Zacznę skróconą relację z naszego wyjazdu :-) Początek był lajtowy i imprezowy.
Start 25.07.2014 (piątek)
Umówieni z Haćami, Kieliszkiem i innymi chętnymi spotykamy się na przejściu granicznym w Korczowej. Jedziemy na zlot do Lwowa -
IX West Wind 25-27.07.2014 â Lwów â Ukraina
http://www.radiator-mototurystyka.pl...-lwow-ukraina/.
Mały problem z dotarciem ponieważ most na obwodnicy Lwowa jest w remoncie. Po małych perypetiach docieramy do celu.
Wjazd 150 hrywien + żona BEZKOSZTOWNA czyli za darmo

Rozbijamy namioty. Na miejscu spotykamy Bąbla, Hudiniego, Pomiana z Agą oraz Pana Marka na WLA. Impreza przy ognisku do białego rana a Tamara wiła wianki. Niektórzy jedli surowe mięso prosto z grilla - tak było ciepło
26.07.2014 (sobota)
Przed południem udajemy się do centrum miasta na zwiedzanie i delektowanie się różnymi potrawami i trunkami
Pomian jest nam przewodnikiem. Nie zdradzając nazwy lokalu, w którym mamy zjeść obiad. Włóczymy się więc za nim na głodzie po różnych ciekawych miejscach.

Toaleta dla lubiący oddawać małe co nieco na dolary :-)
Jest wesoło. Co chwilę ktoś się gubi.
Wchodzimy do knajpki Kryjówka, zwiedzamy Lwowską fabrykę czekolady widząc całą produkcję na własne oczy i inne ...

Stołek dla mężczyzn ... knajpka sado macho :-)

Stołek dla kobiet ... knajpka sado macho :-)
Każdy z nas dostał parę pejczy po czterech literach. Kieliszek walczył o jednego mniej jak lew

W kryjówce UPA
W końcu na głodzie docieramy do Pyzatej Chaty, która była ok. 500 metrów od miejsca, w którym wysiedliśmy koło lwowskiej opery. Po południu menu jest znacznie bardziej ubogie. Chcieliśmy zjeść pielmieni - skończyły się jak wiele innych. Decydujemy się więc na wareniki - czyli nazywane u nas pierogi.
Sądzę, że nasz kompan Pomian celowo zapomniał nazwę knajpy aby odwiedzić różne miejscówki - wspólnie z Agą strzelali foty z chustkami ... angażując robaczki z ekipy

Wracamy na zlotowisko :-)
Wieczorem atrakcje zlotowe, tym razem od czasu do czasu przy ognisku.
27..07.2014 (niedziela)
Przy kubku kaw, herbaty i kanapek, pożegnanie z ekipą znajomych i w drogę.
Po drodze mijamy sporo motocyklistów wracających z innego zlotu na UA w Użgorodzie.
W Mukaczewie mały błąd. Przegapiony zjazd w lewo, przekroczona linia ciągła i przed nami milicjant. Już myślimy ile w łapę. Cud - jakaś dziwna odmiana milicjanta. Puszcza nas bez mandatu/łapówki. Może to zasługa zachwalania widzianego z tego miejsca zamku, w którym byliśmy już kilka razy. Przekraczamy granicę z Węgrami. Tu po raz pierwszy padają pytania od pograniczników UA, skąd jedziemy, czy wszystko w porządku ... ?
Jedziemy południowo-wschodnią częścią kraju chcąc wjechać do Serbii.
Przejście graniczne w Tiszasziget. Dojeżdżamy 13 minut po dziewiętnastej. Dostajemy odpowiedź, że przejście zamknięte od godz. 19.00 ze względu na sytuację na Ukrainie i Rosjan. Zawracamy do miejscowości w poszukiwaniu noclegu, sklepu bez węgierskiego grosza w portfelu. Z wielkim bólem znajdujemy jeden otwarty bar. Szukamy spania na dziko. Upatrzyliśmy sobie miejscówkę nad jakimś stawikiem z mętną wodą więc nie myślimy o kąpieli. W głowie mamy tylko jedno ekspresowa zadanie do wykonania. Zbliża się burza. Zdążymy przed nią czy nie ?
Pioruny ładują bez opamiętania. Zlewa zaczęła się w momencie kiedy udało nam się postawić namiot. Ulewa była na tyle konkretna, że wystarczyła na wzięcie deszczowej kąpieli. Pod namiotem gotujemy zakupione wcześniej pielmieni. Po rozmrożeniu stały się jednym zbitym ciastem. Smakowały wyśmienicie w tej potwornej ulewie. Namiot spisał się jak należy.
28.07.2017 (poniedziałek)
Wstajemy rano, suszymy namiot na asfalcie po całonocnej zlewie.
Odprawa graniczna sprawna. Tuż za granicą kończy nam się paliwo. Gasząc motocykl od czasu do czasu rozpędzając w miarę możliwości dotaczamy się do drugiej miejscowości - Novi Knezevac. Tu zaczynamy poszukiwania paliwa na dalszą drogę :-)

Syn gospodarza po drugiej stronie ulicy :-)
Cdn ...