Dzień 2, czyli spacerkiem po Limie
Lima szczególnie piękna nie jest, ale stolicę zaliczyć trzeba
Taksówka pokonując jakieś 10 km korka dowozi nas na Plaza de Armas – tak nazywa się każdy główny plac w każdym mieście

Korki w Limie są niesamowite, a jeszcze ciekawszy jest sposób ich pokonywania – nieważne, że przed tobą jakieś 100 m wolnej jezdni, jeśli tylko ruszysz spod świateł o 0,0001s za późno – wszyscy cię strąbią

Szybki sprint, może nawet uda się wrzucić trójkę i już trzeba hamować
Plaza de Armas:
Typowe dla Limy los balcones:
Obowiązkowa katedra wzniesiona przez Hiszpańskich najeźdźców :
Boże Narodzenie było całkiem niedawno, szopka jeszcze stoi i to niemała
Prowincja też czasem zagląda do stolicy:
Do dzielnicy za rzeką turyści już nie zaglądają. Slumsy niestety są w każdym dużym mieście…
Państwo niby bezpieczne, ale rękę na pulsie trzeba trzymać::
Porządku pilnuje policja. Policja stoi na każdym rogu, policja jeździ non stop. I w dodatku chyba 75% to kobiety na motocyklach!
Tylko te buty chyba od innego środka transportu
Krzyś spełnia swoje marzenie:
Posilamy się w budce, gdzie ręcznie wyciskają soki. Są obłędnie dobre i równie tanie
A tu maszynka do przemysłowego obierania pomarańczy (tych zwykłych, nie podziemnych)
Naśladując lokalesów robimy sobie przerwę na trawniku w cieniu:
Zresztą – nie tylko my
Typowa dla Peru tabliczka – jest na co drugim trawniku. Nie sikać, pamiętajcie!
I ruszamy do drugiego najważniejszego miejsca w każdym peruwiańskim mieście - Mercado, czyli rynek. Nie plac, tylko miejsce do zakupów.
Tu już nie jest europejsko
Tego na razie nie kupimy:
ani tego:
Gęsinę lubię, ale…
Pyry!!!!
Które wybrać? Papa blanca? Amarillo? Rojo?
ooo, już lepiej
Z zakupami wracamy do hostelu, gdzie wita nas F800GS na monachijskich blachach oraz dwa potężne alu kufry z naklejkami od Alaski po Ekwador w naszym pokoju. Tylko kierownika brak
Robimy jeszcze wieczorny spacer nad ocean.
Niestety wybrzeże peruwiańskie to zimny prąd i wysokie fale, więc warunki mało plażowe.
Dzielnica nadmorska jakaś taka bogata:
A Pacyfik hen, hen na dole. A klify pionowe i zejścia brak …
Trzeba nadłożyć sporo drogi i zejść specjalną drogą:
do plaży okupowanej przez surferów:
Ciekawe te klify…
Łapiemy zachód słońca i wracamy do hostelu gdzie znów wszyscy patrzą w swoje ekraniki…
cdn…