Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.11.2015, 15:39   #27
adamsluk
 
adamsluk's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
adamsluk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 3 godz 5 min 45 s
Talking Dzień 11

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 11

04.08.2015

Pole namiotowe zaczęło się budzić do życia już o 7 rano. Gdy wyjrzeliśmy z namiotów, prawie wszyscy jedli śniadanie lub zaczęli już pakowanie. Wydaje się, że pole namiotowe we Fromborku jest dla większości gości przystankiem w podróży na jedną noc.



Wieczorem widoczny na zdjęciu trawnik był pełen namiotów. Mimo wielu gości bar na polu namiotowym miał dość słabą ofertę. Podobno na śniadanie można było dostać wrzątek. Ponieważ mieliśmy jak zwykle nadmiar jedzenia z Biedronki, podzieliliśmy się śniadaniem z nowo poznanymi motocyklistami. Po śniadaniu czekało nas pakowanie. Tym razem trzeba było zwinąć namiot, materace, śpiwory. Zajęło nam to o wiele więcej czasu niż się spodziewaliśmy. Motocykle przeprowadziliśmy w cień, na słońcu nie dało się wytrzymać. W końcu o godz. 11 według mojego czasu (wieczorem okazało się, że telefon przestawił się na czas litewski – 1 godzina do przodu) udało się nam wyruszyć.
Ranek był bardzo ciekawy. Jechaliśmy wzdłuż kanału Elbląskiego i Mierzei Wiślanej. Piękna trasa.



Jechaliśmy także przez ruchomy most, gdzie był nakaz jazdy zygzakiem. Śmiesznie to wyglądało, gdy samochód przed nami jechał jak pijany.



Było też sporo zwodzonych mostów.





Niestety sama droga do Krynicy Morskiej i Piasków okazała się mniej ciekawa, ze względu na sznur samochodów zmierzających w tym samym kierunku. Ciągłe wyprzedzanie, a jezdnia w niektórych miejscach w fatalnym stanie.





W Piaskach Łukasz zarządził przerwę naprzeciwko stoiska z goframi. Miała być kawa, ale co tam, gofra też zjadłam z przyjemnością. Dawno nie jadłam tak dobrego gofra. Przede wszystkim był posypany świeżymi truskawkami, jagodami i brzoskwiniami. Gofr dodał nam siły na dalszą drogę.



Nawet dziki przyszły powęszyć, ale nic nie dostały. Za dobre było.



Droga powrotna z Mierzei Wiślanej minęła szybciej. Nie było tyle samochodów do wyprzedzania. Gdyby nie te samochody byłoby całkiem przyjemnie, bo było trochę zakrętów i jechaliśmy przez las.
Do Gdańska dostaliśmy się promem, którym już kiedyś płynęliśmy. Drogę tę pokazali nam znajomi trampkarze z wybrzeża, do których się podczepiliśmy, gdy ze zlotu w Kalu wracaliśmy do domu dość okrężną drogą. Powrót z nimi to była czysta przyjemność.







W Gdańsku zamiast trzymać się obwodnicy, skusiliśmy się na trasę bliżej morza. Łukasz nawet zjechał do centrum na przerwę.



Przystanek był dość przyjemny, ….



… ale po przerwie. Droga przez Trójmiasto to była istną tragedią. 30 stopniowy upał, korki i non stop światła.







Po wydostaniu się z tego piekiełka pojechaliśmy do Władysławowa. We Władysławowie Łukasz zatrzymał się i zapytał mnie, czy na pewno chcemy jechać na Hel. Ponieważ nigdy tam nie byłam, a teoretycznie był to cel naszej podróży na ten dzień, to obstawałam przy pierwotnym planie. Wspólnie podjęliśmy decyzję, że jednak pojedziemy. Poza miejscowościami droga na Hel była urokliwa, ponieważ nie było dużo samochodów. Gorzej było natomiast przy wjeździe do każdej miejscowości.







Na Helu dojechaliśmy do samego portu.





Była tam ciekawa hipsterska restauracja w autobusie, ale po drodze widziałam dobrze wyglądającą smażalnię ryb „Błękitny Gryf“ w Jastarni. A rybkami jeszcze się nie przejedliśmy. Był to dobry wybór. Dorsz był co prawda mrożony, bo był zakaz połowu, ale i tak pychotka. A dodatkowo nie było tak drogo. 6 zł za 100 gr, spora ilość frytek, za ketchup nie trzeba było ekstra płacić.
Zaraz za Jastarnią dziękowałam, że zjedliśmy obiad i miałam siłę na to, co nas czekało. Kilku a nawet kilkunastokilometrowy korek. Biedni kierowcy samochodów osobowych czekali, a my przejeżdżaliśmy boczkiem boczkiem. Chyba złamaliśmy wszystkie możliwe przepisy – jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej, wymijanie wysepek z niewłaściwej strony. Nie pochwalamy takiej jazdy, ale naprawdę nie dało się inaczej. Suzi i tak miała ponad 110 stopni na termometrze wskazującym temperaturę oleju. Niektórzy kierowcy byli tak uprzejmi, że zjeżdżali robiąc nam miejsce, inni wręcz przeciwnie mieli wypisanie na twarzy: skoro ja nie mogę, to ty też nigdzie nie pojedziesz.
Ponieważ byliśmy zmęczeni upałem i jeżdżeniem przez cały dzień w korkach, stwierdziliśmy, że poszukamy noclegu już w Jastrzębiej Górze. Nie była to dobra decyzja. Nigdy w życiu nie widziałam takiego tłumu. Nawet podczas koncertu. Czym prędzej uciekliśmy stamtąd.
Szukaliśmy dalej. Byle do następnej miejscowości. A tam nadal nic wolnego. Z drogi zadzwoniłam do znajomego w Słajszewie, który prowadzi agroturystykę i ma naprawdę dużo miejsc noclegowych, ale okazało się, że nawet on nie miał nic wolnego. Tego dnia odebrał około 100 telefonów. Powiedział nam, że od kilku dni jest szał, i że nie pamięta takiego sezonu.

Trzeba było szukać dalej. Po ujrzeniu znaku „wolne pokoje” zdecydowaliśmy się zjechać z trasy. Dojechaliśmy do odrestaurowanego dworku, gdzie na szczęście były wolne miejsca. Co prawda nie w dworku, a w budynku obok.



Pokoje te pamiętały czasy PRLu, ale najważniejsze, że nie padało na głowę. Ponieważ nie było tam piwa, pojechaliśmy jeszcze do sklepu. Tam spotkaliśmy parę podróżującą Rometem 125. Przyjechali z Sosnowca.



Okazało się, że śpią w tym samym dworku. Wieczorem przy piwku okazało się również, że są prawdziwymi pasjonatami. Rometem byli nawet w Alpach. Świetny przykład na to, że dla chcącego nic trudnego.





https://www.youtube.com/watch?v=AgRvGNgbsmk

Dystans: 383 km
Śniadanie: 15 zł
Obiad: 45 zł
kolacja: 15 zł
Nocleg: 45 zł/ os.+ 3 zł klimatyczne

C.D.N.
adamsluk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem