Plan wyszedł więc taki: busikiem dowozimy sprzęty w okolice granicy SRB/MK (no bo który raz z rzędu można
dymać tę samą dojazdówkę, do tego w deszczu...), tam zakładamy bazę na jakimś campingu, następnie pakujemy
motorcykle: AT RD07 (PiotrAs) i XT660z (mła), po czym obieramy kierunek na jak najmniej asfaltowane rejony.
Na rejony inne niż zbyt często już odwiedzane Mavrovo czy Ohryd. Najpierw więc na wschód (Kratovo, Kavadarci),
a potem w pobliże granicy z Grecją, gdzie od Bitoli do Gevgelii i dalej, aż do Strumicy roziąga się
nienajwyższy ale i nienajniższy, za to bardzo opustoszały masyw górski kulminujący szczytem Kaimaktsalan
(2521 m npm.) jakieś 30 km lotem ptaka od Bitoli. Kilka map i zdjęć satelitarnych pokazało, że można tam
nieco się poszwendać kamienistymi dróżkami. Po drodze gdzienigdzie zdarzyć miały się bacówki i opuszczone
wsie, czyli szanse dojazdu dużym motocyklem szacowaliśmy na wystarczające (w końcu musiały być tam jakieś
drogi). Długo nie musieliśmy się zastanawiać.
Tak więc Rodopy wraz z masywami Riły i Pirynu zostawiliśmy za plecami; tam park narodowy już mają, wiele
się nie zmieni (oby!). Natomiast Macedonia dopiero stara się o wejście do Unii, więc niewiadomo co i kiedy
kolejnemu ..... strzeli do łba, żeby zamknąć albo zabronić. Co do bazy, to zamiast planowanego kampu w MK
(z bazą turystyczną tam kruchutko), wyszedł nieplanowany hotelik w SRB, ale to nieistotny
strzegół/szczeguł/...

No dobra: detal

Szybkie pakowanie, szybkie śniadanie i zaczynamy.
Granicę z Macedonią przekroczyliśmy bezproblemowo w małej miejscowości Prohor Pcinjski (ładny monastyr).
Po raz pierwszy do tego by przejchać granicę wystarczył... polski dowód osobisty. Chociaż miałem ze sobą
także i paszport, żaden z pograniczników nie wołał oń. Dowód i już. Fajnie

Trochę asfaltu, tankowanie
i już od razu Macedonia pokazała nam, że te kilka chwil bezproblemowej jazdy to zdecydowanie za dużo i zaprowadziła
nas w okolice skalnego miasta Kuklica na gliniaste ścieżki, które do tego przez ostatnie parę dni chciwie pochłaniały
deszczową wilgoć. Skutek? aby odblokwać przednie koła, żeby w ogóle zaczęły się kręcić i zapewniały jakąkolwiek
trakcję, musieliśmy odkręcić błotniki. Kupa gliny i trawy (z przewagą kupy, niestety, bo to krowie ścieżki były)
nie pozwalała normalnie ruszyć z miejsca. Ale co ja się tam skarżę, przecież sami wybraliśmy ten kierunek