Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.11.2014, 01:32   #14
Scorpi
 
Scorpi's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2011
Miasto: Koszalin
Posty: 1,029
Motocykl: LC8 ADV była rd07
Przebieg: do uzgo
Scorpi is an unknown quantity at this point
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 23 min 40 s
Domyślnie

Dzień 3.
Dzisiaj Jedziemy na przełęcz Großglockner. Mamy też się spotkać wieczorem z Adamem i Izą na Kawasaki klv1000 którzy mają do nas dołączyć. Jadą z Warszawy.

Wstajemy rano i idziemy na śniadanie które mieliśmy w cenie noclegu. Fajna klimatyczna stołóweczka ze świeżutkim pieczywem i innymi smakołykami.






Ubrania podeschły nieco ale do suchości jeszcze wiele im brakuje. Ubieramy na siebie wszystko co zostało nam suche. nogi zabezpieczam workami na śmieci na które zakładam buty. To chyba najlepsza membrana do butów - niezawodna. Pakujemy sprzęty i ruszamy w kierunku przełęczy. Oczywiście jak każdy dotąd dzień musi zaczynać się czym? oczywiście że deszczem. O 60 stopniach w cieniu nawet niema mowy. Po tym jaką pogodę matka natura nam sprezentowała w Austrii stwierdziłem że: Jeżeli pojedziemy dalej i będzie nawet te 60 stopni w cieniu i zacznę coś narzekać że gorąco duszno itd. to proszę przypomnijcie mi jedno słowo - AUSTRIA. Obiecuje od razu zamknąć ryj.



Jest zimno mokro, chmury wiszą kilka metrów nad ziemią. Wjeżdżamy w coraz wyższe partie gór. Płacimy na bramkach za wjazd na przełęcz bodajże 23euro od osoby o ile dobrze pamiętam. Jedziemy dalej.













Całe piękne widoki zasłaniają nam chmury. Wjeżdżamy w nie i po kilku kilometrach czujemy sie jak w niebie. Widoczność spada do kilkunastu metrów. Temperatura powietrza zbliża się ku zeru.











NA ostrych winklach i nawrotach mijamy rowerzystów z których pleców unosiły się obłoki pary. Współczuje im. Wydawało się ze pedałowali w miejscu.



Wjeżdżamy coraz wyżej gdzie mamy przyjemność pobawić się śniegiem w sierpniu. Lepimy bałwana, rzucamy śnieżkami jak dzieci Fajna zabawa a przy tym śmiejemy się z tekstu.... w sierpniu na Chorwację, 60 stopni w cieniu....




















Na samej górze przełęczy przejeżdżamy przez tunel na drugą stronę pasma gór.
Z drugiej strony wita nas inny świat. Suchy asfalt, temperatura kilka stopni wyższa, i jakoś tak ładniej. Zero mgły i nisko wiszących chmur, które zasłaniały całe widoki. Momentami przebłyskujące promienie słońca przez cienką warstwę chmur napawają nas optymizmem. Słońce to coś czego bardzo nam brakowało.
















Zatrzymujemy się by chwile odpocząć , napić się kawy z termosu, która zaparzyliśmy jeszcze w hotelu, schrupać parę ciastek i nacieszyć się pięknymi widokami.






Na zboczach gór pasą się alpejskie krówki które wcale nie są fioletowe.



Co chwile mijają nas motocykle. Kilka trampków, kilka katów, kilka sportów, kilka afryk i masaaaaa Gejesów. Ludzie powariowali. Wszędzie tylko te wystające cycki. Jak nie w gejesie to w R-ce. Tam najlepiej było widać jakich motocykli najwięcej jeździ po asfalcie jako turystyk.





Jedziemy na dół troszkę odważniej składając się w zakręty na suchym gładziutkim asfalcie. Coś pięknego. Aż chciało by się tam wrócić na jakimś plastikowym wścieklaku.

Po drodze zatrzymujemy się przy nie wielkim wodospadzie.







Zjeżdżamy z przełęczy i mijamy przepiękne wioski wzdłuż rzeki płynącej przez przełęcz. Znowu zaczyna padać. Uzbrajamy się w przeciwdeszczówki.







Wbijamy się na autostradę i ciśniemy w stronę granicy ze Słowenią do miejscowości Villach. Tam mamy spotkać się z Adamem i Izą.



Chwile czekamy na nich



Witamy ich kawą i ciastkami. Kudłaty znał ich wcześniej. Ja widziałem się z nimi po raz pierwszy. Generalnie we czwórke mieliśmy podobny plan na tą podróż.
Jako że jestem chory na pomarańczową gorączkę bardzo mi sie podoba kolor kawasaki





Przekraczamy Granicę ze Słowenią przez małe przejście graniczne gdzieś w górach.







Deszcz zmusza Adama i Ize do ubrania kondonów.



Jedziemy bardzo ciasnymi serpentynkami przez Triglavski Park Narodowy. Piękna trasa. a widoki wg mnie lepsze niż na Grossglockner.



Ciasne serpentyny wyłożone brukiem na zakrętach nie wydawały się być do końca bezpieczne.

















Piękne widoki skalistych gór i cudownego koloru strumienie były czymś co chcieliśmy zobaczyć. Żeby jeszcze pogoda była lepsza.









Zjeżdżamy z gór drogą usianą dziesiątkami zakrętów. Jedziemy wzdłuż strumienia który staje się coraz to większą rzeką. Dojeżdżamy do miejscowości Canal gdzie przejeżdża się mostem który często można było zobaczyć na zdjęciach w relacjach innych motocyklistów.






Jedziemy dalej , przekraczamy granicę z Włochami. To trzeci kraj dzisiejszego dnia. We Włoszech jedziemy po ciemku na camping. Czuć ciepłe powietrze i jak by odmieniony klimat. Wieje dość porywisty ale ciepły wiatr. Zajeżdżamy na camping. Próbujemy się dogadać po angielsku. Pani nalicza nam po ok 17 euro za osobę. Próbujemy dogadać się ile za co? Ile za motocykl ile za osobę , ile za namiot? Pani chyba nie zrozumiała i wróciła do kasy. Postukała w klawisze i przyniosła karteczkę na której było napisane 15 euro od osoby co zdecydowanie bardziej nam się spodobało. Próbujemy rozbić namioty. Włochy to bardzo skalisty kraj. Wbicie śledzi od namiotu było nie lada wyzwaniem nawet dla siekierki którą kudłaty zabrał w kuferku tira.







Po rozbiciu obozu wyciągamy szpej i robimy kolacje na studni. Później prysznic, pranie i czas iść spać. Camping drogi, wifi płatne jakieś chore pieniądze, nie da się nawet normalnie rozbić namiotu... jakaś masakra. Za to cenę sobie odbiliśmy mocząc się długo pod prysznicem z ciepłą wodą









Jutro mamy zamiar z Włoch przez Słowenię dojechać do Chorwacji.
Scorpi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem