Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06.07.2014, 19:42   #119
sluza
 
sluza's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,727
Motocykl: AT RD07a; XR600R
sluza jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 5 dni 12 godz 39 min 51 s
Domyślnie Dzień 7 – 29 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy - ciąg dalszy

Dzień 7 – 29 maja 2014 – jak Farcau zdobywaliśmy - ciąg dalszy

Dojeżdżam do chłopaków. Z ich perspektywy wyglądało to przepięknie. Ja na swojej Afryce na wysokości przelotowej balonów – no popatrzcie sami…

P1020210.jpg

P1000211.jpg

Podjazd żlebem dostarczał adrenaliny, czachy dymiły, naprawdę było ciężko. Konieczna była asekuracja, bo po jednym błędzie trzeba by było schodzić po motocykl kilkadziesiąt metrów w dół.

P1020211.jpg

Po dłuższej walce na tym żlebie wyjeżdżamy na rozległą hale. Czeka nas BARDZO ciężki podjazd po kępach traw, jagodnikach i innych pułapkach jak np kamienie.

P1020213.jpg

Wcześniej miałem poważny kryzys przy mniejszej górce, która miała chociaż jakąś ścieżkę. Teraz przyjąłem to na zimno, wiem że muszę tam wjechać i czekam na to jak na wyrok. Nawet się nie łudzę, że mi się to uda. Plan prosty: jadę na maksa wysoko, wypierdzielam się i czekam aż chłopaki zejdą i mnie wepchną albo Mateusz, ten od kaszy ze skwarkami, weźmie i za mnie wjedzie.

P1020215.jpg

Krzysiek zmawia jeszcze modlitwę o moc.

29 maj 2014, godz. 13.40. Atak. Pierwszy rusza znowu Tomek. Mówię mu: „Tomek, masz zawaloną piachem sprężynę silnika krokowego, która błędnie podaje odczyt. Jesteś pewny, że dasz radę?” Nie posłuchał, pojechał. Dobrze szło, już, już był u szczytu niemal… i gleba. Pojechali wszyscy i znowu sam zostałem, jak palec. Wojtek jeszcze przewraca się niedaleko Tomka, ale to chyba tak dla towarzystwa. To była w zasadzie jego jedyna gleba na tym wyjeździe, ale się liczy.

Tak patrzę sobie z dołu jak Tomek stara się sam podnieść Tigera, nikt nie kwapi się, żeby zejść i mu pomóc i już wiem, że mój plan poszedł wpisdu. Nikt nie zejdzie, to zresztą zrozumiałe. Wjechać na górę, żeby potem schodzić i pomagać jakiemuś lamerowi, który pojechał na oponach Sahara w góry Rumunii zamiast na pustynie Maroka?! A potem jeszcze wchodzić pod górę?! To w ogóle motocykle trzeba było zostawić na dole i walić z buta.

Czas ruszyć. Na jedynce czy na dwójce? Nieważne. Z relacji Louisa wiedziałem, że piękna zielona połoninka to jedne wielkie kartoflisko, ale żeby do tego stopnia. Tam na piechotę można było nogi połamać, a my pod to wjeżdżamy… Oczywiście gleba. Gleba za glebą. Padam, obracam motocykl do stoku, podnoszę, zjeżdżam i znowu próbuję. Wiecie ile razy tak zrobiłem? Cztery razy - wjazd-gleba- zjazd.
Aż w końcu nadeszła ta chwila, że byłem już tak wysoko, że chłopcy zlitowali się, zeszli do mnie i troszkę pomogli, a troszkę dalej sam już trawersując wjechałem.

Na połonince przy większej kałuży krótki odpoczynek. Dalej już łatwiej, wprawdzie krowią ścieżką, ale najtrudniejsze mamy za sobą.

P1000214.jpg

Od teraz spijamy śmietankę, kwintesencja wyjazdu, satysfakcja z włożonego trudu, który okupiłem zniszczeniem paru elementów w Afryce, ale było warto. Już bez dylematów, spacerowa jazda i chłonięcie widoków. Nasza nagroda.

P1020233.jpg

P1020238.jpg

P1020244.jpg

P1020243.jpg

Zatrzymujemy się jeszcze na posiłek. Mieliśmy kuchenkę, więc było na ciepło

P1000217.jpg

Tomek z Wojtkiem nie rozumieją, że pora obiadowa to rzecz święta. Pojechali za daleko i musieli sobie radzić sami. Czy była winna sprężyna silnika krokowego? Nie wiem, ale przecież uprzedzałem

P1020254.jpg

W takich okolicznościach wszystko smakuje wyśmienicie. Wśród szumu wiatru i dochodzących gdzieś z dołu krowich dzwonków..

P1000216.jpg

P1020259.jpg

Przed nami Farcau, jak na wyciągnięcie ręki.

