Wątek
:
Pojebało was K.wa? W sierpniu do Chorwacji? 60 stopni w Cieniu???
Wyświetl Pojedyńczy Post
16.12.2014, 00:49
#
28
Scorpi
Zarejestrowany
: Oct 2011
Miasto
: Koszalin
Posty
: 1,029
Motocykl
: LC8 ADV była rd07
Przebieg:
do uzgo
Online: 2 tygodni 2 dni 16 godz 23 min 40 s
W nocy strasznie słychać świerszczenie w koronach drzew. Coś jak miliony świerszczy grających całą dobę. Mimo to po tak udanym dniu i lekko zakrapianym wieczorze zasypiamy bez problemu.
Rano budzi nas słońce rozgrzewające nasze namioty do czerwoności. Jest pięknie.
Robimy poranne drobne naprawy. Adam próbuje na spokojnie naprawić światła mijania a ja zastępuje kawałkiem drutu zgubioną zawleczkę od kranika odcinającego dopływ paliwa z prawego zbiornika. Generalnie pierdoły z którymi można było dalej jechać.
Kudłaty zgrywa zdjęcia z kart pamięci na pendrive za pomocą laptopa. Wiem wiem BMW ma wszystko ale laptop pożyczony od poznanych na kempingu Polaków.
Korzystając z pięknej pogody idziemy zażyć kąpieli w cieplutkim strasznie słonym morzu. Plaża na kempingu jest po prostu piękna. Widoki zapierają dech w piersiach. To nie to co polskie szare ponure morze.
Wygłupiamy się troszeczkę.
Po kąpielach morskich bierzemy prysznic w słodkiej wodzie i zwijamy powoli nasze obozowisko...
Oddajemy klucze od pryszniców i toalet i powoli wyjeżdżamy z obozowiska.
Przed samym wyjazdem razem z Justyną idę jeszcze skorzystać z toalety. Niestety klucze już oddaliśmy. Ale cóż to? Toaleta dla inwalidów jest otwarta. Bez chwili zawahania zrobiłem co trzeba i zwolniłem miejsca Justynie. Stoję na czatach i pilnuje drzwi od toalety by ktoś jej tam nie wlazł. Podchodzi do mnie miejscowa klozetowa ze szmatą w dłoni i zaczyna się coś do mnie pruć po chorwacku a ja ni w ząb jej nie rozumiem. Coś jej sie nie spodobało ze korzystamy z toalety dla inwalidów.... grzecznie wysłuchuje jej co sie do mnie produkuje.... po kilku chwilach wysłuchiwania ... odpowiadam jej...
JA NI PANIMAJU!!!!
Babka robi wielkie oczy a ja z Justyna w jednej chwili w śmiech... Dobrze ze Justa akurat siedziała na toalecie bo na pewno na sucho się nie obeszło....
Wyjeżdżamy z kempingu i jedziemy zwiedzić stare miasto w Trogirze. Po mieście kręci się masa skuterów wszelkiej maści które są tam najsprawniejszym środkiem transportu.
Piękne jachty świetnie prezentują się na tle starego miasta.
[img]Idziemy pochodzić po wąskich uliczkach przy których aż roi się od bajecznie kolorowych w różnym stylu knajpek. [/img]
Darek w tym czasie reguluje naciąg łańcucha w ścigaczach czyt. fazerach. Co ciekawe łańcuchy świecą się jak psu jajca. Jak się później okazało, w pośpiechu wzięli spray do czyszczenia łańcucha zamiast do jego smarowania. Jedno było pewne... łańcuchy lśniły na fazerach niczym ten złoty na szyi u Jey-a Z.
Siadamy w cieniu parasoli i schładzamy się lodami.
W pewnej chwili widzimy grupę emerytów i rencistów - ogólnie pielgrzymka jakaś chyba z Polską flagą na czele...
Justa zrywa się i razem śpiewamy im:
Nic się nie stało.... Polacy nic się nie stało.... Nic się nie stałoooooo , Polacy nic się nie stałooooo....
Jakoś żaden z nich nawet głowy nie obrócił a my nie potrafiliśmy przestać się śmiać... To chwile których brakuje w samotnych podróżach.
Dobra ekipa to podstawa.
Jeszcze kilka fotek na starym mieście..
Kudłaty robi sweterek na drutach.... To chyba miejsce dla cieniasów co nie jeżdżą zimą.... Już latem mogą siąść i potrenować... a zimą trzeba im postawić piec kaflowy żeby mieli o co się oprzeć plecami, druty w ręce motek włóczki i jazda.....
Na wyjeździe z Trogiru tankujemy się na stacji paliw gdzie spotykamy ekipę na dwóch Katach z Grecji... To znowu kupa śmiechu gdy pokazuje im na 3 Ktm-y i mówię:
- Three condoms together....
Zegnam ich kilkoma strzałami z wydechu czego nie mogą zrobić swoimi kondonami na wtrysku. Niech żyją gaźniki....
Drugim celem dzisiejszego dnia jest wjazd na górę świętego Jerzego. Jest to wzniesienie ponad 1700 m.n.p.m. z którego przy dobrej pogodzie widać Włochy. Na szczyt prowadzi wąska asfaltowa serpentyna o długości dwudziestu kilku kilometrów z licznymi nawrotkami i niesamowitymi widokami.
Justyna nie jest do końca przekonana czy tam jechać.
Chce poczekać na dole. Namawiamy ją by jechała z nami. Przekonuje ją bileter który mówi że da radę....
Nie do końca przekonana decyduje się powoli jechać.
Pierwsze kilka kilometrów prowadzi serpentynami przez las. później robi się znacznie ciekawiej i piękniej....
Uwielbiam takie traski wiec Kata kręciłem tam ostro... Co kawałek wyprzedzałem kolumnę by nakręcić kilka ujęć za pomocą kamerki.
Podjazd trwa około godziny a na górze jest naprawdę pięknie... To chyba najpiękniejsze miejsce w Chorwacji jak dla mnie. Coś nie samowitego i wg mnie jest to obowiązkowy punkt do zwiedzenia na mapie Chorwacji
Justyna na kolanach odprawia modły i dziękuje Bogu za to żę pomógł jej tam wjechać.
- Justyna to Jedyny fazer z Koszalina który zajechał tak daleko
Strzelamy kilka fotek na górze. Część z nas zwiedza malutką kapliczkę na samym szczycie.
A teraz jeszcze trzeba jakoś zjechać.
Powolutku na biegu bez hamowania zjeżdżamy w dół. Jest tak wolno i mozolnie ze dzik robi się jakiś nie cierpliwy... Gdzieś na zboczu zauważam szutrową drogę prowadzącą do jakiejś kapliczki. Postanawiam zjechać z drogi by zobaczyć co tam jest.
Niestety szlaban na drodze uniemożliwia dalszą jazdę. Muszę zawrócić.
Zjeżdżamy z góry o zachodzie słońca.
Na samym dole robi się szarówka...
Po ciemku jedziemy szukać gdzieś noclegu. wbijamy się w głębie lądu wąskimi drogami wijącymi się pośród skał. Jest ciemno. Znajdujemy na pozór opuszczony budynek. Idziemy obejrzeć miejscówkę na nocleg. Jest fajne miejsce na dachu parterowego budynku. Miejsce to niestety wygląda jak by ktoś tu pracował w dzień. Porozrzucane narzędzia , piła tarczowa oraz stojąca obok ciężarówka. Decydujemy się nie ryzykować i jedziemy szukać dalej.
Jedziemy dalej i po kilkunastu kilometrach zauważamy dom przy drodze w którym pali się światło. Zatrzymujemy się by zapytać o kawałek trawnika na nocleg.
W pewnej chwili podjeżdża jakieś auto. Wysiada z niego facet i pyta w czym może pomóc. Okazuje się ze dobrze mówi po niemiecku tak jak i nasza Justyna. Opowiada że pracował kiedyś w Polsce i że Polacy to bardzo dobre ludzie.
Wskazuje nam miejsce przy opuszczonym domu kilka set metrów dalej. Mówi tylko byśmy zostawili po sobie porządek. Naprawdę przyjazny gość i bardzo pomocny.
Miejsce na nocleg przypomina mi sceny z filmu pt: Wzgórza mają oczy.
opuszczony dom ze starymi eksponatami w środku, betonowy stolik stare krzesło i kamienne murki robią niesamowity klimat w nocy.
Rozbijamy namioty i robimy jakąś paszę na kolację....
Jutro kolejne przygody... wjeżdżamy do Bośni i Hercegowiny...
Ostatnio edytowane przez Scorpi : 16.12.2014 o
01:03
Scorpi
Zobacz publiczny profil
Odszukaj więcej postów napisanych przez Scorpi