Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.01.2016, 23:25   #25
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 20 godz 7 min 10 s
Domyślnie

Odcinek 8, czyli cepelia po peruwiańsku


Opuszczamy Fiesta de la Candelaria, omijając kałuże i śmieci wracamy do pensjonatu.
Na szczęście nie nakapało zbyt dużo wody z sufitu. Zresztą – i tak mamy lepiej niż ci z parteru, gdzie wybiła kanalizacja

Ponieważ jest całkiem chłodno, a właściciel z góry zapowiedział „no aqua caliente”, nawet nie próbujemy brać prysznic.

Zresztą, ciężko cokolwiek zrobić w łazience, bo nie ma tam ani światła, ani okna
Nie z nami jednak te numery, wykręcamy żarówkę na korytarzu, wkręcamy w łazeince i już widać , gdzie sedes, a gdzie bidet.

Bidet! po raz pierwszy takie urządzenie widzimy! Żeby jednak turysta nie poczuł się zbyt europejsko, to umywalkę, bidet i sedes zmieszczono na powierzchni jakiś 0,5 m2, a lustro wisi idealnie nad kibelkiem

Zasypiamy znieczuleni peruwiańskim winem z kartonu wśród odgłosów bębnów i trąb…

Rano ruszamy prosto na terminal terrestre, czyli ichniejszy PKS.
Kupujemy bilet na najważniejszą atrakcję Puno, czyli pływające wyspy Uros.

Pogoda nie rozpieszcza:



Krzychu sprawdza, czy mamy szansę dopłynąć w całości:



pewne rozwiązania techniczne są ciekawe:



płyniemy:



płyniemy w zasadzie kanałem w trzcinach:





Ale na szczęście się przeciera:





aż dopływamy do wysp Uros, których jest kilkadziesiąt:



każda z nich ma kilkaset metrów kw.



każda wyspa jest po prostu tratwą zbudowaną z trzciny:





lekkiej i pustej w środku:



od dołu trzcina gnije, więc cały czas trzeba dokładać nową.
trochę to wszystko się kiwa, jak na łodzi i Jagna ma niepewną minę





I nawet podziemne pomarańcze tam rosną !



Przewodnik wszystko nam objaśnia:



ale patrząc dookoła, jakoś średnio wierzymy, że ktoś tam mieszka na stałe.
Wyspy powstały kilkaset lat temu, kiedy to Indianie uciekali przed Hiszpanami, którzy zmuszali ich do niewolniczej pracy w boliwijskich kopalnia srebra.

I nadal podobno każdą wyspę zamieszkuje po kilka rodzin, jest szkoła i nawet mały szpital.

I podobno są gdzieś wyspy, gdzie nie dopływają turyści. Usiłowałam je wypatrzyć na zdjęciach satelitarnych, ale widziałam tylko Uros:
https://www.google.pl/maps/@-15.8179...!3m1!1e3?hl=pl

Wyspy Uros to jedna, wielka cepelia:



choć niewątpliwie bardzo kolorowa







Łodzie dla turystów:









jest nawet wieża widokowa:



Ech, gdyby móc zobaczyć wyspy kilkadziesiąt lat temu, przed chmarą turystów… Tyle, że w zasadzie sami jesteśmy jej kawałkiem

odpływając po godzinie mijamy lokalne boisko do nogi:



oraz ruch lokalny:



na łodzi rozmawiamy trochę z innymi „białymi”, wszyscy są mocno rozczarowani „cepeliadą” wysp Uros. Większość z nich wybiera się na wschód do Boliwii.

W porcie postanawiam skorzystać z toalety. W drzwiach babcia klozetowa pyta groźnie: „siku czy to drugie?” i w zależności od odpowiedzi wydziela odpowiednio długi kawałek papieru i kieruje do odpowiedniej kabiny

Inna ciekawa rzecz na Titicaca to parowce. Dwa takie statki sprowadzono w częściach z Anglii.
Opłynęły więc przylądek Horn i wylądowały w Arice (Chile), stamtąd transportowano je pociągiem do Tacna i dalej mułami przez Andy.
Cała podróż trwała 6 lat!
Do dziś pływa jeden z tych parowców. Historia tu: http://www.peruyavariexpedition.com/yavari-ship/

A my wstępujemy na obiad. Oczywiście na rybkę

Niestety Titicaca to również przykład katastrofy ekologicznej. Człowiek, chcą poprawić „rybność” jeziora, wpuścił to niego pstrąga. I teraz w Titicaca jest tylko i wyłącznie pstrąg…

A do pstrąga trzy rodzaje pyr, fasola i kukurydza



wracamy na terminal terrestre z zamiarem kupienia biletu do Arequipy. Ale to nie będzie takie proste

Każda linia autobusowa (a jest ich co najmniej 15!) ma swoja własną kasę i inną cenę. Przed każdą kasa stoi „naganiacz”, który śpiewnie wydziera się: Liiiimaaaa, Liiiima, za pól godziny!!!, Huuuuliaaaka najtaniej!!! i tak dalej.

W końcu znajdujemy najbliższy autobus, cena ok., chcemy kupić bilet. Tymczasem w kasie żądają najpierw biletu OD NAS. O co chodzi
Otóż niezależenie gdzie się jedzie, trzeba wykupić tzw. peronówkę, czyli bilet wstępu na peron…
Uff, udało się.
Wsiadamy.



Niestety wybraliśmy widokowe miejsca na górze, tuż przy szybie…
Najpierw wracamy do Juliaki, gdzie „kanalizacja deszczowa trochę szwankuje”:





A później mamy przejazd przez góry.
Nie takie niskie góry:



I jak to w górach: wąsko, ciasne zakręty, przepaście z boku.
Dodajcie do tego mgłę, ciemność, wyprzedzanie na trzeciego i wiarę w nieśmiertelność kierowcy autobusu, a będziecie już wiedzieli, dlaczego nie powinno się kupować miejsc tuż przed przednią szybą…
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem