Odcinek 7, czyli konkurs na najbrzydsze miasto w Peru wygrywa Juliaca
Señora Guntalrewika nie spała dobrze.
Zmarzła na kość nawet pod inkaskimi kocami, z których każdy ważył chyba 10 kilo

i przypominał bardziej dywan.
Zjawiamy się bladym świtem w agencji turystycznej, bo namówiono nas na „turystyczny” autobus do Puno.
zamiast zwykłego lokalnego PKSu mamy wycieczkowy autobus, obiad, przewodnika oraz zwiedzanie ciekawych miejsc po drodze.
Drogo nie było, więc daliśmy się namówić i całe 300 km nad Titicaca przed nam

Jest nas całe 12 osób, tłoku zatem nie będzie.
Jagna z ciekawością obserwuje, jak żeńska część obsługi uwija się ja w ukropie przygotowując autobus, bagaże, kawę itp, itd
podczas gdy część męska ogląda TV
Na początek przedmieścia Cusco:
Wbrew pozorom, to nie budowa, tylko typowe bloki, w pełni zamieszkałe, co widać dopiero wieczorami – w każdym pomieszczeniu świeci się żarówka zwisająca z sufitu
Pierwszy postój to niepozorna mieścinka Andahuaylillas, jakieś 40 km za Cusco.
Tu znajduje się jeden ze starszych kościołów w Peru - Capilla Sixtina del Peru, zbudowany w 1570 przez jezuitów.
Z zewnątrz nie robi wrażenia:
Ale w środku już tak:
Na nas jednak nie mniejsze wrażenie robi śniadanie serwowane z przenośnej kuchni przez babcię Indiankę.
Lokalni biorą głównie sadzone jajko i ryż (co oni z tym ryżem w ojczyźnie ziemniaka, wstyd po prostu), my zostajemy przy kanapkach.
Babcia kroi na pół świeżutką bułkę, do środka pakuje awokado i gotowe.
Niebo w gębie!
Kolejny przystanek: inkaski most:
Tu chyba jest dużo turystów, bo nawet barierka jest i dziury zabezpieczone
Ciekawskie dzieci jak wszędzie:
Jedziemy dalej:
Kolejny punkt to jedno z niewielu „ocalałych” inkaskich zabytków: Raqch'i
Było to miasto położone na najważniejszym inkaskim szlaku (z Meksyku do Chile) , otoczone murami obronymio długości 4 km, typowa handlowa osada.
Zachowały się fragmenty murów:
oraz ogromnej (92 x 25,5 m) świątyni - Templo de Wiracocha:
w zasadzie została jedna ściana:
to podobno fragment tej inkaskiej „Panamericany”:
A to nasz angielskojęzyczny, bardzo zaangażowany przewodnik:
Bardzo dobrze radził sobie z angielskim. Jak nie pamiętał jakiegoś słówka, po prostu mówił po hiszpańsku
Całość postawiono z tufitu, czyli skały powstałej z popiołów wulkanicznych:
Resztki ogrodów (pyry oczywiście były też):
Imponujące musiało być to miasto! Niestety, Hiszpanie prawie zrównali je z ziemią…
A miejscowi do dziś wykorzystują fragmenty.
Tu schodki prowadzące na uprawne tarasy, zapewne też co najmniej 500 letnie:
Przed wejściem do ruin oczywiście raj dla turysty, czyli czapeczki, figurki, ozdóbki i co jeszcze dusza zapragnie w wersji inkaskiej.
Ale już o połowę tańsze niż w Cusco