Poniedziałkowy poranek.
Ambitny plan pobudki bardzo wcześnie rano? ha ha... Może dolecimy za cały dzień do Rumunii? HaHa!
Śniadanie. Wszyscy się zbierają. Ja jeszcze muszę skoczyć opłacić ubezpieczenie motocykla. Kończy się za kilka dni. Dobrze że to sprawdziłem. Obudziłbym się pewnego dnia w Rumuni bez OC...
No to lecimy. Do granicy ze Słowacją 9 km. Do Rumuni z 600 km. Lecim!
A nie!
Na graniicy pierwszy mały remoncik. XT cieknie olejem. Olej kapie z czegoś takiego. No i unosi się nieprzyjemny zapach topionego oleju.
SAM_1284.JPG
Każdy ma narzędzia. Tyle że trzeba się do nich dokopać. Silikon i nowa podkładka z wyciętej wizytówki.
Gadu-gadu. Silikon schnie. Czas leci. Dobra lecim! Sprawdzimy za kilkanaście km jak się to trzyma.
Jak się trzyma?
Lipa. CIeknie dalej. Do akcji wkracza poxipol klej.
Ekipa wygrzewa się na słońcu. Nie ma źle. 40 km od domu. Czasu mam dużo.
SAM_1285.JPG
A wogóle. To na początku wszytsko czyste i czyściutkie!
SAM_1288.JPG
Postawiłem sobie cel przeprowadzenia ekipy przez terytorium Słowacji i Węgier. Drogę znałem pi razy oko. Jedynie obwodnica Koszyc to jakieś ślimaki i rozjazdy. Człowiek mieszka na wiosce. Autostrady drogi szybkiego ruchu ogląda się od święta. No i lecisz pierwszy. I tylko co jakiś czas nerwowo spoglądasz w lusterka. Czy stadko się trzyma dzielnie na ogonie. Wszysycy są? Lecim!
SAM_1290.JPG
Ambinty plan dolecenia na Rumunię za jednym zamachem, wziął w łep. Analiza mapy i sytuacji wykazała jednozancznie że trzaba szukać noclegu na węgrzech. Słońce chyliło się ku zachodowi. Byliśmy w jakiejś wiosce. Zmęczeni. Ramoneza poszedł kupować kiełbasę do sklepu. Bez tego nie mógł życ. Rozłożyliśmy się pod sklepem.
Mapa mówiła aby z głównej drogi odbić na północ. Tam są rzeki i ponoć dzicz bez wiosek. Nawigacja na chiny nie chciała wytyczyć tam drogi. Za chiny.
Nie no. Lecimy kilka km na północ. No to przez wioskę bocznymi zapyziałymi drogami. Nawigacja dalej krzyczy "zawróć"
Szybka decyzja. Nie no. Nie zawracamy. Nie ma czasu na studiowanie map i nawi. Tniemy....
Wioska się skończyła. Zaczął się pierwszy Odcinek Specjalny.
Węgierski OFF był zniszczoną asfaltową drogą, drogą rolniczą z gliną, piaskiem, pyłem i kamieniami. Miałem ten luksus że jechałem pierwszy. A Ci na końcu? Sami powiedzą?
SAM_1294.JPG
Znalazł się lasek. Z dala od wiosek. Namioty. Jeszcze tylko wymiana dętki u Norberta. Debaty o tym kto jaki ma namiot i dlaczego. Była jakaś plastikowa butelka z magicznym trunkiem. Trunek był magiczny bo jedni go pili. Inni rozpalali nim ogniska. Ja napewno odtłuszczałem nim miejsce na gum-łatki i używałem jako preparat rozgrzewający wcierając w przewiane ucho... WD40 się kryje!
SAM_1296.JPG
Właśnie! Tam była jakaś dziwna dętka wsadzona!!!
SAM_1311k.JPG