P1000215.jpg

Po środku ja i cztery ocalone przeze mnie istoty czyli od lewej: Tomek, Krzysiek, ja, Mateusz i Wojtek

P1020273.jpg

Jedziemy dalej, jest już naprawdę niedaleko. Zaraz za kolejnym wzniesieniem jest cel naszej wyprawy – jeziorko Vinderel, mokra plama pod Farcau. Tu kończy się track Louisa, choć teraz wiem od Exa, że można było spróbować jeszcze dalej. Oni tu nocowali Na północnych stokach jeszcze leży śnieg, wiatr dmucha...

P1000221.jpg

Krzysiek z Mateuszem ruszają na brzeg jeziora.

P1000220.jpg

Z mojego punktu wygląda to przepięknie i robię epickie foty.

P1000223.jpg

Chłopaki zsiadają dostojnie z motocykli, zdejmują rękawice w tempie zdobywców „nigdzie się już nam nie śpieszy, zostajemy tu na popas”. A tu nagle – rach ciach, w tempie „Sp…lamy” wracają w naszym kierunku. Nie wiem co to było, ale po analizie zdjęć wychodzi na niedźwiedzia polarnego.

P1000230.jpg

Mieliśmy już 15.30, a przed nami jeszcze powrót. Popołudniowe słońce kładło piękne światło na Karpaty, więc powrót, mimo że tą samą drogą dostarczał nowych wrażeń

P1000238.jpg

P1000240.jpg

P1000242.jpg

P1020293.jpg

Do pewnych rzeczy już się przyzwyczaiłem

P1020288.jpg

Jeśli istnieje forum Triumpha Tigera XC to ta fota chyba powinna się znaleźć na stronie głównej

P1020300.jpg

Bez większych przygód dojechaliśmy do miejsca, które powinienem nazwać chyba Przełęczą Dylematu. Przy podjeździe wahałem się czy jechać dalej, teraz, którą drogą wracać. Gdy tak staliśmy naszym oczom ukazał się chłopak na crossie GasGas zjeżdżający z góry. Lekkość jego maszyny wszystkim przypadła do gustu, ale wiadomo, na lekkim nie ma przygody. Phi, każdy by wjechał, tylko co ja bym teraz opisywał?

P1000245.jpg

Simi, tak miał na imię, rozwiał nasze wątpliwości dotyczące drogi powrotnej. Zaproponował, że sprowadzi nas do Repedea inną, o wiele ładniejszą, drogą niż wjeżdżaliśmy. Nie krył uznania dla naszego dokonania, dobrze, że nie widział jak dokonywaliśmy tego. Po popasie, poczęstunku pysznym jakovacem, takim ichniejszym kołaczem ruszyliśmy na dół.

Spójrzcie na tę drogę na stoku w oddali, prosta dzida w dół.

P1000246.jpg

O mało się tam nie zabiłem!!! Bałem się hamować przednim i nabrałem takiej prędkości na jedynce, że o mały włos nie spiąłem się z Simim. Włos mie się zjeżył, Mateusz na mnie wrzeszczy „Używaj przedniego trochę!!!”. Rany boskie, Krzysiek też leci na łeb na szyję… Udało się. Żyjemy.

Ruszamy dalej, a te konie ze zdjęcia powyżej zaczynają galopować przed nami.
Jakaś baśń, coś niesamowitego. Przede mną jedzie Simi, przed nim galopują trzy konie. Tego w żadnym filmie nie widziałem. Sięgam do kamerki na kasku, włączam: pik – włączona, pik-pik – wyłączona. Nożesz k….wa w takim momencie bateria mi padła!!!
Jedziemy tak z kilometr, te konie tak pięknie galopują przed nami obok siebie, a ja tylko bezradnie mogę ten widok zapisać w swojej pamięci. Żal.

Gliniasto-szutrowym zjazdem plącząc agrafki dojeżdżamy do Repedea. Nie wyobrażam sobie pokonania tej drogi po deszczu. Simi zresztą też uważał, że nie jest do przejechania na mokro. Na dole pamiątkowe zdjęcie, podziękowanie, pożegnanie

P1000248.jpg

Zmęczeni ale szczęśliwi do granic możliwości wracamy do Borsy.
Wieczorem resztkami sił udajemy się na pizzę.
Wszyscy śnięci, nie do życia, nikt już nie żartuje, nie zanosi się rubasznym śmiechem… Wszyscy dostają pizzę oprócz Mateusza. Może jeszcze robią? Nie, jakiś błąd kelnerki. O 22.00 zaczynają zamykać bar, ale po naszej interwencji kucharz zostaje zmuszony do upieczenia jej. W międzyczasie okazuje się, że Evvil dzisiaj zbekał się głośno przy kelnerce… Przeprosił, ale niesmak pozostał...

O 04.00 rano dnia następnego brakuje dwóch motocykli. Mateusza i Evvila.

Czy to był przypadek?

Wtedy nie było do śmiechu... ale teraz chyba mogłem sobie na to pozwolić

Dalej Evil albo Mateusz niech dopowiedzą. Chyba należy się parę słów o pracy policji, zaangażowaniu innych osób i o zakończeniu tej historii...

A ja jeszcze wrócę na Maramuresz i w ogóle do Rumunii. I planuję zrobić to kilka razy, bo raz czy dwa to stanowczo za mało...
sluza jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem