczną mieszankę tworzy to z tymi fatalnymi drogami.
Jest tu pewien ciekawy zwyczaj, występujący również w innych miejscach na świecie o podobnej kulturze drogowej. Pojazdy które wjeżdżają na skrzyżowanie już na czerwonym świetle, a jest to notoryczne, przelatują je na pełnym gazie z wciśniętym non-stop sygnałem dźwiękowym. Naprawdę trudno się to tego przyzwyczaić. Człowiek czuje się jak na plaży w Dunkierce, z tym że przelatujące wokół pociski mają po kilka ton.
Jestem mistrzem uników. Kto nie wierzy niech spyta moją żonę. Są jednak pewne granice. DL doznał pierwszych obrażeń ale na polu bitwy, to żaden wstyd.
Sprawca zdarzenia znacznie boleśniej przekonał się, że V-strom jest równie twardy jak jego kierownik...
W związku z tym, że kończyła się mi już taśma do kierunkowskazów, postanowiliśmy pojechać do Kiszyniowa. To niedaleko. W Mołdawii wszędzie jest niedaleko.