Naoglądaliśmy się z góry, czas ruszyć w miasto
Machu Picchu małe nie jest:
I chyba nadal do końca nie wiadomo, co to było.
Za Wiki:
Machu Picchu zbudowano w II połowie XV wieku podczas panowania jednego z najwybitniejszych władców Pachacuti Inca Yupanqui. Pełniło funkcję głównego centrum ceremonialnego, ale także gospodarczego i obronnego. Zamieszkiwali je kapłani, przedstawiciele inkaskiej arystokracji, żołnierze oraz opiekunowie tutejszych świątyń. Miasto składało się z dwóch części. W Górnej, zwanej hanman, znajdowały się: Świątynia Słońca, Grobowiec Królewski, Pałac Królewski oraz Intihuatana, największa inkaska świętość. W Dolnej mieściły się domy mieszkalne kryte strzechą oraz warsztaty produkcyjne. Na stromych zboczach otaczających miasto znajdowały się tarasy uprawne o szerokości 2-4 m. Miasto opuszczono ok. 1537 r. Ruiny miasta początkowo utożsamiano z Vilcabambą, ostatnią stolicą Inków.
Machu Picchu zostało odkryte przez amerykańskiego profesora Hirama Binghama. Bingham trafił tam 24 lipca 1911 z władającym językiem keczua przewodnikiem. Odkryto tysiące zabytkowych przedmiotów, w tym mumie, srebrne posążki, złote spinki i naczynia ceramiczne. Łącznie Bingham wywiózł legalnie do Stanów Zjednoczonych 4000 zabytkowych przedmiotów, które trafiły do Yale University. Machu Picchu było jednak najprawdopodobniej eksplorowane w dziki sposób znacznie wcześniej.
Widok na część „przemysłową” miasta:
Pięknie się to zachowało – ściany liczą sobie prawie 600 lat!
Po lewej część mieszkalna, po prawej przemysłowa:
Powoli z chmur wyłania się Huayna Picchu, szczyt nad miastem. Można na niego wejść (za dodatkową opłatą, rzecz jasna) i zobaczyć podobno najładniejszy widok na Machu Picchu.
Jedyne 360 m w górę
Huayna Picchu raz jeszcze:
Widoki z okien mieli niezłe:
Tarasy uprawne, i jednocześnie zabezpieczenie przez osuwiskiem:
Przewodnika nie mamy, musimy zatem doczytać

albo przykleić się do przewodnika władającego hiszpańskim (to Krzychu) bądź angielskim (Raf z Jagną)
Jedno z niewielu zniszczeń wskutek trzęsień ziemi (a jest ich tu sporo, to teren aktywny tektonicznie)
Świątynia trzech okien (nazwa raczej współczesna…) , widok od środka:
(widać tu słynną inkaską obróbkę kamieni na tzw. styk)
i z zewnątrz:
podobno w czasie przesilenia światło z okien oświetla jakiś specjalny kamień.
W ogóle mnóstwo tu kamieni odpowiednio zorientowanych geograficznie i astronomicznie…
Pięknie zachowany mur:
O, tam w dole most, którym szliśmy!
To podobno podobizna kondora:
I tak sobie łazimy po tym mieście sprzed 600 lat, wyobrażając sobie życie Inków…
Spotykamy Polaka, który zwiedza wszystko w biegu, bo ma całe 2 godziny

Kupił bilety do Peru nieprzyzwoicie tanio (czyli w tej samej promocji co my) i teraz zwiedza 4 kraje w 2 tygodnie...
Tu rekonstrukcja stropu:
A nawet całych chatek:
I bardziej w głąb, tym mniej turystów
Po pół dnia łażenia rzucamy ostatni raz okiem na całość:
oraz tabliczkę pamiątkową na cześć odkrywcy:
I schodzimy pieszo w dół, jedną z zachowanych ścieżek inkaskich.
Schodzimy niecałą godzinę, a łydki bolą następne dwa dni
Czasem zdarzają się inkaskie schody (takie same, które pozwalały ominąć wyrwę w ścieżce opisaną wcześniej)
Jeszcze krótki spacerek wzdłuż Urubamby:
i jesteśmy z powrotem w Aqua Calientes, gdzie akurat pociąg przywiózł następną porcję turystów:
Wieczór spędzamy w gorącej wodzie (po hiszpańsku… aqua caliente

), czyli basenach, przez które przepływa woda ze źródeł geotermalnych, oczywiście o lekko siarkowodorowym zapaszku zgniłych jaj
A na kolację peruwiańskie owoce, czyli ananas, mini-banany i coś, czego nazwy nie pamiętam, bo nie okazało się szczególnie smaczne