Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13.01.2009, 16:29   #345
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 344
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 4 godz 26 min 56 s
Domyślnie

Dzień 41.

Wyspani, wykąpani, wyluzowani po wieczornych ekscesach w bani, ruszamy dalej.
Tak po prawdzie nic się nie działo, no może po za tym, że w pewnym momencie zauważyłem że szyba w moim motocyklu dziwnie się pochyla. Niestety, urwało się (jak na razie) dolne mocowanie stelaża co trzyma całą czachę. Kilka ekspanderów załatwiło sprawę. Co mnie martwiło bardziej, to to że przy skręcie kierownicą było słychać i czuć lekkie trzeszczenie w okolicach główki ramy Miałem nadzieję, że prowizorka wytrzyma. Dawała radę.
Niestety nie dało rady drugie mocowanie stelaża, też pękło.
W między czasie pomiędzy kolejnymi ulewami, wymieniamy u mnie przednią oponę. Jadąc w deszczu zero kontroli nad motocyklem. Przed spaniem robimy zakupy. Kupuję 3 wagony fajek w cenie 2 zł za paczkę. Jutro mamy zamiar przejechać przez granicę RUS - UA. Walimy się w krzakach przy drodze. Mamy nadzieję, że to ostatnia noc na ziemi rosyjskiej.

Dzień 42.
Jak co rano, zanim wyjedziemy w plener, smarujemy łańcuchy. Izi ma centralkę, więc problemu nie ma. U mnie z kolei jest tylko boczna. Jako że codziennie rano motocykl całym swoim ciężarem opierał się na bocznej stopce, w końcu nastąpiło zmęczenie materiału. Izi trzymał przechylony na bok motocykl, a ja lałem olejem z butelki na łańcuch. W pewnym momencie zmęczenie nie dało więcej rady i motocykl z całym dobytkiem zwalił się na mnie. Na początku myśleliśmy że się zapadł, ale gdzie tam.
Nie dość że czacha się telepie, to jeszcze motocykla nie ma jak stawiać po ludzku. Granicę po stronie rosyjskiej przekraczamy w 5 minut. Kiedy podjeżdżamy do ukraińskiej, opieram motocykl o czujnik (bo niby jak mam go postawić) co wykrywa materiały promieniotwórcze. Zaczęła się zadyma, że się połamie, włączy itd. Na domiar złego Izi przejechał przez podniesiony szlaban, mijając namalowaną linię z napisem STOP. Celnicy wyskoczyli i kazali się cofać.
Ni cholery, my jedziemy tylko do przodu. Zaczęli nas kontrolować. Wszystko było już prawie załatwione, a wiadomo, że prawie robi wielką różnicę, więc doszedł aspekt łapówy. Pierwszy raz na wyjeździe chciał gliniarz też na Ukrainie (skończyło się na tym że chciał nam dać na jedzenie), a drugi nastąpił teraz.
Jak to tłumaczyli nam celnicy:
- przekroczyliście miejsce gdzie należało się zatrzymać. To nic że nie było żadnego celnika, szlaban był podniesiony, ale tam jest namalowany znak STOP. Niestety, kamery was nagrały, jak złamaliście miejsce przymusowego zatrzymania i nada płacić!!!
Oczywiście był zajebisty problem z wykasowaniem nagrania Jakoś nie mieliśmy ani ochoty ani siły na miłe dyskusje, więc potraktowaliśmy ich inaczej.
- ni ch...a! Zero, ani centa, rubla, złotówki czy hrywny!! Nie damy nic!
Celnicy byli zdziwieni naszym zachowaniem. Po prostu atak! Zaczęli coś jeszcze gderać, naradzać się, wymachiwać łapami, ale kiedy nasza twarz z ich twarzą, nasz nos z ich nosem spotkał się w odległości 5 mm i kiedy z naszych ust jeszcze raz poleciała wiązka że nie i ch...j. To wymiękli. Podsumowali nie udaną próbę zarobku tak:
- No, wy bracia Słowianie, ujeżdżajcie, da, ujeżdżajcie.
No to my pojechali.
Wpadamy na Ukrainie, na drogę którą już jechaliśmy w tamtą stronę. Czyli prosta, ze świeżym asfaltem i objazdami. Na pierwszym z nich stała milicja, czyli chcieli łapówę. Po 20 USD od łba.
Objechaliśmy ich polem. Byli nie źle wk....ni na nas, kiedy zjechaliśmy obok ich radiowozu po skarpie na dół w pole, żeby wyjechać z tego pola 200 metrów dalej i jechać już asfaltem.
Było już czuć powiew Polski, przecież Ukraina to jak Polska. Świadomość że jesteśmy już w domu spowodowała, że złapali nas na radar. Milicjant tłumaczy że to "zielona zona", a my na to że nie wiemy co to jest. Pokazuje nam w kodeksie drogowym znak, wysyła mnie na koniec wioski, żebym zobaczył jaki tam jest znak. Niestety, u nas w Polsce takich nie ma. A "zielona zona" kojarzy nam się z parkiem. Jedziemy dalej.

Teraz chyba Fuks się wk....i. Tym bardziej że pisząc ten tekst siedzę z nim na GG

Wjeżdżamy do, jak że by inaczej Fuks, Kijowa, tak Kijowa. Dzwoniliśmy do ciebie bucu, ale telefon wyłączyłeś. Wiedziałeś że jedziemy w twoją stronę!

Trafiliśmy spore korki, ruch okrutny a było już dobrze po południu. W tamtą stronę jak jechaliśmy, a było coś ok. 4 nad ranem, to jakoś pusto było. Przy wyjeździe z miasta, kupujemy po melonie, i arbuzie. Gnamy w stronę PL. Ale wiemy że nie damy rady. Zaraz za Kijowem zjeżdżamy w jakiś zagajnik, żeby glebnąć sie spać. Ciemni już się zaczęło robić, wiec nie szukamy intensywnie, tylko kładziemy się w pod pierwszymi lepszymi drzewami. Dobrze że były drzewa, bo chociaż motocykl można było o coś oprzeć.
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem