Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26.02.2015, 19:34   #16
Cynciu
 
Cynciu's Avatar


Zarejestrowany: May 2010
Miasto: Kędzierzyn-Koźle
Posty: 636
Motocykl: PD06 prawie Africa
Przebieg: 68000
Cynciu jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 13 min 29 s
Domyślnie

Skoro nie włączyłeś blokady, takim cudem tam wjechaliśmy? Ech Ty szalony

Jest taki most, zwany „Czerwonym mostem” . Na gruzińskiej mapie zaznaczony jako atrakcja turystyczna. Wybudowany rzez Rzymian, ma więc trochę lat i stwierdzam, że warto go zobaczyć. Most łączy dwa brzegi rzeki i dwa Państwa Gruzję i Azerbejdżan. Udało mi się zaciekawić wszystkich więc jedziemy. Zrobiło się nieco płasko, odkręcamy manetki a droga ucieka. Zwłaszcza, że w taki upał pęd powietrza daje uczucie ulgi i postoje nie są oczekiwane przez ekipę.
Pomykamy bokami, aż wreszcie dojeżdżamy do głównej drogi prowadzącej do przejścia z Azerbejdżanem. Przejście nie jest ciekawe więc przecinamy asfalt i już widzę szutrówkę prowadzącą do celu. Niestety droga przecięta jest szlabanem a zakaz wjazdu wyraźnie nie chce nas przepuścić. Wokół nikogo nie ma. Udajemy, że znak nie mówi do nas, omijamy szlaban i jedziemy w stronę „czerwonego mostu”. Podjeżdżam dokąd tylko się da, zsiadam i z rozkoszą zapalam fajeczkę. Mój spokój burzy dźwięk samochodu terenowego, który na pełnym gazie jedzie w nasza stronę. Staje nagle blokując wyjazd a ze środka wychodzi mundurowy, trzymając ostentacyjnie dłoń na kaburze pistoletu.
- A wy kto, szlabanu nie widzieli, znaku nie widzieli.
W odpowiedzi posyłamy serdeczne uśmiechy
- My turysty, z Polski. Tu na Waszej mapie pisze, że ten most to zabytek, że warto zobaczyć, zdjęcie zrobić,…
- To teren przejścia granicznego, nie wolno tu przebywać. Macie paszporty?
- Zapalimy?
Wyciągam fajki w jego stronę.
- Macie piękny kraj, chcemy wszystko zobaczyć.
On uśmiecha się, bierze fajkę.
- Zróbcie te zdjęcia i uciekajcie.

Skończyło się na dwóch czy trzech fajkach. Opowiedział nam jeszcze o moście który jeszcze niedawno był przejściem granicznym, teraz nieczynnym. O pomniku który stał w pobliżu. Ogólnie bardzo sympatycznie. Odpoczelim, fotki porobilim, pożegnalim się i w zgodzie pojechalim dalej.

Czerwony most. Fajny, ale na kolana nie rzuca.


Pomnik przy czerwonym moście. Za cholerę nie pamiętam o co z nim chodziło mundurowemu.


Uśmiech który rozbroił naszego Pana w mundurze.


Odbijamy na północ w kierunku Rustawi by przejechać rzekę i zawrócić na południe, pustkowiami, wzdłuż granicy z Azerbejdżanem. Kierujemy się w stronę parku narodowego Vashlovani, gdzie czekają na nas góry i stare monastery.



Gdy tylko pojawiają się szutry, dzikom włącza się ADHD. Już nie myślą o zwiedzaniu, po prostu zapierdalają. Tracimy ich z oczu.
Droga jest wymarzona dla mojego trampiszona. Cieszymy się jazdą i mkniemy. Mamy jeszcze dziś kawał drogi.






Robi się znów płasko. Można pogonić szybciej, zwłaszcza, że jedziemy jakby stepem. Droga jest wszędzie naokoło. Na jednym z takich wypłaszczeń widzimy stojące motocykle. Podjeżdżamy bliżej i widzimy jak Piotr, w palącym słońcu walczy z kapciem w swojej królowej. Jest lampa niemiłosierna i żadnego podmuchu wiatru.

Tam na dole koła chyba nie masz powietrza.


Córka Anna, obecnie studentka UW. W tle pisarz.


A to ja nieskromnie.

Czas nam ucieka a jesteśmy w czarnej, marnej. Całą drogą pustka, ani jednej wioski, Kilka dziwnych barako bunkrów w pasie granicznym i nic ponadto. Dojeżdżamy do ostatniej wsi w tym zakątku Gruzji. Wieś nazywa się Udabno i wygląda na opuszczoną w znacznej części. Dojeżdżamy do drogi prawie asfaltowej i widzimy, że na rozstaju jest coś na kształt knajpki, przed której wejściem wisi Polska flaga.






Stajemy. Pić się chce okrutnie a firmowym drinkiem jest swojska cytroneta. Swojska bo Polska.
Knajpę prowadzi para polskich studentów, którzy zagospodarowali opuszczony budynek na mały biznesik. Miejsce znaleźli idealne gdyż stąd odchodzi ścieżka do naszego celu. Jest nim monaster Goriaczi (David Gareja, VI w.). Kto chce zwiedzać jedzie na monastyr oddalony kilkanaście kilometrów dalej, w parku narodowym. W okolicy zabytkowych monasterów jest kilkanaście. Ten jednak jest wyjątkowy i koniecznie trzeba go zobaczyć. Kilku zmęczonych lub niezainteresowanych zostaje w urokliwej knajpce przy browarku. Sama droga do monasteru jest szybkim szuterkiem z fajnymi widokami.

Jedziemy tam, gdzie wystaje ten cypelek. To jest nasz cel i tylko tyle widać z drogi


Pod monasterem. Jest nadal bardzo ciepło.


Widok spod bramy klasztoru


Cele klasztorne są wydłubane w skale


Dziedziniec


Klasztor cały czas funkcjonuje. Kaplica skromna ale piękna w swej prostocie. Mnisi kręcą się a u podnóża można i mnich kupić różaniec, wino, pamiątki, co komu potrzeba.

Uciekamy. Musimy zebrać ekipę wydostać się w stronę cywilizacji.
__________________
Wlóczęga:
człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze..

[ Julian Tuwim ]
Cynciu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem