Wątek: ProjectPamir
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07.03.2015, 13:22   #46
magyar
 
magyar's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Tarnów
Posty: 116
Motocykl: transalp
magyar jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 11 godz 55 min 22 s
Domyślnie

W drodze do Samarkandy minęliśmy kolejne, nieczynne stacje benzynowe, w Uzbekistanie wszystkie pojazdy od osobowych po ciężarowe jeżdżą na gaz. Komicznie wyglądają drogi, ponieważ, 9 na 10 pojazdów jest marki Chevrolet lub Daewoo, czyli produkowane na terenie Ubekistanu.

Od właściciela hotelu w Bucharze mieliśmy wizytówkę hotelu w Samarkandzie, gdzie jak czytałem jeszcze przed wyjazdem, hotele zaczynają się od 50 dolarów. Dzięki niej znaleźliśmy nocleg na końcu ślepej uliczki, ale w centrum, w hotelu, na który samemu ciężko byłoby trafić, za jedyne 15 dolarów od głowy.

Z Jokerem wybraliśmy się na wieczorne zwiedzanie miasta, niestety nie mieliśmy ani jednego uzbeckiego soma, a w ustach, aż zasychało. Na szczęście w małym spożywczym sklepie udało się wymienić dolary i ugasić pragnienie.





Wstaliśmy wcześnie i po śniadaniu ubrani w klapeczki ruszyliśmy zwiedzać to jedno z najstarszych miast świata. Miasto jest bardzo rozległe, zwiedzaliśmy go przez kilka godzin.






Lód w kubeczkach.











Joker z Hernim wrócili do hotelu, ja natomiast postanowiłem znaleźć i zobaczyć kompleks Szah-i Zinda, który znałem ze zdjęć z przewodnika który widziałem na jednym ze straganów z pamiątkami. Trafiłem tam w sposób, w który najbardziej lubię zwiedzać nowe miejsca czyli "raz w prawo, raz w lewo"€.











Przez Tadżykistan i Uzbekistan prowadzi wiele szlaków narkotykowych. Władze, by zmniejszyć przemyt zamknęły część granic między tymi krajami. Przed wyjazdem nie udało nam się znaleźć informacji, które granice są otwarte dla osób nie mieszkających w granicznych państwach. Wydawałoby się, że polski konsul w Uzbekistanie, to najlepsze źródło informacji, które granice są dla nas Polaków otwarte. Nie otrzymaliśmy żadnej pomocnej informacji, a w słuchawce usłyszeliśmy zbywającą regułkę "To bardzo niebezpieczny kraj, odradza się podróżowania, zwłaszcza po zmroku"€.

Za wskazówką właściciela hotelu w Bucharze pojechaliśmy na północ w stronę stolicy - Taszkientu, a potem w kierunku Buston w Tadżykistanie. Na granicy byliśmy tuż po zmroku i choć przejście było puste, spędziliśmy na nim ponad godzinę. Czekając zamieniliśmy kilka zdań z kierowcami, którzy pamiętali nas z poprzedniego przejścia granicznego, kiedy wjeżdżaliśmy do Uzbekistanu.

Na nocleg zatrzymaliśmy się nad jeziorem Kajrakkum. Kiedy rozbijaliśmy namioty podjechał w naszą stronę samochód, z którego wysiadł człowiek drobnej postury, z początku nie wiedzieliśmy kim jest, bo idąc w naszą stronę oślepiał nas latarką. Był to policjant, którego wezwali mieszkańcy widzący w nocy ruch nad jeziorem. Przywitał nas z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wyglądał na zdziwionego sytuacją i dopiero po chwili odezwał się pytając czy wszystko w porządku, przyglądał się z ciekawością i upewniał się czy czegoś nam nie potrzeba.











Na naszej trasie znalazł się pięciokilometrowy Tunel Anzob, znajdujący się około 70 km na północ od stolicy Duszanbe. Wybudowała go irańska firma, umowa obejmowała jedynie wydrążenie tunelu w skale, bez prac wykończeniowych. Kiedy jechaliśmy Tunelem Śmierci, ponieważ tak też jest nazywany, nie działały wentylatory, brak było oświetlenia a, dziury w drodze, których głębokość było ciężko ocenić, były wypełnione przesiąkającymi wodami gruntowymi. Jadąc obawiałem się €žzłapania gumy€, bo nie chciałem zostać z problem w kilkukilometrowym tunelu, wypełnionym spalinami.



Bary w których stołowaliśmy się w tadżyckich wsiach w Polsce omijałbym szerokim łukiem. Tam uznałem, że trzeba zaakceptować stada much latających koła talerza i delikatnie mówiąc- nieestetyczną, tamtejszą kuchnię. Chciałem zjeść obiadowe danie i również od tej strony poznać Tadżykistan.



Duszanbe jest stolicą i na tle reszty kraju, to nowoczesne i zadbane miasto. Spotkaliśmy tam Anglika mówiącego po polsku, jak się później okazało jego żona jest Polką, a oni mieszkają tam i pracują jako tłumacze. Byliśmy nieco zdziwieni, kiedy stojąc przy drodze, zatrzymał się obok samochód i kierowca odezwał się po polsku z miękkim akcentem.







Pojechaliśmy w kierunku Przełęczy Khaburobad (Sagirdast), znajdującej się na wysokości 3252 m n.p.m., dotarliśmy na miejsce przed zachodem słońca. Droga z przełęczy w dół wiodła pólkami skalnymi, a w oddali było widać wysokie wodospady. Chciałem zostać u góry, bo żal było przejeżdżać tak atrakcyjnie widokową trasę w nocy, jednak Herni z Jokerem stwierdzili, że będzie za zimno na takiej wysokości, faktycznie na przełęczy leżał śnieg, a najlepszym miejscem na nocleg było kamieniste wypłaszczenie znajdujące się przy łuku serpentyny.







Dojechaliśmy do wojskowego punktu kontrolnego, gdzie żołnierze sprawdzili nam dokumenty. Było już całkiem ciemno, dlatego zapytaliśmy ich czy możemy rozbić namioty, wskazali nam miejsce zaraz przy rogatce. Poczęstowali nas dzbankiem herbaty, lepioszką, którą sami pieką i wędzonymi rybami, które jeden z nich złowił w rzece płynącej obok. Jak większość spotykanych ludzi byli ciekawi naszej podróży. My dowiedzieliśmy się od nich, że ten punkt kontrolny jest głównie z powodu przemytu narkotyków z terenu Afganistanu.



Obudziliśmy się wyspani, słońce które zwykle wyganiało nas z namiotów tego poranka zasłaniała potężna góra.













Jadąc doliną rzeki Pandż, będącej naturalną granicą miedzy Tadżykistanem i Afganistanem spotkaliśmy niemieckiego motocyklistę na BMW Xchallenge. Powiedział nam, że milicjant, który go zatrzymał twierdził, że brakuje mu jakiegoś wpisu w paszporcie i musiał zapłacić łapówkę. Przed Khorog nas też zatrzymał patrol i też zarzucili nam brak pozwolenia na jakiś dystrykt, w pieczątce zezwalającej na wjazd do Górnobadachszańskiego Okręgu Autonomicznego. Sprzeczaliśmy się mówiąc, że wszystko z wizą i pozwoleniem jest w porządku i nie damy im pieniędzy. Podjechał do nas trzeci milicjant obwieszony medalami i wysoki rangą patrząc na pagony, odegrał rolę "dobrego policjanta" i powiedział do nas miłym głosem, abyśmy dali milicjantom z patrolu na odczepne trochę pieniędzy na benzynę. Nadal uparcie twierdziliśmy coraz bardziej podniesionym głosem, że nasze dokumenty są w porządku i nie damy żadnych pieniędzy. Wtedy jeden z milicjantów, który miał nasze paszporty powiedział, że mamy za nim jechać na komisariat. Na komisariacie idąc za milicjantem trafiliśmy do pokoju, gdzie przy komputerze siedział nieumundurowany mężczyzna. Rozumieliśmy jedynie część rozmowy miedzy nimi, nie wiem czy milicjant który nas zatrzymał naprawdę myślał, że ma rację, iż czegoś brakuje w paszporcie. Mężczyzna z komisariatu wytłumaczył najpierw mundurowemu, a potem nam oddając paszporty, że przy wizie turystycznej nie potrzebujemy informacji o której brak czepiał się patrol.

Gdy wyjechaliśmy z Khorog na rogatce za miastem znów zatrzymali nas do kontroli milicjanci. Ci też twierdzili, że brakuje nam jakiegoś wpisu w paszporcie, poirytowani powtórką sytuacji naskoczyliśmy na jednego z milicjantów, mówiąc że dopiero co byliśmy na komisariacie i jeśli uważa, że coś jest nie tak, to powinien zadzwonić na ten komisariat. Milicjant sięgnął w stronę telefonu, ale już nie zadzwonił i oddał nam paszporty.

Na śniadanie zjedliśmy jajecznicę w barze przy którym spaliśmy w namiotach.



Rano przy pakowaniu podeszła do mnie córka gospodarzy i zapytała czy będziemy płacić za nocleg. Kiedy zapytałem o cenę poszła po karteczkę na której było napisane 50 somoni i była to opłata od jednej osoby, dość sporo za udostępnienia kawałka trawnika, bo za niewiele większe pieniądze można wynająć hotel. To efekt niedogadania opłaty przed rozbiciem namiotów. Finalnie wytargowaliśmy na 60 somoni od nas trzech.













Jechaliśmy w stronę pierwszej na naszej trasie przełęczy znajdującej się powyżej 4000 m n.p.m. Motocykle robiły się coraz słabsze z powodu rzadszego powietrza. Trampek Herniego osłabł na tyle, że nie mógł podjechać na przełęcz Koj Tezak 4272 m n.p.m. Według nawigacji zatrzymaliśmy się na niecałych czterech tysiącach.

Kiedy ściągaliśmy filtr powietrza na sam podjazd na przełęcz, zatrzymała się przy nas para Polaków podróżujących samochodem Suzuki Vitara, byli to jedyni Polacy spotkani podczas naszej wyprawy.

__________________
http://www.na-dwoch-kolach.xn.pl

Ostatnio edytowane przez magyar : 29.03.2015 o 14:22
magyar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem